sobota, 5 maja 2012

ZAPŁAKANA FLORENCJA

Czas upłynął w szalonym tempie. Czasu na oddech nie było, bo cały wypełniała radość wspólnego przebywania, ucztowania, no i rysowania.
Trafiłam na tak niezwykłą ekipę ludzi, że nie odczułam ostatniego tygodnia, jako okresu pracy, lecz jako wakacje z ołówkiem w ręce. Wspomnę o tym jeszcze w swoistym podsumowaniu, wnioskach na przyszłe warsztaty.
Wróćmy do początków, wszak dopiero opisałam jedną biesiadę, jedno popołudnie.

Poniedziałek - ćwiczenia dowolne, czyli dzień bez warsztatów. Ja miałam dodatkowe bardzo ważne zajęcia, ważne i bardzo męczące. Na szczęście udało mi się zregenerować siły i następnego dnia z niecierpliwością oczekiwać kobietek u mnie w domu. Wtorek zaczęłyśmy od wprawek, u mnie w pracowni.
Potem dołączyłyśmy do reszty ekipy i pociągiem wspólnie wyruszyliśmy w kierunku Florencji.
Tam o 12.00 mieliśmy umówione spotkanie z Anną Młotkowską - przewodniczką po mieście. Uzbierała się spora grupa, gdyż do "mojej" ekipy dołączyli inni klienci Joanny oraz uczestnicy mojego toskańskiego forum. O godzinie 15.00 z przewodniczką żegnało się 20 wielce zadowolonych osób. Ania poprowadziła ich specjalnym programem, pokazała ciekawe miejsca, przekazała mnóstwo interesujących informacji, a wszystko w tak dobrym stylu, że niemal nie zauważyli padającego deszczu.
Ja w tym czasie poszukałam miejsca, gdzie można zjeść dobrze, ale nie tylko o "włoskiej porze". Wypróbowałam "Osterię Grzeszników" (Osteria dei Peccatori)  nieopodal Bargello. Miejsce godne polecenia. Szeroki wybór, ceny przyzwoite, a potrawy bardzo, bardzo smaczne. Skusiłam się na peposo - czyli rodzaj toskańskiego, mocno pieprznego gulaszu z gotowanymi ziemniakami w sosie pomidorowym oraz fasolę all'uccelletto, a na deser skusiłam się na panna cotta z truskawkami. Po takim obiedzie poszłam na Piazza Signoria i kryjąc się przed deszczem szkicowałam jeden z jego narożników. Czasu nie miałam na pełne studium, ale zawsze to jedno ćwiczenie więcej, do czego też namawiałam moje kursantki.
Potem plan był prosty, wszyscy zjedzą obiad, rozejdą się po Florencji, a my przycupniemy gdzieś ze szkicownikami. Obiad faktycznie zjedli. Wszyscy orzekli, że tak pysznego tiramisu jeszcze nie jedli. Muszę się przyznać, że drugiego obiadu nie jadłam, ale drugi deser też pochłonęłam. Oj! Warto było.
Nie wyszła za to reszta planu. Rozpadało się, zrobiło się nam tak strasznie zimno, że marzyliśmy jedynie o powrocie i łyku grzanego wina. Co wykonaliśmy.
Ale rysowania nie odpuściłyśmy.
Na chwilę przysiadłyśmy ze szkicownikami, oczywiście już po wypiciu rozgrzewającego trunku i po sesji fotograficznej przepięknego agriturismo, gdzie Joanna ulokowała moje kobiety z ich rodzinami.

A wszystko to w plenerze, bo już w drodze powrotnej do Pistoi zaczęło wychodzić słońce. I jego właśnie oczekiwaliśmy następnego dnia. 

14 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłam w tym czasie we Florencji. Tak marzyłam, że zobaczę wymarzone miejsce w pięknym słońcu, a tu była ściana deszczu i straszne zimno...
      To chyba znak, że jeszcze powinnam tam wrócić. Na szczęście kolejne dni powitały nas słońcem.
      Toskania skradła moje serce...
      Megi

      Usuń
    2. Na szczęście Toskania ma mnóstwo uroku bez względu na pogodę, choć oczywiście w słońcu jest jej bardzo do twarzy :)

      Usuń
  2. Jejku ,jak ja Wam zazdroszczę tej piękności i bliskości Florencji, ach...
    Pozdrawiam Małgosiu:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i znowu tam jestem. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  4. Znajome deszczowe krajobrazy - byłam tam w tym samym czasie. ;)
    I bardzo podoba mi się szkic kopuły po prawej.
    Pozdrawiam słonecznie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie, chciałabym patrzeć na Toskanię z wiedzą historyka sztuki :)

      Usuń
  5. Florencja mi się marzy,Florencja mi się śni :)
    Piękne szkice!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Echh Florencja... ech... wspomnienia :))) na szczęście deszczu wtedy nie było..

    OdpowiedzUsuń