Po wyjaśnieniu barmanki zajechaliśmy bezbłędnie do celu.
Cmentarz? Mały, sprawiający wrażenie dawno opuszczonego. Tylko ściana z „forni” bielała marmurową świeżością.
Przysiadłam na cementowej ławce w słońcu i się zadumałam. Okolica piękna, wkoło mnóstwo gajów oliwnych, gdzieniegdzie winnice, i jak zawsze obowiązkowe, na baczność stojące cyprysy. A tu spokój, i przedziwny grób. Płytę i rzeźbę postawiono po latach, ponoć miejsce było mocno zaniedbane, ale znalazł się ktoś, kto chciał zachować pamięć o losach tej rodziny. Niefortunny pomnik, sztuczne kwiaty sprawiły jeszcze większe wrażenie opuszczenia.
Pochowana tu rodzina zginęła jedynie dlatego, że Robert był kuzynem Alberta. Hitler wściekły, że ten niemiecki Żyd uciekł mu do Ameryki, i jeszcze dodatkowo był laureatem Nagrody Nobla, chciał zemścić się mordując pozostałą w Europie rodzinę sławnego fizyka.
Robert Einstein od wielu lat mieszkał we Włoszech, był inżynierem. Pracował w Rzymie i tam w 1913 roku poślubił protestantkę Cesarinę Mazzetti. W 1917 urodziła im się pierwsza córka, a w 1926 druga. Przyjął do swojego domu dwie osierocone bliźniacze córki brata swojej żony. W 1937 przeprowadził się do Rignano sullArno, gdzie zakupił fattorię del Focardo. Wojna zastała ich właśnie w tym domu. Nie uciekli przed faszystami. Przeżyli nawet dni, gdy na dole ich willi stacjonował Wermacht. Dzień po opuszczeniu fattorii przez wojsko, 3 sierpnia pojawiło się SS i bestialsko zamordowało żonę Roberta z dwiema córkami. Przysposobione dzieci szwagra przeżyły, gdyż nosiły nieżydowskie nazwisko i były wyznania chrześcijańskiego. Samego Einsteina nie było wtedy w domu. Po tym zdarzeniu i pochowaniu najbliższych żył jeszcze niemal rok, po czym dokładnie w rocznice ślubu z Niną Mazzetti popełnił samobójstwo poprzez otrucie.
Nie wiem, czy książka też zawiera zmiany fabularne. W filmie córki Einsteina są dużo młodsze a on sam ginie od samobójczego strzału. Ale czy to takie ważne? Na koniec filmu pojawia się prośba do przejeżdżających nieopodal Cmentarza Badiuzza o westchnienie nad ich grobem. Myśmy nie przejeżdżali, tylko pojechaliśmy specjalnie i pomodliliśmy się za leżących tam zmarłych. Zdaję sobie sprawę, że większymi okrucieństwami ociekała wojna. Toskania kojarzy się z sielanką, pięknem i spokojem. Może siłą przeciwieństw zainteresowały mnie losy tej rodziny i miałam potrzebę poruszenia innych strun we własnej duszy?
Po wizycie na cmentarzu przeszliśmy się jeszcze po okolicy. Rzeczywiście nic nie wskazuje na tragedię miejsca. Nie odnaleźliśmy domu Einsteinów. Okazało się, że nie w tym kierunku podążyliśmy. Po wzgórzach były rozsiane piękne domy, a wszystkie w cieniu przyciągającej uwagę niesamowitej posiadłości Torre a Cona, jest to ciekawy zespół obiektów należących do hrabiowskiej rodzinny Rossi.