Dobry moment, by je pokazać.
Oddzielą miesiąc od miesiąca, w zapiskach, bo w kalendarzu to mam niezły poślizg :)
Poza tym zostały już wręczone, więc nie zepsuję niespodzianki.
Obydwie imieninowe.
Ta dla pryncypała akurat niespodzianką nie była. Wręcz dostałam wskazówki, by przetworzyć rzeźbę z grobu Cino da Pistoia - średniowiecznego prawnika i pisarza, pochowanego w tutejszej katedrze.
Na drugiej zakładce w inicjale namalowałam Archanioła Rafała wraz z jego atrybutami - rybą i kosturem, bo Chryzostom potrzebuje takiego opiekuna.
Dziekuję - Chryzostom :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPiekne
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńMisterna i doskonała praca, jak wszystko co robisz Małgorzatko. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDo doskonałości to im daleko, ale bardzo mnie wciąga :)
UsuńJa bym chciała ze Świętą Ritą, albo Małą Tereską;))
OdpowiedzUsuńUściski!
Też bym chciała :)
UsuńMałgosiu, piękne zdjęcia robisz :-) W jednym z poprzednich postów - krzyż na tle podświetlonego witrażu - cudne. I wiele, wiele innych... Galeria jednej fotografii - bardzo zacny pomysł.
OdpowiedzUsuńA te Twoje zakładki pewnie zastąpią takie stare, szydełkowe... :-))
Pozdrowienia serdeczne od Olgi.
Olgo, czy Ty jesteś "moją" znaną mi Olgą? Dziękuję Ci za miłe słowa. U mnie malowane zakładki muszą zastąpić te szydełkowe od razu, bo ja na szydełku to chyba tylko łańcuszek umiem zrobić.
UsuńTak, to ja :) Ciągle Cię tu blogowo odwiedzam.
UsuńWspaniale :) Nie wiedziałam, od razu mi weselej. Od samego rana, gdy to przeczytałam :) A może kiedyś odwiedzicie mnie z Wojtkiem w realu?
UsuńJak Ty coś wymyslisz Małgosiu.... Sliczne prezenty
OdpowiedzUsuńMyślenia tu niewiele, więcej drobnej pracy całymi godzinami :)
UsuńPo wakacjach nie mogę wejść w rytm czytania blogów...a tu tyle inspirujących zaległości....w weekend do warzywniaka po gruszki, a dziś zachwycona imieniem Chryzostom. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńImię piękne i świadomie wybrane, bo to imię zakonne, a prezent był na zakonne imieniny :)
UsuńPiękne zakładki i podziwiam Twoją sprawność w kaligrafii. Jakiś czas temu byłam na weekendowym warsztacie z kaligrafii z... Basią Bodziony oczywiście. Działo się to w tynieckim opactwie. Niestety budził mnie o piątej rano dzwon wzywający mnichów na poranną modlitwę, więc potem literki (półuncjała irlandzka) stawiałam z bólem głowy. Patrząc na Twoje dzieła mam ochotę odświeżyć sobie kaligrafię. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBasia to mistrzyni, choć akurat miała ze mną nietrudne zadanie, jeśli chodzi o zaangażowanie. Zawsze podobała mi się ta sztuka, tylko jakoś nie umiałam się w sobie zebrać. Gdy więc dowiedziałam się o kursie tak blisko mnie, nie mogłam sobie odpuścić. Potem szybko kupiłam brakujące mi materiały, takie na początek, nabyłam też kilka świetnych pozycji do nauki oraz do inspiracji i, gdy tylko mam czas, działam :) Jeszcze nie do końca znam nazwy czcionek i ich tajniki, ale czuję, że to jest to :) A w połączeniu z iluminacją sam miód na swoisty rodzaj kontemplacji :)
Usuń