niedziela, 1 lutego 2009

DESZCZOWA NIEDZIELA

Ano słońce tylko tak podpuściło nadzieją na słoneczną Toskanię.
Krzysztof był dzisiaj na obiedzie u pewnego człowieka, którego nękają złe duchy. Piszę zupełnie serio. Jestem mało mistyczna, ale nie śmiałabym zaprzeczyć czyjemuś doswiadczaniu takiego zła. Jednego jestem pewna, że człowiek ten jest bardzo udręczony, bo gdy czasami odbieram telefon, a dzwoni on, słyszę niezwykle smutny głos.
W związku z tym, że Krzysztof był na obiedzie (trwającym tu co najmniej 2 godziny) a pogoda sprzyjała tylko wycieczkom muzealnym (niewiele z nich można zrealizować popołudniową niedzielą), postanowiliśmy pozostać w domu.
I dobrze się stało, bo Krzyś pojechał jeszcze z jedną zupełnie niespodziewaną wizytą do jego poprzedniego biskupa, który akurat zawitał w Toskanii.
Ja dzisiaj, zupełnie świadomie, byczyłam się na sofie :) Przejrzałam i poczytałam różne blogi, pooglądałam TV, no i upiekłam szybką szarlotkę, a tak, co by Krzysztofowi osłodzić ostatnie gorzkie chwile z paroma osobami z parafii.
A sama sobie słodziłam czytając Wasze komentarze dotyczące mojego "anielskiego" łóżka. Bardzo dziękuję! Obiecuję dalej pracować nad sobą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz