Najpierw były ćwiczenia w plenerze, a dokładniej na Piazza Duomo w Pistoi. Nie chciałam być aż tak okrutna, by nie pokazać miasta uczestniczkom kursu. Zaczęliśmy więc całą ekipą choć od krótkiego spaceru.
Krótkiego, nie dlatego, że w Pistoi nie ma czego pokazać, wręcz przeciwnie i wbrew temu, ile miejsca poświęcają miastu przewodniki. Krótkiego, bo chciałam zrealizować ostatnie ćwiczenie.
Było ono bardzo intensywne, stałam niemal z batem nad kobietkami, ale osiągnęłam zamierzony cel, by patrzyły bardziej całościowo na kompozycję i za szybko nie wchodziły w detal.
W tym czasie najpierw podszedł do nas starszy pan i zaczął mi mówić, jak one powinny rysować. Nie chciał wiedzieć, jakie ćwiczenie miały do wykonania, więc oparłam się o argument, że ja jestem ich nauczycielką. Na co usłyszałam, że pan też i że .. często jeździ do Auschwitz. No to faktycznie było istotne w rysunku.
Potem podszedł inny człowiek. Nic nie powiedział, ale wymownie otworzył mi przed nosem swój szkicownik, w którym piórkiem miał dobrze narysowany budynek, nad którym koncentrowała się jedna z pań. Porównał, dowartościował się, nie wiedząc też, na czym polegało ćwiczenie, i poszedł.
Dzięki uprzejmości Oli Koszałki mam mniej więcej tę chwilę uwiecznioną na zdjęciu.
fot. Ola Koszałka |
Niestety trzeba było już iść z powrotem na parking, ale to, co czekało na wszystkich choć trochę wyrównało im niedosyt Pistoi.
Ostatnim punktem było Giaccherino.
Nie brakuje Wam w tym wpisie jedzenia?
Mimo, że Giaccherino w ofercie nie ma restauracji, w pobliżu trudno o jakąkolwiek trattorię czy osterię, to właśnie park przy klasztorze był miejscem ostatniego wspólnego posiłku.
Tym razem o nasze żołądki zadbała Joanna z Andreą z VisiToscana. Już z daleka scena wydała się surrealistyczna.
Długą aleją cyprysów szliśmy ku placowi pod piniami, pod którymi nierealnie wyglądał pięknie zastawiony stół.
Zapomnieliśmy o jedzeniu, długi czas syciliśmy wzrok.
Joanna przygotowała stół w czerwieniach, które wspaniale kontrastowały z zielonym tłem i błękitem ponad nim.
Andrea - jedyny Włoch w tym towarzystwie - oprócz przybyłych także włoskich psów - zajął się grillem. Joanna przy pomocy swojej mamy dzielnie tnącej pomidory podała pyszne bruschetty.
A ja przed posiłkiem użyłam pewnej rośliny zazwyczaj używanej jako przyprawa, tym razem miała dosłownie pokazać, kim jest laureat. Dla moich wspaniałych kursantek uplotłam wieńce laurowe, oczywiście z gałązek naciętych z plebanijnego żywopłotu.
Przebojem i nowinką dla absolutnej większości była sałatka panzanella (pancanella), według przepisu mamy Andrei:
chleb toskański og 0,70 (w Polsce pewnie można dać pszenny chleb, niekoniecznie też musi być czerstwy)
1 duża czerwona cebula
0,5 kg pomidorków (najlepsze małe koktajlowe czereśniowe - takie owalne)
2 świeże ogórki
pół pęczka bazylii
oliwa
winny ocet
sól i pieprz
Chleb moczyć i wycisnąć. potem rozdrobnić na masę przypominającą kuskus. Dodać pokrojone na kawałki warzywa, w miarę drobno ale nie za cienko. Poszarpać bazylię i przyprawić według uznania.
Najlepiej zrobić ją wcześniej, na kilka godzin, żeby się przegryzła.
Trudno nam było oderwać się od stołu, ale to jeszcze nie był koniec warsztatów. Na koniec pozostała smakowitość samego klasztoru. Po szybkim zapoznaniu się z tym niezwykłym miejscem, wręczyłam kobietkom większe kartki i dając dużo więcej swobody towarzyszyłam im w największym przedsięwzięciu warsztatów.
Atmosfera Giaccherino jest niezwykle sprzyjająca twórczości.
Marylka, Lucynka i Danusia nie bacząc na chłód panujący w chiostro pokazały, jak bardzo pilnymi uczestniczkami warsztatów były.
Ups! Zapomniałabym napisać, że o mały włos nie powstałby rysunek z włoskim modelem - Andreą.
Z dumą chcę Wam zaprezentować efekt końcowy warsztatów. Mogę teraz zdradzić, że sama nie spodziewałam się, iż po pięciu dniach nauki pojawią się takie rysunki. Wszak to oczywiste, że tego typu kursy dają głównie bazę pod długą pracę własną. Reszta należeć będzie już do tych, które przyjechały przekonane, że nie umieją rysować.
Brawo! :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie gratuluję Organizatorom i Uczestnikom !
Dziękuję w imieniu wszystkich :)
UsuńWszystkim uczestniczkom warsztatów jeszcze raz gratuluję! A Tobie Gosiaku i sobie przy okazji życzę aby następne nasze wspólne imprezy były równie udane!!! Dziękuję Ci bardzo. Pęknięta Dachówka
OdpowiedzUsuńAno, inaczej być nie może :)
UsuńWszystko co dobre.... ale widać klimat warsztatów iście dolce vita ;), smakowicie, pięknie dla oka i ten pomysł z wieńcami laurowymi ;), w takim klimacie warsztatowiczki musiały przesiąknąć sztuką, co nieźle się udało, patrząc na ryciny ;)
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to się nie kończy, i dla mnie i dla uczestniczek to początek :) My z Joanną przetarłyśmy szlaki organizacyjne, a kobiety mają podstawy do własnej pracy. O czym już mi piszą.
