niedziela, 31 października 2010

CO ROBIĆ W DESZCZOWĄ NIEDZIELĘ?

Pomysłów oczywiście mi nie brakuje, ale jeżozwierz zostawił ślady w moim gardle, usiłuję je wykrztusić i nie chciałam ryzykować spotkania z innymi zwierzątkami chorobotwórczymi. Na chwilę jednak wychyliłam nos z domu. Właściwie to zrobiłam dwa razy. Raz poszłam na Mszę św. a zaraz po niej wybrałam się wraz z Krzysztofem do Punktu Informacji Turystycznej w Pistoi.
Dziwny zdaje się być cel wyjścia? Wszak materiałów mi nie brakuje. Kinga przypomniała mi, jak bardzo zalegam z opisaniem Pistoi. Przyznacie jednak, że dobrze jest poznać osobiście pracownika takiej instytucji? Tym bardziej, gdy to on pisze z zaproszeniem.
Około tygodnia temu dostałam poprzez facebooka list od niego. Znalazł mnie zainspirowany wizytami polskich turystów. Ktoś mu pokazał moją książkę, myślał, że napisałam o tym miejscu, ale tu nie mieszkam, lecz zapraszał, jeśli pojawię się znowu w okolicy. Ucieszył się po otrzymaniu mojej odpowiedzi i  tak oto spotkałam się z Paolo dziś osobiście. Bardzo miły człowiek, fascynat swojego miasta oraz jego okolic.
Był sam w biurze, myślałam, że nie potrzeba im więcej pracowników, bo kto by w deszczową niedzielę zawitał turystycznie do Pistoi? Jakież było moje zaskoczenie, ciągle przerywano nam rozmowę, turyści pytali się, co mogą tu zwiedzić, gdzie zjeść, prosili o plan miasta, plan imprez w najbliższym czasie. Do południa w biurze pojawiło się kilkaset osób.
Już się dowiedziałam od niego ciekawostki o samym pomieszczeniu biura. Ale o tym kiedy indziej, tym razem nie zabrałam aparatu, poza tym cały budynek byłego pałacu biskupiego jest wart osobnego wpisu, a jeszcze nie widziałam całości.
Dostaliśmy od Paolo nowiuśkie propozycje ścieżek turystycznych po Pistoi i okolicach. Jeszcze nie zdążylismy  ich schować, gdy już się znaleźli chętni na nasze prezenty. Uśmialiśmy się, gdy Paolo powiedział, że to dla dziennikarzy, a my takimi jesteśmy, na potwierdzenie czego pokazał dwie moje książki. A te zabrałam, by je podarować.
Paolo jest zadowolony promocją miasta, jaką zupełnie niezamierzenie zrobiłam swoim pisaniem, a ja się cieszę z poznania takiego człowieka zainteresowanego Pistoią. A niełatwo promować miasto wciśnięte pomiędzy Florencję a Lukkę, w którym kościołów nie pozostawia się otwartych dla turystów, a które ma tyle do zaoferowania. Ile? Obiecuję w końcu wziąć się za udowodnienie Wam zalet Pistoi.

A że za oknem dalej pada, to polecam wszystkim czarną herbatę z dodatkami przypraw. Zbliża się czas zaczynienia ciasta na pierniki i przypomniałam sobie, jak moi goście imieninowi byli zaskoczeni i zachwyceni smakiem herbaty z przyprawami. Proponuję odrobinę cynamonu, goździków, imbiru i (maluśko) świeżo zmielonego pieprzu. Ja słodzę, no niestety jakoś ciągle ulegam białej słabości.

4 komentarze:

  1. A może totalnie wyluzować i w kimono..., ja tak lubię czasami, pozdrawaiam..

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka herbatka jest dobra na przeziębienie bo rozgrzewa /jeszcze trochę skórki pomarańczowej/. Bardzo mi przykro z powodu brzydkiej pogody. A w Krakowie jest piękna pogoda. Na razie... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. a za tydzień ma być pięknie w Toskani !/do 20 stopni/ ...JADĘ .Bologna,firenze.Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. Do herbAtki z przyprawami polecam jeszcze plaster pomaranczy i toche soku malinowego-zamiast cukru ;)
    Nie bylam jeszcze w Pistoi. Wstyd sie przyznac. Czekam wiec na Twoje opowiesci tym bardziej i licze na oczarowanie ;)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń