Ale zanim ...
W sobotę miałam niewątpliwą przyjemność gościć dotąd osobiście niewidzianą Małgosię, najstarszą stażem czytelniczkę moich internetowych wypocin. Znamy się mailowo jeszcze z czasów, gdy opisywałam swoje podróże po Włoszech na domowej stronie, zapiśnika nie było ani śladu, a o blogu pisanym z punktu widzenia mieszkanki Toskanii to moja wyobraźnia nie była w stanie pomarzyć. Nie dziwota więc, że tak długo oczekiwane spotkanie poprzedziły porządki, nawet pracownia musiała ustąpić pola. Z gotowego ciasta francuskiego ukręciłam rogaliki z dżemami wiśniowym i pigwowym. Musiałam pilnować, żeby Krzysztof mi ich nie spałaszował przed przybyciem gościa.
A w niedzielę rozpoczęłam w końcu sezon karczocha. Zrobiłam nadziewane mięsem, a że nadzienia mi zostało to zrobiłam eksperyment i wykorzystałam łodygi selera naciowego. Pyszne!A po południu wróciłam do ... świeczek, ale tym razem nie dla zarobku. Poczyniłam pierwsze próby realizacji pomysłu na Boże Narodzenie. Powiedzmy, że się wykluwa. A wieczorem, tak bez aparatu, bo czasami trzeba spojrzeć na świat własnymi oczami, pojechaliśmy w odwiedziny do Giaccherino. Oczywiście wzięłam ze sobą egzemplarz autorski z dedykacją dla jego mieszkańców. I dopiero podczas gdy przeglądali, uświadomiłam sobie, że w książce jest jedynie szkic studni z Giaccherino i nic więcej. Wielkie moje niedopatrzenie! No to tutaj chociaż dzisiejszy widok:
A dzisiaj od rana mamy w domu dostojnego pięcioletniego jubilata. W prezencie dostał twardą piłkę - może nie zgryzie jej choć przez tydzień.
Smakołykami musiał podzielić się z Bogusiem, bo jak wytłumaczyć zazdrosnemu psu pojęcie urodzin?
Przecież nawet sesja fotograficzna na krześle typu Savonarola zakończyła się wskoczeniem drugiego modela.
Po obiedzie nastąpiła wspaniała koincydencja pięknej pogody i wolnego czasu właścicieli, więc w końcu poszliśmy na oczekiwany i zawsze radośnie przez smoki witany spacer. Ponieważ w ogrodzie teraz cienko w zielsko, psy oszalały zamieniając się w krowy. Jadły zachłannie wielkie ilości trawy.
Równie chętnie, a może i nawet z większą ochotą, okazywały zainteresowanie jedzonymi przeze mnie mandarynkami.
Co było robić? Podzieliłam się.
Po skokach wzwyż i susach w dal zachciało się stworom pić.
W rzeczce "La Stella" jest teraz dużo czystej wody, z czego osiem łap z chęcią skorzystało.
Krzysztof scedował na mnie opiekowanie się psami, a sam rozglądał się po okolicy z aparatem.
Tak więc mamy dalszy ciąg toskańskiej jesieni, ale tym razem głównie w odmianie "vivaista".
A wracając do Druso.
Jego drugie imię to wszystkożerca. W pracowni znalazł sobie takie przysmaki jak zużyte kawałki papieru ściernego, gałązki suchej wikliny, klamerki do bielizny czy grudki parafiny. Ciągle tylko nie mogę rozgryźć, czemu gryzie własną tylną łapę?
Skoro już o jedzeniu mowa, to myśmy też uczcili urodziny Druso i zjedliśmy krem z brokułów na modłę kremu ze szparagów oraz jak zawsze pyszny zestaw bresaola z rukolą. Mniam!
Dzięki DoReMiemu można obejrzeć kolaż klikając na zielony link lub prawym przyciskiem na samo zdjęcie - wdzięczna pozostaję!
Noooo!!!! Solenizantowi (mojemu ulubieńcowi mordziastemu) życzę następnych wielu lat w dobrym zdrowiu. O resztę zatroszczą się panciostwo :)
OdpowiedzUsuńKinga z Krakowa
P. S. Nie wygłaszam barokowych życzeń, jakie tłuściochowi się należą, bo robię sobie rezerwację lotu do Bolonii i hotelu we Florencji... Choroba włoska mnie trzyma :)))
"Na początku Bóg stworzył człowieka, ale widząc go tak słabym, dał mu psa" :))) (Alfons Toussenel)
OdpowiedzUsuńNa tym krześle jubilat wygląda jak prawdziwy arystokrata, sesja bardzo udana :)
Bardzo bliski mi jest Pani blog!!!! ze względu na Italię i psy:))) i jedno i drugie bardzo nas łączy, We włoszech zamierzam niedługo na stałe osiąść, dokładnie w okolicach Fermo, a psy sama posiadam i kocham ponad wszystko:) niedawno były 4 teraz pozostały trzy, oprócz tego dwa koty, podobają mi się niesamowicie zdjęcia, będe tutaj częstym gościem, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzanowny jubilat z kolegą zachowują się jak ,,rasowe,, modele!
OdpowiedzUsuńToskańska jesień cudna, aż żal , że mogę ją oglądać tylko na zdjęciach. U nas dzisiaj szaro i smutno...
Ach, piękna toskańska jesień! :)))
OdpowiedzUsuńMałgosiu, zdjęcia piękne jak zawsze, a dla Druso - wszystkiego najlepszego !:))
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPolecam obejrzenie dużego kolarzu (link poprawiony, jeszcze większy obrazek). Jak widać na serwerze ten duży obrazek jest...
OdpowiedzUsuńGlaski dla Jubilata! Fajne te Wasze psiaki, wesole i dobrze, ze masz gdzie je wyprowadzac. Niestety w mojej okolicy jest tyle bezpanskich, duzych walesajacych sie psow ze nie mam co marzyc, zeby ze swoim polazic po okolicznych bezdrozach. Po prostu sie boje!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Wspaniale zdjęcia. Drusko i Boguś jak zwykle wyglądają uroczo. Pozdrawiam, Luśka
OdpowiedzUsuńA oto wersja sportowej Gosi :) Piękna jesień dla artystów, może zaowocuje jakimś obrazem w Twojej pracowni Gosiu? Sorry, że ja stale o Twoich wytworach, ale porażona nimi jestem i nie wiem, czy kiedykolwiek być przestanę! :)
OdpowiedzUsuńcałuski Monika z Poznania
Moj Drusunio kochany wszystkiego najpyszniejszego !!! ...Też mam Goldena a moja mama ma Sznaucera a Karola ma buldoga Francuskiego...Cała nasza rodzina kocha czworonogi...I uważam, że posiadacze psów to zawsze dobrzy ludzie !!!
OdpowiedzUsuńŚciskam - Absolutnie Straszny Olbrzym
Wszystkiego najlepszego dla szanownego jubilata!!! Obydwa pieski wyglądają na tym krześle jak książątka....
OdpowiedzUsuńJesień piękna, a u nas ponuro :-(
K
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia jesieni i zestawienia różnych form ! Piękny ten kolaż!
OdpowiedzUsuńNo i pieski !Ile radości przynoszą i jak im dobrze z Wami...
Pozdrowienia dla ,,dostojnego " solenizanta!
Jak widać ,pozowanie do zdjęć ma ,,we krwi"
Joanna Kolano:)))
A propos "książek z Toskanią w tle" - M. de Blasi, Tysiąc dni w Toskanii. Tłumaczenie polskie - Wyd. Literackie. Planowana data wydania: 30.11.2009.
OdpowiedzUsuń