niedziela, 30 lipca 2017

NADMORSKIE UWODZICIELKI

Campiglia Marittima kusiła mnie od dłuższego czasu. Zrobiłam już dwa podejścia do tej miejscowości, raz nie daliśmy rady czasowo, raz byłam sama na długiej wycieczce i nie starczyło mi na nią sił. O trzecim razie mogę napisać, że chociaż trochę poznałam miasteczko, ale znowu zabrakło czasu, przed umówionym spotkaniem z kuzynką Krzysztofa.
Najczęściej w ciemno można wspinać się na jakieś wzgórze toskańskie, na którym widać zabudowania, bo absolutna większość położonych tak miejscowości ma swoje korzenie w średniowieczu i  dotąd zachowała wiele uroku. Bywają miasteczka wymuskane, bywają zaniedbane, bywają, niestety, zbyt unowocześnione. Trzeba to sprawdzić osobiście, bo oczywiste jest też to, że żadne fotografie nie pokażą całej złożoności takich miejsc, zmiany wysokości, przejść i zaułków.

Ogólną panoramę zobaczyliście w poprzednim artykule o Pieve di San Giovanni, dzisiaj pospacerujemy zaglądając Campiglii w zaułki.
Dojechaliśmy na parking od strony cmentarza i szczęściem (jak zwykle, anioły czuwały) znaleźliśmy na nim miejsce.

Wąskie gardło bramy jest granicą dwóch światów.


Za plecami zostały wielkie przestrzenie, na bliższym planie Pieve żeglująca nad cmentarzem, a w tle dwa kominy zgrzytające swoimi pionami po morzu odciągające uwagę od trójkątnych żagli daleko za nimi.

Przed nami wspinanie się, przejścia, łuki, małe placyki.

Nie wchodziłam już do kościoła w samym centrum. Nic nie mogło się równać z Pieve leżącą nieopodal.
Znowu obudziło się we mnie małe dziecko, chciało wrócić do zabaw w chowanego i podchody.





Czułam, że chodzę śladami Chirico. Światło załamujące się na budynkach, czy  uproszczenie kadru wciągały mnie w nierealny świat malarza.



W większość zaułków zapuszczałam tylko wzrok, bo chciałam dotrzeć do fortecy na samym szczycie.

 Zwiedzanie skończyło się jednak u jej stóp, gdyż trzeba było jechać dalej.

 Wyjeżdżałam z niedosytem, nadając Campiglii określenie miasteczka z medalionami.
Uzbierałam kilka oznaczeń ulic lub domów zasłużonych mieszkańców. Ależ dobry pomysł!




W tytule są uwodzicielki, bo to jeszcze nie koniec nadmorskiej wyprawy, wraz z rodziną kuzynki pryncypała wybraliśmy się na kolację do Piombino.

 
Byłam tak zajęta towarzystwem, że nie pamiętam absolutnie nazwy lokalu i tego, co jadłam. Za to pod powiekami zamknęłam wakacyjne wieczorne Piombino, a właściwie nadmorski deptak.


Leniwe snucie się nadbrzeżem, chwila na ławeczce pod małą morską latarnią, lekko jazzująca piosenkarka uwiodły mnie wakacyjną swobodą i wzbudziły ciekawość, jak tam jest za dnia.



Campiglia Marittima mi ha tentato per lungo tempo. Ho fatto due prove di raggiungerla. Una volta durante il viaggio con Don Cristoforo, però mancava il tempo, altra volta ero da sola per un lungo viaggio e mi è finita la forza per visitarla. Della terza volta posso qualcosa scrivervi, ma ancora una volta il tempo è esaurito prima dell’incontro con la cugina di Don Cristoforo.

Spesso al buio, si può salire su qualche collina Toscana, dove ci sono gli edifici, la maggioranza assoluta dei villaggi situati in questo modo ha sue radici nel Medioevo e sempre ha mantenuto stupendo fascino. Le città toscane tendono a essere ben tenute, a volte trascurate, a volte, purtroppo, troppo moderne. Meglio vederle di persona, perché è evidente che nessuna fotografia mostra tutta la complessità di questi luoghi, le differenze dell’altezza, salite e discese, stretti passaggi e vicoli.
Il panorama della Campiglia potevate vedere nel precedente articolo di Pieve di Giovanni. Oggi faremo la passeggiata guardando nei occhi della citta.

