piątek, 15 października 2010

RODZINNA FLORENCJA

Rodzinna, bo spacerowa z moim Tatą przybyłym do San Pantaleo tydzień temu. W końcu udało się przygotować festę, posprzątać po feście, wypielić dużą część ogrodu, posadzić setki cebul kwiatowych w doniczkach itp. itd.
Zaprosiłam więc w czwartek swego Rodzica na spotkanie z moimi dwoma idolami, po których ślad pozostał we Florencji.
Zaczęliśmy od klasztoru San Marco i Fra Angelico. Odnoszę wrażenie, że wobec dzieł patrona malarzy czuje się tym większy niedosyt obcowania z nimi, im więcej razy się je widziało.
W końcu mam marzenie, które na pewno nie da się spełnić, a więc mrzonkę :) Zamieszkać w dormitorium i odbyć własne rekolekcje płynące z treści i formy fresków. A potem oddać się rozpuście obrazów zgromadzonych w byłym hospicjum. Ech!
Dobrze, dobrze, przecież i tak jestem przeszczęśliwa, że mogę wiele razy spotykać się z tym niezwykłym zestawem pobożności i talentu.
Ostatnio, podczas pobytu w Sinalundzie, dowiedziałam się od Chryzostoma, że treść fresków decydowała o przydzielaniu cel mnichom - Ci bardziej "krnąbrni" trafiali do scen Męki Pańskiej, pozostali mogli w spokoju i cichości serca kontemplować życie Chrystusa. Wolę nie myśleć, do której celi by mnie skierowano :)
Krużganek Świętego Antonino spowalnia czas i przygotowuje zabieganego człowieka na zupełne zatrzymanie akcji serca we wnętrzach. Jak się czuli kiedyś mnisi, gdy mieli do dyspozycji wszystkie tak cudowne dziedzińce?

Niewiele można zatrzymać w obiektywie, ale przecież to, co najważniejsze zostało pod powiekami i w sercu. Chociaż dwa freski - jeden z krużganku, drugi z sali kapitulnej.

I jeszcze kilka innych perełek, póki mi nie powiedziano, że i w refektarzu nie można robić zdjęć (nie było zakazu).

Po takiej uczcie duchowej nie można od razu spaść na ziemię, pomiędzy talerze z obiadem, poszliśmy więc na spacer na pobliski Plac Santissima Annunziata. W końcu zobaczyłam wnętrze świątyni. Poprzednim razem trafiłam na jakieś nabożeństwo, więc wycofałam się i nawet dokładnie nie przyjrzałam się krużgankom poprzedzającym wejście.

Nie będę osobno wydzielać anegdotki z serii "Florencka włóczęga" o tym pomieszczeniu - umieszczę ją tutaj.
Otóż malarz zwany Franciabigio ciągle wadził się z zakonnikami o płatność, a zakonnicy wszystko chcieliby opłacać w popularnej watykańskiej walucie, w "Bógzapłaciach". No to malarz, co to nie samą sztuką żyje, w irytacji brakiem dopływu gotówki we fresku "Zaślubiny Maryi" zniszczył Matce Bożej twarz, by w ten sposób obniżyć wartość dzieła. Jest to jakaś myśl!
Inna wersja mówi, że zrobił to ponieważ był już mocno zirytowany podglądactwem mnichów, którzy ulegając ciekawości w nocy schodzili do krużganku i zaglądali pod zasłony chroniące nieskończony fresk.
Po Fra Angelico trudno bezgranicznie zachwycać się tymi malunkami, ale przyznam, że gębula mi się uśmiechnęła na dwa okienka. Czyż nie są słodkie?
Do malunków w tym miejscu swoją rękę przyłożył też Rosso Fiorentino oraz Andrea del Sarto. O tym drugim mówiono il pittore senza errore (niestety w języku polskim nie znajduję odpowiednich słów dla przekazania rymu powiedzenia, a chodzi o nieomylnego malarza, dosłownie malarza bez błędu). Ponoć ukuto to określenie dla jego perfekcji w wykonaniu detali.
Wnętrze świątyni rozbudowanej z małej kaplicy jest najbardziej zaskakującym mnie wnętrzem ze spotkanych we wszystkich dotąd odwiedzonych kościołach. I nie myślę o ociekającym baroku - no dobra nie przepadam, nie myślę o rozmiarach budynku, który niepozornie chowa się za fasadą zbudowaną tak, by ujednolicić plac przed nią. Czy widzieliście kiedyś kościół z ławkami ustawionymi w dwie strony?
Część jest skierowana na bardzo ciekawą kaplicę z olbrzymią ilością lamp wotywnych, kryjącą w sobie równie niespodziewany fresk "Zwiastowanie". Niespodziewany, bo całą scenę dzieli rama wyodrębniająca postać Archanioła. Zawsze myślałam, że to Maria jest ważniejsza, a tu bidulkę jakoś tak odsunięto na bok.
Tak jak już wspomniałam, wystrój ocieka barokiem, co nie znaczy że nie znajdzie się w nim ciekawych obiektów. Można nie przepadać za tym stylem, ale nie da rady odmówić kunsztu twórcom, których dzieła się znalazły w sanktuarium.
Zanim jednak barok, to wzrok musi spocząć na fresku Andrei del Castagno, zmarłego jedynie dwa lata później od Beato Angelico, lecz młodszego odeń o 26 lat. Jakżeż odmienna wrażliwość malarska, mocne, wyraziste postaci wypełniają fresk "Świętej Trójcy i świętych". Mocne gesty, głębokie chiaroscuro draperii przywodzą na myśl dużo późniejszy ekspresjonizm. Przy okazji powodzi - jeśli tak można napisać o kataklizmie - zdjęto fresk ze ściany i odkryto pod nim synopię. Jak to miło widzieć, że wieki temu nawet wspaniali artyści mieli problemy decyzyjne :)
Po prawej stronie olbrzymiego prezbiterium na planie koła widnieje nagrobek, który z daleka pomyliłam z pietą. Tylko coś mi się płeć osoby podtrzymującej zmarłego nie zgadzała. W końcu jednak rzeźba okazała się pietą, ale w rzadszym ujęciu z Nikodemem. Jest to dzieło Baccio Bandinelli'ego, tego samego który jest autorem rzeźby " Herkules i Kakus" stojącej przed Palazzo Vecchio, tuż obok "Dawida", po prawej stronie wejścia.
Wydaje mi się, że sceny malarskie ze Starego Testamentu należą do mniejszości wśród tematyki kościelnej, oczywiście nie licząc cykli dotyczących historii zbawienia. Rzadko kiedy spotykałam tak wyodrębnione dzieła, jak te dwa dotyczące historii Dawida.
I tym razem nie dokończyłam zwiedzania świątyni, bo ... zaczęło się nabożeństwo. Przynajmniej tym razem ujrzałam już wnętrze i część obiektów stanowiących jego wystrój.
Po obiedzie poszliśmy do San Lorenzo na spotkanie z Michałem Aniołem. Mimo wielkiego zachwytu nad wszechstronnością i utalentowaniem artysty zawsze mnie napadają wątpliwości, gdy widzę rzeźby kobiece w Nowej Zakrystii. Nie mogę zrozumieć rozrzutu piersi, przecież Michał Anioł nie miał problemów z anatomią, ale czemu te kobiety są aż tak szpetne? Niestety obecnie nie można robić zdjęć we wnętrzu, a na razie nie mogę znaleźć mojej dokumentacji z pewnych wakacji w Toskanii. Posiłkuję się więc zdjęciami z internetu:

A gdy jeszcze spojrzy się na piękną (mimo niedokończenia) Madonnę:

Zajrzeliśmy jeszcze do samej Bazyliki San Lorenzo (obecnie wejście także płatne). O tym kościele można by pisać długo i dużo, bo to jeden ze sztandarowych przykładów renesansowej świątyni według projektu samego Brunelleschiego. Zdjęć już tez niestety nie można robić, może kiedyś odgrzebię swoje zasoby. Nie pamiętałam już Starej Zakrystii a przyznam, że bardziej mnie zachwyciła od tej Michałowej Aniołowej. Jakaś taka bardziej przytulna mi się zdała, lepiej w niej się czułam a i duch modlitwy bardziej mi pasował do wnętrza.
Zakrystia Stara
Zakrystia Nowa

Zakrystia Nowa




Największą chrapkę miałam jeszcze na dodatek do biletu wstępu do bazyliki - krużganek, skarbiec oraz Bibliotekę Laurenziana z wielokrotnie widzianymi na zdjęciach schodami projektu Michała Anioła.

Krużganek zobaczyliśmy. Oaza zieleni i spokoju. Zaraz po wyjściu wpada się wszak w rejwach kramów rozłożonych nieopodal. Ponad dachami ciągle kusi niezdobyta przeze mnie kopuła na katedrze.
Schody mego ulubieńca to, i owszem, zobaczyłam, ale przez szybę.
Skarbiec w podziemiach jest niewielki, ale pełen pięknych obiektów z zachwycającym antependium wyszytym przestrzennym haftem. Pod kościołem kryje się też krypta z pochowkami wielkich książąt toskańskich z rodu Medyceuszy.
Ta ciągłość historii obecna na każdym kroku bardzo mnie zachwyca. Chłonę dawne dzieje, usiłuję wyobrazić sobie życie sprzed wieków. Pewnie często wyglądam podobnie do głów wypatrzonych na tyłach Duomo.
Znowu po sporej dawce wielkich mistrzów powoli wracaliśmy do codzienności, nie jest ona takim szokiem, gdy idzie się podcieniami wypełnionymi kwieciem wszelakim, wszelako barwnym.
I oto ostatni, właśnie barwny, akcent naszego wyjazdu do Florencji. Świadomie użyłam intensywnego błękitu na oprawę wcześniejszych kolaży, by zakończyć jednym obiektem wypatrzonym na narożniku jednego z budynków pomiędzy katedrą a stacją kolejową. Niebieski Chrystus, czyż nie piękny?


10 komentarzy:

  1. Dzięki za wspaniałą wycieczkę!Jak dobrze,że można tak sobie wirtualnie z Tobą podróżować ,Małgosiu...
    Pozdrawiam
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń
  2. Z nostalgią przeczytałam o tym wszystkim, co oglądałyśmy w lutym/marcu z moją przyjaciółką. W takich miastach jak Florencja dzieje się ze mną coś dziwnego: mam poczucie, że czasu na wszystko jest zbyt mało, ale też pojawia się żal, że przy ogromie oglądanych rzeczy nie wszystko jestem w stanie wchłonąć. Trzeba ciągle wracać i wracać, żeby znajdować nowe powody do zachwytu.
    A pytanie o to, czemu kobiety Michała Anioła są brzydkie? Może dlatego, że przedstawiani przez niego mężczyźni są tak niezwykle piękni? W książce o Kaplicy Sykstyńskiej (hallo, coś kiedyś mi obiecano w tej sprawie :)))!) autorzy podkreślają, że malowidła przedstawiające kobiety są wizerunkami muskularnych facetów, którym domalowano damską resztę.
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie do końca zgadzam się z poglądem, że kobiety Michała Anioła są brzydkie :), myślę, że ich ciała mają dużo powabu, tylko coś z ich piersiami jest nie tak, jakby były doklejone jednym "pacnięciem", jednym słowem coś w tym jest, o czym pisała Kinga :)
    Dziękuję Małgosiu za piękną wycieczkę, mam prośbę, czy mogłabyś szerzej napisać o chiaroscuro, pierwszy raz zobaczyłam ten wspaniały efekt na stropie w Muzeach Watykańskich. Z dużej odległości mogłabym przysiąc, że to wypukłe rzeżby, a to tylko płaski światłocień, niesamowite wrażenie !
    Pozdrawiam
    Eugenia

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowna wycieczka! Twój Tato jest ogromnym szczesciarzem, ze ma corke mieszkajaca tak blisko Florecji :)))
    Pozdrowienia!
    PS niebieski Chrystus bardzo bardzo ciekawy. Zatanawia mnie czy ten niebieski kolor zostal pozniej 'domalowny' farba lub sprayem czy ma tak juz z oryginalu?

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej.
    Jak byłam we Florencji to zwróciłam uwagę właśnie na rzeźby "wkomponowane" w elewacje domów. Bardzo mi się podobały! Niebieskiego Jezusa jednak przeoczyłam.
    pozdrawiam,
    K

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzieki Malgos za te uczte duchowa! Piersu tej rzezby wykonanej ponoc przez Michala Aniola prawdopodobnie nie sa jego autorstwa, ja tak sobie zawsze tlumacze rozne niedoskonalosci prac mistrzow kiedy je dostrzegam! Mysle, ze to uczen mistrza niezbyt jeszcze biegly w sztuce troche znieksztalcil kobiete!
    Ale co tam, wyprawa udana byla, tata z pewnoscia zachwycony a nam apetytu narobilas :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Według niektórych historyków sztuki jest to jak najbardziej celowy zabieg-chodzi o rozstrzał tych piersi o których mowa powyżej.Mistrz nie mógł się mylić,te rzeźby miały stac wysoko i wazna była perspektywa z której miały być oglądane- tak czytałam :) Wycieczka przecudowna a juz o malarstwie braknie mi tu zapewne miejsca na zachwyty-Fra Angelico,moja miłosc !pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  8. Kingo, pamiętam, pamiętam, ale tyle tego po drodze się ciśnie.
    Zauważcie, że już nawet w powyższych komentarzach powstało kilka koncepcji na "rozrzut piersiowy".
    Ja rozumiem, że zasady perspektywy itp, ale akurat te rzeźby są na swoim miejscu przeznaczenia w przeciwieństwie np. do Dawida. Ten faktycznie miał być oglądany z dużo większego dystansu.
    Kwestia gustu nie podlega dyskusjom, więc dla jednych te kobiety są piękne dla innych brzydkie. Ja należę do tych, co to się nimi akurat nie zachwycają, chociaż wyrzeźbił je mój idol.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ciekawy artykuł i zdjęcia :) obecnie jestem we Florencji i na pewno skorzystam z możliwości odwiedzenia opisanych miejsc, polecam stronkę http://www.lifebeyondtourism.com a szczególnie ich międzynarodowy blog, na którym można dodać swoje zdjęcia ciekawych miejsc
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń