Dzisiejszy dzień zaczęliśmy od zakupów, ale też wstąpiliśmy z moimi prackami do jednego sklepu zapytać się, czy byłaby możliwość nawiązania współpracy. Nie znoszę takich sytuacji, nie lubię aspektu handlowego swojej pracy i niezbyt się w tym odnajduję. W dodatku właścicielka pogłębiła moją niechęć, była wyjątkowo niewłoska. Niemiła, chłodna, bez cienia zainteresowania, odrzucająca. Właściwie nie spojrzała nawet na to, co przyniosłam, tylko z góry założyła, że takich drobnych rzeczy nie sprzedaje, co było nieprawdą. Pozostaje chyba mi internetowa sprzedaż, gdzie nie musiałabym nikogo w żaden sposób "nagabywać" do zainteresownia się moimi pracami. Miło jednak było poczuć przyjacielskie wsparcie Krzysztofa, który zabrał mnie do ciekawej księgarni, kupił herbatę a do niej śliczną książeczkę wydawnictwa "Taschen" o stylu toskańskim. Na miejscu obejrzeliśmy sobie jeszcze dużo droższe wydanie albumowe zawierające zdjęcia z domów różnych artystów zamieszkujących Toskanię. Ach! Zaraz na skrzydłach chciałam lecieć do swojej pracowni, posprzątać w niej po odlewaniu świec i wtulić się w zapach farb. Brakowało tylko promyczków zaglądajacych przez okna, bo słońce jednak ciągle nie może zdecydować się na powrót.
Skończyły mi się ciepłe wieczory z "Traktatem o łuskaniu fasoli" Myśliwskiego. Staram się znaleźć, w czym tkwi magnes przyciągający mnie do książek tego autora? Może niebanalny sposób narracji? Czasami miałam wrażenie, że słyszę głos narratora. Jeszcze coś na półce nieczytanego się znajdzie, poza tym lecę w piątek do kraju i przywiozę nowe zapasy książkowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz