czwartek, 10 lipca 2008

NIESPODZIEWANA WYCIECZKA

O wtorku to tylko tyle pamiętam, że mieliśmy gości, którym podałam macedonię wraz z gotowym czymś, w rodzaju budyniu (bardzo smakowitym). Wieczorem z kolei sami pojechaliśmy do znajomych Polaków, będących tu na wakacjach i wczoraj (niespodziewanie dla mnie) wyciągnęliśmy ich na wycieczkę do Cinque Terre.
Tym razem wystartowaliśmy z drugiej miejscowości, Manaroli, z zamiarem dojścia do ostatniej. Ale jakoś tak nam czas zeszedł, poza tym znajomi już z trudem wykrzesywali siły na dotarcie do Vernazzy. I dobrze, bo sama chyba bym w Monterosso padła i nie powstała. I tak oszczędziliśmy siły i wykorzystaliśmy zielone autobusiki jeżdżące jako komunikacja publiczna (w cenie biletu wstępu na szlak), by nie pokonywać ponad trzystu schodów wiodących do Corniglii. Tam, już chyba dobrze przyjętym zwyczajem, zjedliśmy pyszne ryby z grilla.
Pogoda bardzo nam sprzyjała, słońce nie spaliło nas doszczętnie, za to coś usiłowało spalić pobliski gaj oliwny. Swąd dymu kazał nam się zastanawiać nad drogą ucieczki i nie za bardzo sobie wyobrażam ewakuację z wąskiej ścieżki zawieszonej w połowie stromej góry, do ktorej strażacy docierali tylko helikopterem z baniakiem wody nabieranej prosto z morza.
Swoją drogą nieźle sobie ludzie radzą w tej stromiźnie, mają ciekawe urządzenia do transportu płodów rolnych.
Wracając do pożaru: na szczęście nic się nie stało i spokojnie kontynuowaliśmy wędrówkę do Vernazzy, w której znalazła się zatoczka osłonięta falochronem i nawet kawałek czystej wody.
Leniwie porozglądaliśmy się po miasteczku, poczekaliśmy na pociag i wróciliśmy do auta.
Powrót tym razem nie był tak spektakularny jak zazwyczaj, żadne statki nie kursowały, morze było zbyt wzburzone.
Słońce jeszcze łaskawie zapraszało do zajrzenia gdzieś po drodze. Wstąpiliśmy ponownie do Porto Venere.
     
  
Tym razem udało się zajrzeć do kościoła stojącego na samym wysokim cyplu, witającego i żegnającego płynących.
  
Zastanawiające, że bogate łodzie stojące w porcie narodziły we mnie przekonanie o tętniącycm życiem turystycznym miasteczku. A tu na ławeczce małego skweru bardzo starsze panie z lekkim makijażem, chłopcy grający w piłkę na malutkiej plaży i niewiele sklepików z pamiątkami na nadbrzeżu.
Do Groty Byrona zaglądali nieliczni błąkający się tu turyści.
Może jeszcze nie wszystko zobaczyłam, może trzeba tu wrócić?
  
  

1 komentarz:

  1. Witaj Małgosiu, od kilku dni "pochłaniam" zawartośc Twojego bloga, wybieramy się we wrzesniu na tydzien do Toskanii, prawdopodobnie w okolice Vinci. Jak zobaczyłam gdzieś na zdjęciu Cinque Terre to stwierdziłam ze musze tam pojechać, zwłaszcza że będę tak blisko tego bajkowego miejsca. Mam jednak parę pytań, na które nie znalazłam nigdzie odpowiedzi, tudzież rozbieżne informacje. Może będziesz mogła mi pomóc?
    Czy we wrzesniu da się zaparkować gdzieś w Riomaggiore, czy bezpieczniej zostawić auto gdzieś w La Spezia? Czy jest realne przejście od pierwszego do ostatniego miasteczka w ciągu jednego dnia, oczywiście z przystankami na zdjęcia i jakies jedzonko? (w jakimś przewodniku wyczytałam, że odległość między pierwszym a ostatnim z nich to 45km... i się trochę przeraziłam) Czy lepiej potem wrócić pociągiem, czy statkiem? No i jaki mniej więcej jest koszt statku, bo pociąg z tego co wiem jest wliczony w cenę biletu wstępu do Cinque Terre. Z góry bardzo Ci dziękuję za wszelkie informację, w tym zawarte na tym blogu, no i za przepiękne zdjęcia :) Już nie mogę się doczekac, kiedy sama zobaczę choć fragment tego pięknego kraju.
    Pozdrawiam, Asia

    OdpowiedzUsuń