UsuńJak wcześniej napisałam - dziewczyny całkiem pojętne, sama radość takie uczyć.
OdpowiedzUsuńModel fajowy :)!
W zeszłym roku zapomnieliśmy o Giaccherino zupełnie, może w tym nam się uda?
Ale fajne te warsztaty! Z zawiścią wielką patrzyłam także na piórniczki kursantek w poprzednich wpisach.
Kinga
A bo kursowałaś po bezdrożach i nieludzkich godzinach :) A warsztaty ciągle mnie niosą na fali radości. Aż trudno było mi przyjąć do wiadomości, że to moja praca. Piórniczki się sprawdziły, kryły wszystko, co niezbędne. Bazy drewniane sprowadziłam z Polski :)
UsuńMoje 2 miesiące pracy, mogę tylko pomarzyć! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRozumiem, mnie samą nie byłoby stać na warsztaty przy dawnej polskiej pensji.
Usuńpozazdrościć..a stół - tak jak i prace warsztatowiczek - cudo:)))
OdpowiedzUsuńTak, Joanna udekorowanym stołem stanęła na wysokości zadania i wpisała się w artystyczny profil warsztatów.
UsuńPodziwiam osoby, które jeżdżą do Oświęcimia kilka razy. Ja byłam 4 razy - raz ze szkoły i potem 3 razy ze znajomymi, fakt to ze szkoły nie pamiętałam zbyt dobrze, ale kolejne wyprawy to... Tego nie można oglądać często :(
OdpowiedzUsuńJa byłam raz i wystarczy. To miejsce nie do zwiedzania, ale jedynie do lepszego pojęcia, jak straszną ideą były obozy koncentracyjne.
UsuńAle mnie zadziwił w ogóle ten temat, że dziadek tak łatwo i w ogóle bez żadnego związku powiedział o tym. Chyba, że Polaków jedynie z Oświęcimiem kojarzy - a to niedobrze.
No widzę, że jeńców nie bierzecie...a właściwie...
OdpowiedzUsuńJA CHCĘ BYĆ WASZYM JEŃCEM!
Zdaję sobie sprawę,że relacja to tylko namiastka tych emocji, smaków, doświadczeń jakie były udziałem zarówno prowadzących jak i uczestników.
Pamiętasz Gosiu co po przedstawionym programie napisałem? Odwołuję, odszczekuje i kajam się - to nie wysokie C, to C 3kreślne !!!! Gratuluję
Pozdrowienia
j
Zanim Cię pojmiemy, proszę o zezwolenie na piśmie od szanownej małżonki, w trzech egzemplarzach i po pięć zdjęć do każdego. Mam nadzieję, że mnie z tym C 3kreślnym nie obrażasz, bo ja noga muzyczna jestem :) Ale intuicja matematyczna mówi mi,m że to tak mniej więcej 3 razy lepiej od wysokiego C, hi hi hi. Dzięki :)
UsuńJakie to wszystko niesamowite :)
OdpowiedzUsuńSama nie dowierzam Mażenko :)
UsuńPodziwiam zapał Pani i "Uczestniczek Warsztatów ".....efekty widać po rysunkach .
OdpowiedzUsuńJaki Mistrz -tacy uczniowie .
Swietne fotki ,atmosfera i wspólne posiłki .
Serdecznie pozdrawiam
Ps.Pomysł z wiankami laurowymi s u p e r .
Dziękuję, zapał nie zmalał, już głowa paruje nad obmyślaniem następnego projektu :)
UsuńDziewczyny rysowały najładniej na świecie bo miały najmilszą nauczycielkę a ten pan co jeździ często do Auschwitz to jakiś dziwny. Tam jak się jest raz to wystarczy na całe życie , no chyba że jest przewodnikiem , to co innego. I najadłam się bardzo i chętnie poleniuchowałabym jeszcze pod tymi piniami. Oj cudnie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, dziwny ten pan był i nie na temat, ale oni tu tak często, mówią coś, o czym mają pojęcie, a że ni gruszki, ni z pietruszki, to już inna sprawa.
UsuńZ tą najmilszą nauczycielką to nie ma co przesadzać, musiałabyś pogadać z moimi byłymi uczniami, hi hi hi.
Model jest w 100% Italiano D.O.C.G. Wyłączność mam ja :)
OdpowiedzUsuńPęknięta Dachówka
No dobrze, dobrze :))).
UsuńNie mam zakusów na cudze modele, nawet jeśli są stuprocentowo italiańskie :))
Kinga
Dobrze, że w necie nie można się za łby wziąć, hi hi hi.
UsuńWieńce laurowe jak najbardziej zasłużone!Z przyjemnością czytam relacje z warsztatów:).A ten pięknie udekorowany stół mnie zachwycił!
OdpowiedzUsuńW imieniu uczestniczek, VisiToscana i swoim bardzo dziękuję :) To był bardzo dobry czas.
UsuńZrobiłaś kawał dobrej roboty, a wrażenia z warsztatów zostaną na zawsze w pamięci uczestników:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę następnych tak wspaniałych spotkań z Polakami.
Uściski i serdeczności:)