W zeszłym roku, podczas florenckich warsztatów z Basią Bodziony, byłam ubrana w jedną z moich malowanych sukienek i to była inspiracja dla prowadzącej, by mnie zaprosić do poprowadzenia jednodniowego warsztatu z malowania na tkaninie. Na kilka godzin zamienić się rolami.
Zastanawiałam się, co mogłoby być proste (czytaj, bez zbytniego cieniowania), efektowne, związane z Florencją i malarstwem miniaturowym, wykonalne podczas jednego spotkania, spersonalizowane. Jest chyba tylko jedna odpowiedź - białe winorośle!
Nie, nie, nic mi na mózg nie padło.
Tak po polsku i angielsku nazywa się XV i XVI wieczny styl, którego często używano do ozdabiania inicjałów dzieł renesansowych humanistów. Co ja się naszukałam, jak to się nazywa po włosku! Dopiero mistrz Francesco Mori (u którego terminowałam w katedrze sieneńskiej) podpowiedział mi, że to w swobodnym tłumaczeniu na nasze "białe zakrętasy".
I tak oto w ostatnie piątkowe popołudnie spotkałam się z niektórymi uczestniczkami dwóch kursów - malarstwa miniaturowego i tempery na desce - by choć na chwilę zmienić im format, temat i technikę.
A co z tego wyszło?