Siamo arrivati dal cimitero e con la fortuna (come al solito, gli angeli sempre mi badano) abbiamo trovato ultimo posto libero per la macchina.
La porta per centro storico sembra essere il collo stretto che divide due mondi.
Dietro ci sono grandi spazi: nel prossimità della Pieve come il veliero sopra cimitero, e in fondo due altissimi camini che con la bruttezza vogliono essere più importanti dalle vele triangolari dietro di loro.

Quando si passa la porta, davanti a noi c’è l'arrampicata, ci sono passaggi, archi, piazzette. Non sono entrata nella chiesa del centro. Niente si può confrontare con la Pieve, situata nelle vicinanze.
Ancora una volta ho risvegliato in me una bambina piccola, volevo tornare a giocare a nascondino, e altro gioco molto popolare in Polonia.

 

 Sentivo che camminavo sulle tracce di Chirico. La luce che si rompe sugli angoli delle case, tante semplificazioni mi ha avvicinato al mondo irreale del pittore.



 Nella maggior parte dei vicoli solo guardavo, non entravo li, perché volevo raggiungere la fortezza in cima. Camminata si è finita ai suoi piedi, però era necessario andare oltre.
Ho lasciato Campiglia con insoddisfazione, so che devo tornarla, ricordando bellissimo paese con medaglioni. Ho scattato le foto con alcune tavole lungo le strade di Campiglia. Ci sono dipinte le persone famose in tutta Italia o solo in questo paese. Che buona idea!


Nel titolo polacco ho scritto “le seduttrici marinare”, perché questo non è la fine del viaggio. Con la famiglia della cugina di Don Cristoforo siamo andati a cenare a Piombino.
   

 Ero così occupata con nostra compagnia che assolutamente non ricordo il nome di ristorante e quello che ho mangiato. Sotto le palpebre ho chiuso la serata festiva a Piombino, precisamente lungomare a Piombino.
  La passeggiata lenta, il momento su una panchina sotto una piccola lanterna marinara, soave cantante di jazz, atmosfera delle vacanze, tutto mi ha suscitato la curiosità del paese alla luce del giorno.






poniedziałek, 24 lipca 2017

ZAGADKOWY KOŚCIÓŁ

Campiglia Marittima kusiła mnie stacją z pomnikiem psa, samym miasteczkiem i tym, co u jej stóp - cmentarzem, a raczej wzniesionym nad nim kościołem.
Jadąc od strony stacji kolejowej nie widzi się Pieve di San Giovanni. Tylko współczesny cmentarz, ze ściennymi pochówkami daje sygnał, żeby być bardziej uważnym i nie przegapić wejściowej bramy położonej naprzeciw stacji paliw.

Na słupku widać informację, że wchodzimy na teren XIX wiecznego cmentarza.

O tym, że jest tam jeszcze Pieve di San Giovanni świadczy jedynie plakat reklamujący muzyczne wieczory.

Źle napisałam, kościół nie został wzniesiony nad cmentarzem, to cmentarz otoczył romańską świątynię.


  Otoczył tak ściśle, że nie można do niej dojść inaczej, niż depcząc po płytach nagrobnych.
   

Podejrzewam, że taki układ ma swoje wytłumaczenie w ostatnim akcie pokory, jaki można okazać na tym świecie. Kiedyś pisałam o tym, że możni ludzie chcieli być chowani pod posadzkami kościołów, by deptano po ich grobach, w ten sposób, chociaż po śmierci, chcieli odkupić swoje winy.
Ja i tak wyszukiwałam wąskie przerwy między tablicami, jakoś trudno mi uznać tę wolę zmarłych, bądź ich rodzin. Tym bardziej, że zostawili wzruszające ślady swojej żałoby, opisali dobre gospodynie, pracowitych mężów, przyczyny śmierci, pokorę wobec choroby, cnoty i wiarę. Obiecali wieczną pamięć, dołączenie do nich w przyszłości.


