niedziela, 22 czerwca 2008

~ MORZA SZUM, CYKAD ŚPIEW

Od wczoraj je słyszę, czyli w końcu są temperatury, kiedy te mało urodziwe stworzonka nagłaśniają lato.
Na dzisiaj wymyśliłam wyprawę nad morze. Szukałam na Google Earth czegoś ładnego, ale jeszcze niezbyt odległego od nas, by się nie umęczyć w samochodzie. Wyszukałam plażę w Tellaro, nieopodal Lerici, a autko nas mile zaskoczyło chłodnym powietrzem klimatyzacji, przyjechaliśmy więc w dobrym stanie i mieliśmy siłę by pokonać wiele schodów w dół i z powrotem, najpierw w celu badawczym, potem w celu rekreacyjnym.

Za pierwszym razem Tata został w aucie, tylko Krzysztof i ja wyruszyliśmy na rekonesans. Nigdy wcześniej tu nie byliśmy. Plaża malusia, ale miała trochę piasku, w który można było wbić parasol. No i była bezpłatna. Woda czysta, ciepła, przepysznie mi się w niej pływało.
Gdy zabierałam się za ten wpis przyszło mi na myśl, że niewiele dzisiejszego dnia się wydarzyło. Zapomniałam o tym, że jak dla kogo. Dla Taty była to pierwsze w życiu spotkanie z wodami Morza Śródziemnego, co kazał uwiecznić fotograficznie.

Pobyczyliśmy się czytając książki, obserwując trochę plażowiczów i otoczenie. Zgrabna zatoczka ze stromym wybrzeżem, a niej uwieszone skał domy i hotele.

Na wodzie spokojnie wyczekiwały rejsu małe jachty. Sielanka!

Potem podjechaliśmy do Portovenere, w kolorystyce podobnego do niedalekich wszak Pięciu Ziem.

Jest to miejscowość, w której onegdaj rozleniwiał się, albo szukał natchnienia Byron. My poszukaliśmy baru, zjedliśmy coś w rodzaju sernika z owocami i popiliśmy pyszną cappuccino.



Potem krótki spacer promenadą.

Panowie romantycznym okiem spojrzeli na piękne ... maszyny.




Ja na słońce chylące się ku...



I powrót. Niestety dość powolny, bo w niedzielę nie my jedni o tej porze wracaliśmy znad morza.
Czmychnęłam szybko do swojego pokoju, bo za ścianą mecz Włochy-Hiszpania. A to nie moje klimaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz