... to przesunę się z Wami kilka lat do przodu.
Myślę, że już o tym wspominałam, że zaraz za Tobbianą zaczynają się góry porośnięte lasami. Duży obszar naszej gminy jest właśnie tam położony, co pozwala na szybkie wyprawy spacerowe, w strefie pomarańczowej nawet bez naruszenia reguł, bo w czerwonej właściwie to i w lesie, nie spotykając żywego ducha (no, chyba że jelonka), narażaliśmy się na zapłacenie mandatu.
Na szczęście, służby mundurowe też już chyba mają dość ścigania zwyczajnych ludzi, zamiast przestępców, więc w różnych ugrupowaniach mogliśmy się zaszywać w lasach.
Jedna z marszrut prowadziła na Poggio Alto. Za pierwszym razem trafiliśmy tam na śnieg, bezczelnie usypany głównie na ścieżkach, więc dojście sprawiło nam troszkę kłopotu, gdy czasami noga zapadała się po kolana w bieli.
Nie mogłam sfotografować pewnych miejsc, więc czekałam z opisaniem Poggio Alto na inny czas. A chciałam koniecznie Wam opowiedzieć o tym miejscu, bo myślę, że w jakiś sposób niezwykle porusza serca.
Miłośnicy i znawcy historii II wojny światowej zapewne wiedzą (ja do nich słabo należę, gdyż to nie jest mój krąg zainteresowań), że Włochy przecinała Linia Gotów, najkrócej mówiąc, system obronny Niemców. Na północ od Tobbiany przebiegała Linia Piza-Rimini, ale że góry to sam w sobie pas obronny, to pewnie trudno było w skalistym podłożu kopać długie okopy, czy rozstawiać zasieki, więc ...
Poggio Alto to jeden z piękniejszych szczytów, ze względu na rozległą panoramę, która sięga wzrokiem aż do Lago Massaciuccoli, a w chwilach wielkiego fartu i do Morza Tyrreńskiego, odległego o 70 km, w prostej linii od szczytu.
Wiosną, gdy po lasach błąkały się już zawilce i inne wiosenne cuda, mogłam w końcu obejrzeć lepiej pozostałości po II wojnie światowej.
Ze ścieżki prowadzącej pod krzyż dobrze widać malutkie, wyblakłe już oznaczenia, wskazujące charakterystyczne otwory w ziemi, utwardzone kamieniami.
To one pełniły rolę okopów dla niemieckich wojsk. Ale jakoś ich los mniej mnie porusza. Najbardziej dojmujące jest zdjęcie umieszczone na informacyjnej tablicy, a przedstawiające oddział walczących tam Sikhów.
Stałam bezsilnie wpatrzona w ślad po młodziutkich ludziach, którzy przybyli z bardzo odległego kraju, by walczyć w wojnie wywołanej na zupełnie innym kontynencie. Nie chcę się wdawać w dyskusję, czy zrobili to dobrowolnie, czy też Brytyjczycy zmusili ich do walki. Na mnie widok sikhijskich turbanów i wieku poległych wywarł kolosalne wrażenie, poczułam ich wyobcowanie, śmierć jeszcze bardziej bezsensowną. Ciekawa jestem, na ile rozumieli swój udział w tej okrutnej wojnie, na ile byli do niego przekonani. Bliżej Pistoi jest jeszcze inny tak dojmujący ślad wojenny, to cmentarz zwany brazylijskim. Ale dzisiaj zatrzymam się na Poggio Alto i wspomnę ludzi z zupełnie innego kręgu kulturowego, których los rzucił na skaliste góry, porośnięte bukowiną.