Ja tak, zwłaszcza je podglądać. Staram się podczas uroczystości za dużo nie myśleć, co życie może przynieść, zweryfikować, namieszać. Lepiej patrzeć na miłość w oczach Młodych, radość, nadzieję na wspólną przyszłość, długą przyszłość.
Tym razem znałam Pannę Młodą (tradycyjnie spóźnioną), byłam kiedyś u niej w rodzinnym domu na kolacji. To od jej ojca mam przepis na nocino, czyli włoską orzechówkę. Wraz z siostrą (świadek) stroiły kiedyś kościół na Wielkanoc. Do jej babci Krzysztof co miesiąc idzie z wizytą. Babcia już niemal nie chodzi, a jednak na ślub wnuczki, przy czynnej pomocy rodziny i balkonika, dotarła na uroczystość.
Tak jak się spodziewałam, było dość swojsko i sympatycznie. Młodzi mieli niezły ubaw z fotografem, który po Mszy św. usiłował ustawić ich w jakiejś oryginalnej pozycji, ale w kościele to chyba nie ma za szerokiego pola popisu?
Po raz pierwszy zostałam odkryta jako podglądaczka, wypatrzył mnie Pan Młody, pomachałam i jemu, i jego świadkom, oraz zdziwionej Michiko (Japonka, która u nas gra na bardziej uroczystych mszach).
Żeby jeszcze tego ryżu ludzie tyle nie sypali! Ale o tym już tu kiedyś chyba ktoś wspomniał, wszak to pokarm, dużo lepsze są te płatki róż z prawej strony.
Młodym życzę wszystkiego najlepszego we wspólnym życiu!
Cudne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się to na dole po lewej stronie , gdzie Młody paluszkiem grozi Młodej ;).
Pozdrawiam Małgoś:*
Liczyłam na to, że ktoś zobaczy ten gest :) Brawo!
Usuńale dzięki temu sypanemu ryżowi zdjęcie wyszło pięknie ;)
OdpowiedzUsuńPodglądałam z Tobą Małgosiu.Uroczystości ślubne zawsze mnie wzruszają. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńlubię sluby nawet obcych ludzxi, jest w nich magia atmosfera obietnice...
OdpowiedzUsuńj