Siedzi Druso pod stołem na ogrodzie i się zastanawia, od tego myślenia, aż się zgarbił. Pani znowu jakieś eksperymenty robi.
Muszę w końcu spróbować ususzyć pomidory. Myślałam, czy by ich nie pociąć, ale kieruję się tym, co kiedyś widziałam w Apulii - rozłożone na płótnach, w całości. Przekonałam się też, że przecięcie może utrudnić suszenie. Jedni znajomi parafianie tak właśnie robią i borykają się z pleśnieniem pomidorów. A moje na razie powolutku się marszczą.
Pokazuję je w stanie "prosto z krzaka", bo widać jakie ładne papryki z tych pomidorów. Czy mam iść do ogrodniczego sklepu i im pokazać, jakie "San Marzano" mi sprzedali?
Nie żeby były niesmaczne, nawet są dużo ładniejsze od tamtej odmiany, tylko jaką ja mam odmianę?
:)))) uwielbiam suszone pomidory..kompletnie zwariowałam na ich punkcie..jak tylko mam możliwość to proszą znajomych, żeby ze swoich wypraw do Italii zawsze mi przywieźli..pachną niesamowicie..nijak nie udaje mi się wyprodukować polskich podróbek.. Trzymam kciuki za Twoje pomidorowe papryczki:))) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasz odmianę śliczną.
OdpowiedzUsuńZ pewnością Ci się uda to suszenie. No i jak elegancko mają do tego suszenia!
Kinga
my w plasterkach suszymy, też podłużne, bo są bardzo mięsiste i mają mało soku, w całości nie próbowałam, więc czekam na efekty i trzymam kciuki ;)
OdpowiedzUsuń