No i nie tylko na zwiedzaniu skończyło się to niezwykłe spotkanie. Wymyśliłam, żeby Krzysztof poprosił w ktedrze o możliwość odprawienia tam mszy. Wcześniej planowaliśmy z księdzem Tomkiem nasz parafialny kościółek. Zrobiło się więc pięknie i bardzo wzruszająco, gdy w szacownych murach świątyni pistojskiej rozległy się polskie pieśni.
A potem udało się przekonać kierowcę ich autokaru, by podwiózł grupę aż pod sam klasztor Giaccherino, w którego parku Ksiądz Tomek, przy naszej skromnej pomocy, przygotował pikinik z samymi włoskimi potrawami. Przekonanie kierowcy stanowiło, samo w sobie, wyczyn, bo w trakcie pobytu zmieniono grupie kierowcę na, niestety, bardziej marudnego. A droga na wzgórze faktycznie do łatwych i szerokich nie należała. Dłuższy odpoczynek w parku pozwolił na bardziej prywatne rozmowy z uczestnikami wycieczki, co jak zawsze, jest bardzo interesujące. Pojawiły się konkretne twarze a nie jednolita grupa. Na chwilę zajrzeliśmy do samych budynków poklasztornych i pożegnaliśmy się. Ciekawe kogo z nich i kiedy spotkam jeszcze w przyszłości? Tomku liczę na Ciebie! I jeszcze raz wszystkim chciałam podziękować za to, że okazaliście się takimi normalnymi Warszawiakami, łamiąc mi stereotypy.
Odetchnęłam z ulgą, że wkońcu nadrobiłam opisanie paru dni, a tu... muszę się przyznać, że ciągle mam zaległości. Tydzień wcześniej zrobiłam sobie indywidualną wycieczkę po Pistoi, celem przypomnienia i pogłębienia wiedzy o miejscach do zwiedzenia. Gdzie się dało dość szczegółowo obfotografowałam miejsca. Ale chyba już dziś jej nie opiszę. Może jutro? Teraz dni dość spokojne. Dzisiaj tylko zakupy, a tak to dom, pranie, prasowanie, gotowanie itd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz