sobota, 25 sierpnia 2012

MI PRENDONO PER IL CULO

Zazwyczaj staram się unikać pejoratywnych zabarwień na blogu, ale tym razem no nie da się. Gombrowicz całą gębą pcha się do niemal każdej myśli. No jak zachwyca, jeśli nie zachwyca?
A co?
Całości niedzielnego porażenia, z którego pochodzą dwa poprzednie wpisy, dopełnia główny cel wyprawy do Florencji.
Najpierw jednak odszczekam, to co komuś powiedziałam, że w Uffizi nie zazna ochłody i schronienia przed upałem. Zazna, i owszem. Jakoś wcześniej miałam wrażenie większej duszności panującej w muzealnych salach.
Turysta zazna też przyjemnego chłodu w Galleria dell'Accademia (oprócz gipsoteki).
Tam właśnie wyciągnęłam Krzysztofa, by zobaczył jak sztuka inspiruje sztukę (moje swobodne tłumaczenie dla tytułu wystawy "Arte Torna Arte"). Przyznam się od razu, że wcześniej widziałam tylko zajawki i nie wnikałam w dalsze opisy dotyczące wystawy. Miałam nadzieję zobaczyć jakieś ciekawe i poruszające odniesienia sztuki współczesnej do dzieł dawnych mistrzów, bawić się jakimś niespodziewanym zestawieniem obiektów, nierealnością sytuacji, jak chociażby widziana na zdjęciach akcja biegaczy przy "Dawidzie".
http://www.italynewsweek.com/firenze-e-arte-torna-arte.html
Wybaczcie, że sobie pomarudzę, że się nie zachwycę, ale no nie mogę zapomnieć o tym, co mnie pociąga w działaniach artystycznych. Nie mogę zapomnieć o pięknie, o warsztacie twórcy. Lubię też, gdy dzieło "rozmawia" ze mną samodzielnie i nie potrzebuje wsparcia słów z opisu.
Ja rozumiem, że strasznie nowatorskie były wąsy domalowane Giocondzie przez Duchampa, ale gdy zobaczyłam tę makatkę (tak, tak, makatkę) na własne oczy, to gruchnęłam gromkim śmiechem.
Albo skądinąd ciekawy pomysł pomalowania współczesnych postaci na lustrze w pozach z "Biczowania" Piero della Francesca. Już by się mogło wydawać, że zostaję wciągnięta w przestrzeń obrazu, że tam gdzie lustro, jest miejsce na mnie - odbiorcę, ale nie umiałam zapomnieć, że te postaci wcale nie są w identycznych pozach, co sugerował opis, by "naciągnąć" nas na odniesienie do konkretnego dzieła.
No i tak było, co chwilę.
A to szyny kolejowe z przełożonym zwiniętym białym płótnem, całość położona na stole z białym obrusem. Domyślacie się, o co chodzi? Niby możemy się domyśleć, że to ma być esencja Męki Pańskiej, ale instalacja sama w sobie nie mówi mi za wiele. No bo żeby chociaż artysta dał grubą drewnianą belkę, ale szyny? No tego mój rozum nie obejmuje. I nie wydaje mi się, żebym miała wielkie braki w szarych komórkach. Dla mnie to hochsztaplerka.
A osławiony Andy Warhol? Może to i wielka sztuka, ale naprawdę nie zachwyca mnie podkolorowana na różowo podwójna odbitka "Ostatniej Wieczerzy".
Wolę patrzeć na wszelkie Madonny, Ukrzyżowania, niż na cały obraz Yves Kleina pokryty błękitem zwanym International Klien Blue.
http://www.artetornaarte.it/it/audio/dialoghi
Na co mi słowa artysty: "Błękit, którego użyłem, jest błękitem nieba z obrazów Giotto"? I nic mnie nie "nawróci". Gdybym miała wybrać, co powieszę w domu: Giotta czy Kleina, co bym wybrała?
I tak szliśmy od "dzieła" do "dzieła" a mi było coraz bardziej gorąco, a niby klimatyzacja sprawnie działała w pomieszczeniach Gallerii. Próbowałam nawet sama wymyślać interpretacje dla niektórych "perełek", ale odpuściłam przy zwojach rurek aluminiowych.
http://d.repubblica.it/argomenti/2012/05/07/foto/mostra_firenze-1007181/2/#media
Rozejrzałam się w pobliżu jakich dzieł je umieszczono i już spostrzegałam w nich koronę cierniową, gdy Krzysztof zafundował mi zimny prysznic z opisu. To było odniesienie do okrągłego kształtu pobliskiej trybuny w której stoi "Dawid" Michała Anioła.
Byłam wręcz podirytowana i nie dałam się namówić pryncypałowi na działanie podobne do reklamy Skody. Kojarzycie intelektualistów debatujących przed wieszakiem na ubrania? Ja miałam zachwycić się krzesłem, na którym siada zazwyczaj osoba pilnująca ekspozycji. Już nie miałam sił nawet na taki eksperyment.
A już zupełnie dobił mnie kiczowato pomalowany "Dawid" chcący mi udowodnić, że kicz świadomie użyty przestaje być kiczem. Może i przestaje, ale i tak nie zachwyca.
http://artislimited.files.wordpress.com/2012/05/michelangelos-david-by-feldmann.jpg
A ja lubię, żeby zachwycało, żeby serce poruszyło, żeby mi trzewia wymieszało, żebym wyszła i zapomnieć nie chciała.
Ok, przyznam się, jedna rzecz mi się spodobała. I takie działania lubię, choć żeby zaraz nazywać je Sztuką? To chyba nie?
http://www.exibart.com/notizia.asp?IDNotizia=37608&IDCategoria=52

Jedna z sal wyłożona była potłuczonymi lustrami, zabezpieczonymi potem szybami, po których można było chodzić. Odbijały się w nich dzieła dawnych mistrzów, ale i to, co jest skryte pod spódniczkami kobiet.

Zapewne znalazłoby się jeszcze kilka interesujących obiektów, ale już miałam dość. Szkoda mi, że tego typu sytuacje powodują we mnie blokadę, która potem niezasłużenie rozszerza się na pojmowanie sztuki współczesnej. Tak to jest z urazami, że po nich stajemy się mniej obiektywni.
Na nieszczęście studiowałam w czasach, gdy konceptualizm miał się bardzo dobrze, a o warsztacie można było zapomnieć. Bywały osoby na uczelni, które nie potrafiły wykonać poprawnego akademickiego rysunku, od razu zabierały się za "TFUrczość".
Cały czas borykam się z problemami, których wtedy nie rozwiązałam. Na technologii malarstwa mieliśmy tylko ćwiczenia z ucierania tempery i to wszystko. A jak ją zastosować? Jak np. pozłacać? Jak robić laserunki. Albo się człowiek dowiadywał o tym od innych kolegów, albo sam metodą prób i błędów dochodził do otwierania wyważonych drzwi, albo doczekał czasów, gdy tę wiedzę jest dużo łatwiej zdobyć samodzielnie.

Nie obawiam się oskarżenia o niewiedzę i głupotę. Może sobie ktoś myśleć i pisać, że się nie znam i  i nie rozumiem sztuki współczesnej. Czasami myślę, że jej nie chcę rozumieć. Na pewno nie takiej, której część pojawiła się na szacownej wystawie.
Czas wyjaśnić tytuł wpisu.
Długo zastanawiałam się nad formą "mi prendono in giro" czy "mi prendono per il culo" (samo "culo" oznacza dupę). Pierwsza forma jest łagodniejszym stwierdzeniem znaczącym: "stroją sobie ze mnie żarty". Druga niby nie jest uważana za wulgarną, jest dość bliska naszego polskiego "robią sobie ze mnie jaja", ale znajomy Włoch powiedział, że on sam do znanej sobie osoby nie powiedziałby frazy z użyciem słowa "culo". Postaram się to zapamiętać, za to na wiele działań sztuki współczesnej chyba będę mówić "mi prendono per il culo", albo ..
Słowacki wielkim poetą był!

12 komentarzy:

  1. Dziekuje za ten szczery wpis. Czasami naprawde potrzeba dziecka, ktore krzyknie: Krol jest nagi!
    Pozdrawiam
    A

    OdpowiedzUsuń
  2. Król jest nagi-mnie tez nie zachwyca!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zupełnie się nie znam "zawodowo" na malarstwie i sztuce, ale pewne dzieła podobają mi się (średniowieczne np. są piękne!!!), inne mniej, no a współczesne w 90% nie. To co piszesz, Małgosiu, sugeruje, że może mój "nos" nie jest oznaką skrajnego ignoranctwa?! Pozdrawiam i tęsknię już za Toscanią - do przyszłego roku! Annamaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale znam obawy ludzi przed własną opinią na temat sztuki, dlatego między innymi napisałam ten tekst.

      Usuń
  4. Pani Małgosiu, czytam Pani bloga z dużym zainteresowaniem - tak trzymać!
    Jest Pani powiewem normalnego spojrzenia na piękno Toskanii, bez zbędnych ochów i achów ;) Pozdrawiam serdecznie!

    PS. Jednak jako italianistka muszę dorzucić swoje 3 grosze: "mi prendono in giro" jest ok, ale "mi prendono in culo" już nie - Włosi mówią "mi prendono PER IL culo" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, bardzo chciałabym lepiej mówić po włosku. Już poprawiłam. Również pozdrawiam, dziękując za miłe słowa.

      Usuń
  5. Pani Małgosiu dawno tu nie pisałam ale dzis zachecona wpisem dorzuce swoje dwa grosze. Trochę podniósł mnie na duchu Pani post. Bałam sie, że wspólczesna sztuka irlandzka została zdominowana przez leni. Okazuje sie że nie, że nawet wielkie Włochy maja podobnych "artystów". W Dublisnkiej galerii Narodowej mozna znaleśc salę w której ktos umieścił kilka gałęzi, nie wysilił sie nawet na nadanie temu czemus tytułu, jest stół z kulkami pomietego papieru rónież bez tytułu.No i moje "ulubione dzieło" dwie fotografie- na jednej gość opala sie z kisiazką na brzuchu na drugim pokazany jest efekt tego opalania. Eh co o nas pomyślą sobie przyszłe pokolenia i ile z tych "dzieł" bedzie zamieszkiwac podobne intytucje jak Uffici czy Luwr?

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja mam jeszcze w takich razach poczucie, że ktoś mnie próbuje oszukać, że oczekuje uznania i podziwu wobec czegoś, nad czym się zbytnio nie napracował. A w duchu się ze mnie śmieje...
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  7. Maya, byłam przekonana, że się odezwiesz. Ze względu na czytelne intencje, z jakimi tu wchodzisz, jesteś nieproszonym gościem. Wystarczy to, co wypisujesz na swoim blogu, po co mam stwarzać Ci okazję bycia gorszą, niż jesteś?

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezależnie od treści usuniętego wpisu - lepiej nie można było skomentować działalności pani Mai...
    Kinga

    OdpowiedzUsuń