sobota, 30 czerwca 2007

ROZRUCH


No! Złapałam chwilę, żeby coś napisać. W kościele Msza chrzcielna, więc nie krzątam się mocno, bo tupanie niesie się po całym budynku. Jak dotąd spędziłam czas na urządzaniu kuchni, swojego pokoju, sprzątaniu domu i auta po podróży. Najgorszy do wywabienia jest smród w corsie, bo podczas wywożenia śmieci coś wyciekło. Waliło podczas tych 16 godzin jazdy jak z ruskiego czołgu.
Tutaj mnóstwo pracy, ale czynię to z radością. Po pierwszych zakupach poczyniłam pierwszy obiad, bo w czwartek pozwoliliśmy sobie na skromny obiadek poza domem. Ale tu na zdjęciu jeszcze słabo funkcjonująca, ale już kuchnia i przygotowanie łososia z ziemniakami (bardzo włoskie - hihihihi).


 


Dzisiaj dalszy ciąg sprzątania. A oto zainstalowana, jeśli się nie chce chemii w gniazdku elektrycznym, to konieczna - moskitiera, zwana tu zanzarierą.  A przy okazji romantyczna, nieprawdaż?

I jeszcze widoczki z okna pokoju, w którym teraz siedzę i piszę te słowa: