Wieczoru?
Tak, bo jeśli pizza, to tylko wtedy, gdy się uda zebrać wszystkich domowników, no i gdy się rozpala drewno w piecu. A piec u Pauli to obiekt mojej zazdrości, mimo niewielkiej kuchni, otwór do niego jest właśnie w tym pomieszczeniu.
Kiedy tym razem zostaliśmy zaproszeni na pizzę, postanowiłam w końcu poprosić ją o możliwość fotografowania swoistego przedstawienia.
Bohaterem są ręce gospodyni wyciskające nieregularne placki,
wałek przypominający raczej gruby kij,
szuflada pełna poporcjowanego i już wyrośniętego ciasta (na własnym zaczynie, z mąki prosto z młyna),
dodatki do schiacciaty (białej pizzy) i to, co nakłada się na samą pizzę.Zadziwiające, bo nie jestem wielką miłośniczką pizzy, a u Pauli zupełnie o tym zapominam.
Najpierw jem samo ciasto z aromatyczną mortadelą lub pyszną kiełbasą ze sieneńskiej świni. A potem usiłuję (bo wieczór, a ja przecież nie jem kolacji) zmieścić jeszcze chociaż pizzę z kiełbasą i stracchino oraz mój przebój absolutny - z gorgonzolą i gruszką. Wszędzie pojawia się jeszcze sardyńska suszona mozarella. Sardyńska, bo Paula pochodzi z Sardynii. Tata daje jeszcze radę pizzy ze świeżym prawdziwkiem zebranym w okolicach Abetone, pokrojonym tuż przed włożeniem do pieca. Mimo, że się wzdraga przed zjedzeniem czegoś o imieniu własnej córki, kusi się jednak na aromatyczny czerwony sos parujący z margherity.
Nikt już nie miał ochoty na pizzę z nutellą, jako deser, gdyż przyniosłam moje imieninowe ciasta.
Wszystko przegadane, zagadane, więc nie dziwi jeden zapomniany placek. Wystarczy przecież kilka minut, a w miejsce pachnącej pizzy pojawia się węgielek. Nie do końca zrozumiałam też relację między sposobem ugniatania ciasta a jego poduszkowymi efektami. Chyba (?) wałkowanie więzi pęcherze powietrza, a ugniatanie palcami nie, a może na odwrót?
Do domu wracałam z pełnym żołądkiem i małymi baletnicami. No bo jak nazwać pewne przedziwne papryczki? Dobrze, że jestem ciekawska i zapytałam Paulę, co też się suszy na tarasie. Pomidorów to nie przypominało. Zostałam odesłana do rośliny z przeciwległego kąta tarasu i zwariowałam.
Takie małe czerwone patisonki. Paula namówiła mnie, bym sobie zerwała, ile chcę. Nie śmiałam ogołocić całego krzaczka, ale z tego, co wzięłam, mam mocne postanowienie wyprodukowania nasionek.
Żebym tylko nie zapomniała o rękawiczkach, bo ponoć piekielne to peperoncino.
A jak bardzo spodobała mi się ich forma, niech świadczy sesja zdjęciowa z papryczkami.
A teraz kończę wpis i w brzuchu mi burczy na widok wszystkich pyszności. Czy ja w ogóle powinnam pisać o jedzeniu?
O matko! ale apetycznie:)))
OdpowiedzUsuńO matko! Tak było :)
Usuń
OdpowiedzUsuńTAAAK !!!!!!! !!!!!!!!!!!!
GRAZYNA.P
Widzisz, raz ludzie mówią, że ich dręczę, a później, żeby pisać, hi hi hi. No dobra, kokietuję :)
UsuńOglądam zdjęcia i czuję ten zapach ...
OdpowiedzUsuńJak Pani to robi, Pani Małgosiu?
Pozdrawiam, tanova
Mam specjalną aplikację, do przesyłu zapachów :) Bardzo tajna broń bloggerska. Prowadzące blogi o perfumach dałyby za nią fortunę :)
UsuńBardzo oryginalny wpis! Wszystko smaczne, wszystko interesujące, wszystko pękne!
OdpowiedzUsuńmiało być - piękne. Zjadłam literkę, chyba zrozumiałe..
UsuńKto by się dziwił, sama zjadłabym więcej liter. Częstuj się Mażenko, którą chcesz :)
UsuńTe patisonki są przepiekne. Cud natury! Wyglądaja jak rózyczki :-) Niektorych rzeczy nie powinno się jesc, tylko podziwiać! Fantastyczny ten dzisiajszy post. Ech...
OdpowiedzUsuńNo i ciekawostka językowa dla mnie - nie wiedziałam, że Toskańczycy ściągają przyimek z rodzajnikiem przed imieniem (!) Ja bym to zaraz chciała poprawiać, hehe.
Pozdrowienia dla Pauli!
No przyimki z rodzajnikami są ściągane, z tego, co się orientuję, bez względu na region, ale toskańskie jest tu to, że imię ma rodzajnik. Przy czym tylko żeńskie imię. Mówiła mi znajoma, że z kolei jest jakiś region Włoch (nie pamiętam, który), gdzie męskim imionom towarzyszy rodzajnik.
UsuńO ile dobrze pamiętam męskim imionom towarzyszy rodzajnik np. w Mediolanie, a ogólnie można chyba powiedzieć, że w północnych regionach to się zdarza.
UsuńPozdrawiam,
Małgorzata Kistryn
JAKI SMACZNY POST! a papryczki zniewalają urodą:)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że się spodobają :)
UsuńCzytając ten wpis o mało nie zjadłam filcowej podkładki pod kubek!
OdpowiedzUsuńGdybyś posmarowała gorgonzolą i dała płatki gruszki, może byś się nie spostrzegła w różnicy?
UsuńPowinnaś pisać o jedzeniu jak najbardziej. Twój przepis na kurczaka w aceto balsamico do dziś jest przysmakiem w naszej kuchni ....mniam. Pozdrawiam Iwona
OdpowiedzUsuńRozumiem, sama z chęcią wracam do niego :)
UsuńMałgosiu, ten piec, ta pizza, wow, wow! Wspaniałości!
OdpowiedzUsuńPamiętam,jak w Asyżu, w pizzerii oglądaliśmy jak pan robi i wypieka pizzę w piecu. Coś wspaniałego no i ten zapach ! Kocham.:)
A pan był tak miły,że pozwalał piec sfotografować, a dziecku specjalnie pokazywał co i jak sie robi. Miło:).
Papryczki-patisonki przepiękne i jaki wdzięczny obiekt do fotografowania!
Śliczne zdjęcia:)
Całuję:*
Dobrze, że wzięłam aparat :)
UsuńPaula ma zlote rece, robiac takie cudownosci. Ja jednak bardziej zazdroszcze jej tej pieknej kuchni, takiej klimatycznej nie wspominajac o piecu - istne cudo!
OdpowiedzUsuńCzytajac ten post, poczulam sie jak bym tam byla i uczestniczyla w przyrzadzaniu tej kolacji, wspaniale zdjecia.
Papryczki cudne i pewnie cudnie ostre:)
Malgosiu, troszke spoznione ale plynace z serca zyczenia imieninowe.
Wszystkiego co najpiekniejsze zycze, usciski.
Ostrości papryczek jeszcze nie spróbowałam boję się :) A życzenia nigdy nie są spóźnione, najwyżej są za wcześnie w stosunku do następnych imienin :) Dziękuję :)
UsuńDzieki za ten post od kuchni,wspaniala uczta dla ....oczu.pozdrawiam.irena
OdpowiedzUsuńJuż teraz wiem, jak rozruszać czytelników :)
UsuńMałgosiu z okazji urodzin życzę Ci wszystkiego co najlepsze i najpiękniejsze, zdrowia, uśmiechu i spełnienia wszystkich marzeń!:)
OdpowiedzUsuńMajanko, ślicznie dziękuję :)
UsuńPisać, jak najbardziej!! I fotografować też! :) I opis i zdjęcia są świetne, papryczki śliczne, a najbardziej chyba zaciekawiła mnie pizza z gorgonzolą i gruszką - musi być pyszna!
OdpowiedzUsuńCo do pizzy z nutellą - miałam okazję spróbować (nie mogłam sobie odmówić, pomimo alergii na orzechy laskowe w nutelli... ;) ), przyniesiono ją właśnie jako deser po pizzy tradycyjnej i jest całkiem dobra :)
Pozdrawiam :)
Tak, gruszka i gorgonzola to moje odkrycie u Pauli. "Sprzedałam" ją już w rodzinie i idzie szturmem przez salony :) Mimo, że lubię nutellę, wolę jednak nasze ciasta na deser.
UsuńGosiu, oczywiście, ze powinnaś pizza z gorgonzolą i gruszką musi być pyszna, ale nie wiem czy podawałaś nam przepis na ciasto do pizzy które robi Paula? bo gorgonzola w Polsce jest gruszki są tylko przepisu na ciasto brak, pozdrawiam serdecznie, papryczki maja piekny kształt
OdpowiedzUsuńj
Nie podawałam przepisu, nawet nie pytałam Pauli, bo myślałam, że bez pieca nie dam rady takiej pizzy popełnić. Ale nadrobię to niedopatrzenie.
UsuńTanti auguri!!!
OdpowiedzUsuńMalgorzata Kistryn
Mille grazie :)
UsuńNo zazdroszczę z całego serca tych smaków, widoków, zapachów. Czytanie tego wpisu było przyjemną torturą (nie udało się uniknąć tego oksymoronu). Poproszę o więcej!
OdpowiedzUsuńTeż się męczyłam pisząc, bo już mi było tęskno do tych smaków i atmosfery .
Usuńjutro idę na pizzę !!! (chociaż jakaś namiastka będzie)
OdpowiedzUsuńSzczęścia i wszystkiego pięknego z okazji urodzin! :)
I jak? Smaczna była?
UsuńSpóźnione, bo po niezwykłej wariackiej ośmiobabskiej podróży - najlepsze, najserdeczniejsze życzenia urodzinowe! I całusków tysiące!
OdpowiedzUsuń- przesyła Kinga
(objedzona pizzą, smakołykami z migdałów, nasączona winem i limoncello, obiecująca - jak się pozbiera - opis tego szaleństwa)
Chociaż jedna nasycona! Dziękuję za życzenia :)
UsuńGosiu , nie byłoby Ci łatwiej zrezygnować z tych włoskich słodkich śniadań? Ten Twój upór odnośnie niejedzenia kolacji jest wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. Ja już dawano nabyłabym się deprechy. Chyba się nabawię czytając jak to sobie odmawiasz tcy pyszności.
OdpowiedzUsuńMaszko! W tym sęk, że jem polskie śniadania. No, chyba że mnie Asia do baru wyciągnie o poranku.
UsuńZ okazji Urodzin, najlepsze zyczenia Malgos!
OdpowiedzUsuńAlez smakowite zdjecia, a nawet nie Wiesz, jak ja tesknie za smakiem pizzy z Neapolu. Do czasu wyjazdu do Wloch jakos za pizza nie przepadalam i jadalam niezwykle rzadko, a teraz zjadlabym chetnie ale tylko tamta.
Serdecznie pozdrawiam :)
Za życzenia dziękuję :) na Twoim miejscu też bym tęskniła. Ja już na samą myśl o takiej sytuacji tęsknię.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPomysl z szuflada jest super do wyrastania ciasta jest super. Tez bym chciala miec taki piec .
OdpowiedzUsuńTyle razy widziałam jak Paula robi pizzę, a dopiero teraz zobaczyłam tę szufladę. Magia aparatu?
Usuń