Czas wywiązać się z obietnicy rozwinięcia tytułu z artykułu "Rocznica i ..."
Rzecz dotyczy obiadu, ale nie samego jadłospisu. Przyznam się, że niewiele pamiętam z potraw, na pewno było smacznie, lecz tyle było innych wrażeń, że jedzenie przy nich zbladło. A to rozmowy z koleżankami, a to tłumaczenie na włoski, a to siostry zakonne, które okazały się moimi czytelniczkami, a to "i..."
No, właśnie.
Owym "i ..." jest samo miejsce.
Padre Crisostomo zaprosił gości na obiad do restauracji "Due Apostoli".
Znaleźliśmy się w Tenuta La Fratta u stóp Sinalungi.
Słowo "tenuta" już się kiedyś pojawiło na blogu. Przypomnę, że to rodzaj rozbudowanej posiadłości, wręcz osady, zazwyczaj powiązanej z działalnością agrarną.
Główna "La Fratta" (fattoria) ma dwa długie ciągi budynków, z różnymi odnogami.
Nie był to może najlepszy czas na jej zwiedzanie, zapewne latem jest tutaj dużo bardziej malarsko, ale i tak szalałam jak dziecko, które wpuszczono do sklepu z zabawkami.
Najpierw opowiem troszkę o tenucie.
Pierwsze wzmianki na piśmie sięgają XIII wieku. Budynki, które zobaczyłam stanowią tylko część całej tenuty. To chyba największe gospodarstwo zajmujące się hodowlą krów rasy chianina, nazywa się je wręcz stolicą chianiny. W XVII wieku gościło Cosimo II. Przejeżdżał z Monte San Savino do Cortony. Ciekawostką jest, co Wielki Książę dostał od gospodarzy:
3 cielęta, 8 wykastrowanych byków, 8 jagniąt, 26 par dużych gołębi, 30 par , hmmm czego?, mam problem, bo się naszukałam po wielu miejscach, słownikach, nie słownikach i nie umiem przetłumaczyć zwierza (prawdopodobnie ptaka) o nazwie terragnolo.
Dopisek z 6 stycznia: W końcu dotarły tomy słownika włoskiego z literą "t" i wiem, czym jest terragnolo. To ptak z rodziny mew, słowo wyszło z użycia, dopiero olbrzymi słownik pomógł je rozszyfrować.
Cosimo otrzymał jeszcze 54 par kuropatw, 276 kapłonów, 16 kurcząt, 18 gęsi, 10 zajęcy, 8 szynek i 40 flaszek wina, skrzynię warzyw i dwie skrzynki owoców. Opisujący dar skomentował go słowami: "na dworze Cosimo nie brakowało apetytu".
Po takim podarunku możemy się domyślić, jak poważnym gospodarstwem była La Fratta już w XVII wieku. Jej rozwój zatrzymało powstanie Państwa Włoskiego. Państwo wzięło się za unormowanie systemu wód, nadając poszczególnym rzekom ważność, ta w pobliżu La Fratty nie stanowiła dla rządu zbyt wielkiej wagi, zaliczono ją do 2 kategorii, a jej dopływy, w jakiś niewyjaśnialny sposób zostały zupełnie pominięte. Na rezultaty tych decyzji nie czekano długo, pod koniec XIX wieku, wody zalały żyzne ziemie pod Sinalungą.
Na szczęście właścicielom udało się utrzymać działalność i dzisiaj La Fratta jest głównym i cenionym producentem Chianiny, odmiany krów hodowanych głównie dla mięsa. To z chianiny piecze się prawdziwy florencki befsztyk.
To właśnie w La Fratta wyhodowano byka o wadze 1780 kg!
Sława miejsca sięga daleko poza granice Italii, w maju jej gościem był książę Japonii Akishino, fascynat zoologii.
Znalazłam film z krótką relacją. Zwróćcie uwagę na hrabinę Galeotti Ottieri, siwą panią witającą gości.
Zobaczyłam ją wychodząc z obiadu. W życiu bym nie pomyślała, że mam do czynienia z nobliwą właścicielką. Jowialnie wyglądająca pani serdecznie żegnała wszystkich biesiadników. Coś mi jednak podpowiadało, że to nie jest zwykła pracownica, więc potem się upewniłam, kim była.
Czy zauważyliście, że tak słynna hodowla nie poraża sterylną nowoczesnością? La Fratta stara się prowadzić działalność jak najbardziej naturalną, ekologiczną. Zapewne stąd jej sukcesy.
Samo gospodarstwo miało własne struktury, nie tylko związane z działalnością rolniczą.
Oczywiście głównym budynkiem jest willa.
Oprócz niej i zabudowań typowo gospodarczych w La Fratta działała szkoła, czy nawet teatr. Pracownicy mieszkali w domach połączonych ze sobą, co stworzyło ciekawą strukturę dwóch równoległych budynków, w których główny rytm wyznaczają arkady.
Z tyłu za nimi odkryłam garaż z przedwojennym traktorem.
A zaraz nieopodal wielkie pomieszczenie z drewnianymi beczkami. Widać, że już nie są używane, ale cud, że w ogóle się zachowały. Nie tyle cudem są te małe na vinsanto, położone na półce pod dachem, co te wielkie do produkcji wytrawnego wina.
Pławię się w detalach.
Przez bramę obok willi właścicieli wchodzi się na dziedziniec ze studnią, z ogrodem all'italiana i z kaplicą.
I ta kaplica była największą niespodzianką. Prosta dosyć fasada, z ceglanymi pilastrami i gzymsami kryje w sobie dzieło sztuki.
A w ołtarzu głównym freski ... Sodomy!
Tak, tak. Zupełnie nieoczekiwanie trafiłam na malarza, którego dzieła podziwiałam dotąd w klasztorze Monte Oliveto Maggiore, w Sienie (w Bazylice San Domenico) i w miejscu, którego dotąd nie opisałam, więc nie zdradzę, gdzie jest. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o fresku z Sant'Anna in Camprena.
Wyobraźcie sobie, jak się ucieszyłam. Wyjechałam z domu na tyle wcześnie, że nawet przeszło mi przez myśl, by coś w okolicy zobaczyć. Niczego jednak nie wyszukałam, w końcu czas oczekiwania spędziłam na modlitwie.
I oto proszę!
Jest i kąsek artystyczno-turystyczny.
Freski składają się z trzech części.
W środkowej widzimy otuloną błękitem Madonnę w otoczeniu świętych, a wśród nich jest Michał Archanioł - patron mojej obecnej parafii :)
Z lewej strony wizimy św. Hieronima, rozpoznawalnego po lwie i czaszce.
Po prawej Sodoma uwiecznił moment otrzymywania stygmatów przez św. Franciszka.
Cały ołtarz został niedawno odnowiony, więc freski mają godną marmuryzowaną oprawę.
Wyczytałam, że w dawnych czasach jeden z franciszkanów z klasztoru, gdzie mieszka mój kolega, był oddelegowany na stałe do La Fratty. Kaplica była więc pod stałą opieką kapłana. Na szczęście dotąd jest konsekrowana. Odprawia się tam Msze, a i nawet błogosławi śluby.
Dodam, że "La Fratta" jest nie tylko czynnym gospodarstwem, ale i lokum dla turystów, więc to idealne miejsce na uroczystość z noclegiem dla wszystkich gości, a może ich być nawet 160!
Złożone parasole czekają na sezon.
Wisienka na torcie, a raczej może kropka księżycowa nad kaplicą?