Wyprowadziliśmy się.
W Tobbianie zastaliśmy kuchnię w stanie szczątkowym, to co z niej zostało, trąciło latami 70.
Pryncypał, pomny doświadczenia długowiecznej prowizorki, od razu założył, że to pomieszczenie musi być zrobione porządnie, od początku. Z rozrysowanym przeze mnie szkicem pojechał do wykonawców kuchni. Jakież było moje rozczarowanie, że nic nie wnieśli od siebie, a jeśli cokolwiek zmienili w projekcie, to na gorsze. Długo kazali czekać na kosztorys. Nawet niepełny był bardzo wysoki. Krzysztof zrezygnował, ale nie z remontu.
Na pomoc przyszedł mi zaprzyjaźniony franciszkanin, polecił ekipę rumuńskich robotników.
Którzy zrobili najważniejsze rzeczy, instalację elektryczną, hydrauliczną, podłogę, murowane meble, itp.
Może nie byli we wszystkim fachowcami najwyższych lotów, ale nie bali się wyzwań, wiele rzeczy robili pierwszy raz w życiu i już rok temu mogłam na Boże Narodzenie wejść do jako tako funkcjonującej kuchni, według mojego projektu. Mimo rozwiązania konkursu, wygranego przez Małgosię z Niemiec (obiecaną nagrodę otrzymała), ciągle oficjalnie nie przedstawiłam obiektu, o który chodziło (kto jeszcze pamięta "Zgadywankę z aniołem"?), bo czekałam na wiele brakujących elementów. Powoli pojawiały się, by co raz bardziej ułatwiać mi gotowanie.
Właściwie "projekt", to szumnie powiedziane. Rozrysowałam ogólny wygląd kuchni, nie używając żadnego programu komputerowego, tylko ołówka i linijki. Plany wisiały podczas prac na ścianach:
Kuchnia jest niemal skończona i to ona była, wspomnianym w poprzednim artykule, pomieszczeniem, które wzbudziło zachwyt naszych bożonarodzeniowych gości.
Nie znam się na wielu wymogach ergonomicznych, za to wiem, o czym marzyłam. Opowiem Wam o tym punkt po punkcie:
1. Murowana kuchnia, inspirowana toskańskimi, lecz nie do końca. Bez kafelków, bo miałam wrażenie, że dodają ciężaru. W tle więc pojawiły się namalowane jeszcze dla San Pantaleo tablice botaniczne.
2. Podwyższony blat roboczy do 95 cm, betonowy. Z tym betonem to może nie do końca wyszło, jak chciałam, lecz pracuje się na nim doskonale. Jest miły w dotyku, nie ma właściwości twardego kamienia. Z resztek, które zostały robotnikom zrobiłam lampę nad stół.
Lubię wieczorem patrzeć, jak oświetla stół.
3. A skoro o stole mowa, to o wyspie nawet nie marzyłam. Za mała przestrzeń, lecz jakiś stolik na dwie osoby, czemu nie?
Na miesiąc przed wyprowadzką, sprawdziliśmy, czy dobrym pomysłem będzie beczka przykryta szklanym blatem, a do tego przezroczyste krzesła, by nie zabierały optycznie miejsca.
4. Jak już wspomniałam, założyłam brak górnych szafek, choć jakieś półki były mile widziane, najlepiej w postaci grubych belek. Tylko, że belki są drogie, a ja starałam się ciąć koszty powstania kuchni. W ich miejsce zostały zbite ze zwykłych surowych desek dwie podłużne skrzynki, które, oszlifowałam, pomalowałam i nawoskowałam. Górna służy tylko do tymczasowych wystawek. Pryncypał wymyślił sposób podwieszenia kubków. Prosty i niezawodny.
Ostatnio coś mu jeszcze wpadło do głowy, ale na realizację poczekam pewnie bardzo długo, sądząc po tym, jak długo powstawały szuflady.
5. Szuflady. Nie miały zapełniać wszystkich półek, ale miały pojawić się dużo szybciej. Jeśli jednak chce się mieć je po kosztach zakupu mechanizmów, to trzeba cierpliwie czekać, aż proboszcz znajdzie chwilę wolnego czasu i natchnienia. Aż się znajdzie odpowiednie drewno, stare, bądź ze skrzynek po winach. Potem jeszcze trzeba było sobie przypomnieć, gdzie odłożyłam uchwyty do szuflad. Z założenia nie miały tworzyć kompletu.
6. W wielu miejscach, zamiast szuflad, są skrzynki, dwie stare, reszta pomalowana przeze mnie, na kilku są włoskie przysłownia dotyczące jedzenia. Stojące bezpośrednio na podłodze mają zamontowane kółka (Krzysztof wiele razy powtarzał, że gdyby nie był księdzem, to realizowałby się jako stolarz - na szczęście!).
7. Okap nie uderza mnie w głowę, nie ma charaterystycznego kołnierza, jest białym walcem.
8. Lampy nad zlewem kupiłam dawno temu na starociach. Były niebieskie i przeznaczone do starej pracowni.
9. Zlew - rozwiązanie zagadki sprzed ponad roku. Moje marzenie - kamienny, ze śladem po ostrzeniu noży.
10. Koniecznie madia. Uff! Zmieściła się.
Zapomniałabym napisać o dwóch istotnych zaletach. Kuchnia przylega do salonu - jadalni oraz ma drzwi wyjściowe prosto na ogród. Marzenie!