Oto więc rozszerzona wersja spaceru:
Na placu przed Kościołem Santa Maria Novella złapaliśmy resztki dziennego światła.
Zastanowiła mnie ilość słupków wytyczających dość swobodnie trasę dla aut. Plac jest świeżo po remoncie, w końcu nie straszą na nim tymczasowe siaty, więc dlaczego w projekcie nie przewidziano traktu dla czterech kół? Choć te słupki i tak nie są takie złe. Ale jednak zastanawiające.
Doszliśmy do Duomo. To właśnie zespół trzech budynków wywarł na mnie największe wrażenie zmiany spowodowanej sztucznym oświetleniem. Ciemne tło nieba wydobyło geometrię, zaostrzyło linie i zlało budynki w jedną gigantyczną całość. Nigdy wcześniej nie odczułam ogromu tego przedsięwzięcia. Zupełnie zapomniałam o otaczających nas kamienicach.
W końcu jednak gdzieś pomiędzy dachami pokazał się fragment wieży z Palazzo Vecchio i niczym strzałka na kompasie wyznaczył nam kierunek wędrówki.
Przyjemnie wejść o tej porze na Piazza Signoria. Jedynie strażnik pilnujący Loggia dei Lanzi był w stanie mi przeszkodzić w robieniu zdjęć. Nie żeby mi zabronił w ogóle je wykonywać, ale od lwa wara! Nie dotykać, niczego nie kłaść! A ja tylko chciałam podejrzeć Davida z perspektywy lwiego podbrzusza :)
Gdy przyglądałam się fontannie z Neptunem w oku zaczęło mi się zmieniać tło. Dziwne, przecież tam jest tyko budynek, a wydawało mi się, że przez chwilę widzę tam kółka. Jednak nie myliłam się. Z kilku rzutników na fasadzie Palazzo della Mercanzia wykreowano różne obrazy. Zmieniały się nastroje, okna wypełniały się starymi zdjęciami, kolorowymi ilustracjami, przelatywały przez nie motyle, a deszcz, który ciął po skosie budynku kazał nam się rozglądać za schronieniem. Ale deszcz ustał i wszędzie rozkwitły kwiaty.
Na koniec prezentacji przeczytałam, że powstała z okazji 90 lecia powstania marki Gucci. Zastanowiłam się, czy miałam kiedyś z produktem Gucci do czynienia, a zupełnie zapomniałam, że od lat jestem wierna ich perfumom Envy. Zaczęło się to dawno, dawno temu, gdy pracowałam w szkole. Dostałam wtedy talon na Boże Narodzenie, który mogłam zrealizować w wielu sklepach. Weszłam do drogerii i powiedziałam, czego szukam i w jakim pułapie cenowym. To było istne szaleństwo wydać kilkanaście lat temu 200 zł na perfumy, była to kwota stanowiąca chyba jedną piątą mojego miesięcznego budżetu. Była to też pułapka na wiele, wiele lat. Zawsze jakieś niespodziewane zarobki, ponadnormatywny dopływ gotówki byłam w stanie przeznaczyć na flakon ulubionego zapachu.
Krzysztof, który akurat do nas dołączył, wypatrzył, że stoimy nie tylko przed zabytkowym budynkiem, ale i siedzibą Muzeum Gucci. Ja się tak zagapiłam w ciągle zmieniające swój wygląd okna, że wzroku nie opuściłam na drzwi zapraszające do wizyty. Nie tym razem, ale czemu nie, kiedyś zapewne. Teraz tylko rzut oka do wnętrza.
Kto nie chce czekać, niech zajrzy na stronę Gucci.
Prezentacja odbywała się w pętli, ale dotkliwy wiatr i noc przeganiająca powoli wieczór dały sygnał do odwrotu. Sygnałem byli też zwijający się handlarze. Wędrowali z Piazza di Mercato Nuovo tworząc niezłe dopełnienie do obejrzanej właśnie instalacji, można by pomyśleć, że rozciągnęła się w trzeci wymiar. Kupcy ciągnęli złożone kramy spięte ze sobą łańcuchami. Dlaczego robili to w tak zorganizowany sposób, a nie każdy osobno?
Wyglądali spektakularnie.
Opuścili Loggię del Mercato Nuovo. Świetnie! Wśród pustych kolumn w końcu zobaczyłam dwubarwny znak przypominający koło z wozu. W ciągu dnia stoi na nim stragan.
W tym miejscu renesansowi dłużnicy otrzymywali upokarzającą karę chłosty na goły tyłek. Ponoć stąd wzięło się tutejsze powiedzenie "z tyłkiem na ziemi" jako synonim nieszczęścia.
A ja mam pewien z lekka powiązany z miejscem kaźni komentarz, wypatrzony na wystawie sklepu z bielizną:
Może "Co mi w gaciach gra"?
Odpowiedzi niewskazane :)
Żeby jednak nie zakończyć nieprzyjemnymi doznaniami chłosty pokażę ostatnie zdjęcie, dość nieudane, ale to taka mała petęlka czasowa.
Kiedyś opisałam pana dbającego o swego psiaka:
Tym razem spotkaliśmy go z dwoma pupilami tej samej rasy, bardziej żwawymi. Za to pan ciągle w koszuli.
Brr! Weźcie pod uwagę, że żałowałam swoich kpin na początku spaceru. Widziałam idące chodnikiem dwie dziewczyny ciepło ubrane, łącznie z rękawiczkami. Szyderczy śmiech szybko wyparował od zimna metalu mojego statywu, przegonił go również obrzydliwy wiatr. Szukam zimowych ubrań! Zwłaszcza rękawiczek.
Niesamowity spacer. Mogła bym tak w nieskończoność czytać i patrzeć;
OdpowiedzUsuńmam za sobą spacer między północą a drugą w nocy, odżyły wspomnienia, zapiekły stopy.
Miłym dopełnieniem Twojego była ta iluminacja świetlna, zawsze jakaś odmiana.
Florencja...
Życzę ciepłego szaliczka, rękawiczek i spacerów w tak niezwykłych okolicznościach !
Piękny spacer, piękne zdjęcia. Projekcja na budynku mi się podoba. CHętnie bym kiedys Muzeum Gucci odwiedziła.
OdpowiedzUsuńMałgosiu,a zaszokował mnie widok porcellino, po prostu tak pusto za nim tam jest wieczorem? W ciągu dnia jest tam taki ryneczek z różnościami przecież , dobrze mówię? ROzumiem,ze te budki są przenośne?
Pozdrowienia:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMażenko, dziękuję. Już dotarłam do ratujących mnie rękawiczek.
OdpowiedzUsuńMajanko, tak wieczorem już kilka razy widziałam te pustki. A handlarzy właśnie pokazałam zwijających się. To te śmieszne budy jadące gęsiego. Były połączone ze sobą łańcuchami.
Co do skrzypiec, na których grywam, czy nie szkoda ich na wystawy :) A tak swoją drogą skrzypce były całe ?
OdpowiedzUsuńA co do koszuli, to właściciel piesków ma na dwóch zdjęciach różne koszulki ?
Udanych zakupów !!!!
Aniu nie wiem, w jakim stanie były skrzypce. Dla mnie to przepiękny przedmiot dający piękną muzykę. Sama mam stare, byle jakie, zniszczone. Kiedyś nad nimi popracuję, ale nie żeby doprowadzić je do doskonałości, są i tak wspaniałe.
OdpowiedzUsuńAcha, no popatrz hehe:D
OdpowiedzUsuńNie zauważyłam tych zdjęć czy co?
Tak sie zapatrzyłam, ze ominęłam.
Buziaki :*
Uwielbiam zwiedzać nocą. To co zatłoczone staje się mistyczne. Muzea oczywiście za dnia ale powrót nocą. Nie mogłam trafić na sławnego dzika, którego chyba Twój Rodzic pociera na szczęście udało mi się to dopiero po północy tu http://mojezdjeciama.blogspot.com/search/label/Florencja /styczeń 2011/
OdpowiedzUsuńW normalnym życiu, bardzo potrzebuje snu ale wyjeżdżając szkoda czasu
Niesamowite co światło może zdziałać!
OdpowiedzUsuńOkienne iluminacje wspaniałe.
Pana z pieskiem doskonale pamiętam jesteś świetnym obserwatorem (obserwatorką?). O ile pamiętam to najpierw zadzwonił po parasol który potem okazał się ochroną przed deszczem dla psa:-) Boki zrywałam oglądając zdjęcia, to tylko w Italii może się zdarzyć!
Tak Ula, dokładnie o tej scence pisałam. Ciekawe, czy ten pan jest hodowcą tych buldogów, czy też tamten starzec pożegnał się już ze światem, a pan się pocieszy dwoma następnymi. Jeśli spotkam go trzeci raz, to zapytam :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, ja do tej pory nie znalazłam tego koła, wiadomo kramy przysłaniają ale podczas wrześniowego pobytu byłam na puściutkim Mercato, obeszłam wzdłuż i wszerz bez rezultatu. Z której strony się znajduje? Następnym razem wezmę kompas :-)
OdpowiedzUsuń