Kościół jest szacownym staruszkiem wybudowanym w XII wieku, prawdopodobnie na miejscu starszej świątyni, wspomnianej w dokumencie wiek wcześniej.  Od razu zwraca uwagę szary kamień, z roztańczonym żyłkowaniem. 


W odróżnieniu od ciepłej pietra serena ten wapień ma niemal niebieski odcień. 
Z chłodną szarością budulca próbuje konkurować migoczące na horyzoncie niebieskie morze.
 

Bez sukcesu. Kamienie mną zawładnęły.
Z drugiej strony, wzniesiona wyżej Campiglia pozwoli mi później zobaczyć całą niezwykłość Pieve di San Giovanni, jego solidną strukturę wybudowaną na planie krzyża tau, z niewielką absydą, mocne trwanie prostotą.

 

Jest jak żaglowiec wyrzucony na ląd, nierealnie i tajemniczo, mimo oślepiającego lipcowego słońca.

Bryła świątyni wyrasta z marmurowych płyt nagrobnych, które tworzą spłaszczony szczyt pagórka. Na znalezionym w internecie rzucie widać, jak ograniczono tę część, wycinając wokół niej głęboki dół i lokując tam zupełnie współczesne ściany pochówków trumiennych.
http://www.vacanze-campiglia.com/wp-content/uploads/2013/05/pieve-300x220.jpg



Szybko wchodzę do środka. Wzrok walczy dłuższą chwilę, by coś zobaczyć.


 No, tak. To raczej były kościół, miejsce koncertowe. Zostały w nim nieliczne ślady po pierwotnym przeznaczeniu: opuszczony, nikomu niepotrzebny ołtarz, ciągle dostojny krucyfiks. Ze zdziwieniem odkrywam po powrocie do domu, że jednak odprawia się tu Msze, raptem dwie w ciągu roku (na Boże Narodzenie i na Wszystkich Świętych).
Prostą nawę tnie masywna balustrada ozdobiona panelami z prostymi figurami geometrycznymi.
  Prawdopodobnie za nią wejście miał tylko kler, albo wszyscy mężczyźni, a kobiety zostawały przed, wchodząc bocznym wejściem, które, o babska ironio! jest najpiękniejszym fragmentem Pieve di San Giovanni; ale o tym za chwilę.

 Dzisiaj mogę spokojnie przejść dalej, pamiętając, że zwężenie powstałe przez umieszczenie balustrady miało symbolizować trudności w wędrówce ku zbawieniu. Dochodzę do płytkiej absydy, a w niej masywnego prostopadłościennego ołtarza i delikatniejszego w formie, zapewne dużo późniejszego krucyfiksu.

 Nie znalazłam żadnej informacji na temat rzeźby, mogę się jedynie domyślać, że figurę zdejmowano z krzyża i układano jako postać zmarłego Chrystusa w grobie. Chyba dobrze odczytałam cięcia w ramionach?

 Pojedyncze okno wpuszcza tyle lipcowego światła, że muszę uwierzyć, iż przy dobrej widoczności zagląda tu widok Monte Amiata.

 Za chwilę zaskakuje mnie solidny, absolutnie nie na miejscu swoją formą grób generała Amosa del Mancino.

Jego postać pośrednio przyczyniła się do spowolnienia w pisaniu tego artykułu. Nic to, że wycięło mi kawał tekstu, nic to, że wpadłam na głupi pomysł pisania w ogrodzie i piękne widoki z harcującym zachodem słońca skutecznie mnie rozpraszały, ale tego, że trafię na świetne strony historyczne, nie spodziewałam się w ogóle. Nie, żebym  była wielką pasjonatką historii I Wojny Światowej, ale jej dokumentacja, chociażby na stronie poświęconej frontowi w Dolomitach, bardzo mile mnie zaskoczyła bogactwem materiałów źródłowych.
Musiałam się mocno zdyscyplinować, by nie skakać na następne strony i ograniczyć się do biografii generała, która w skrócie zawiera się w słowach, że urodził się i zmarł w Campiglia Marittima, a poczynając od 20 roku życia, niemal po śmierć, rozwijał z sukcesem wojskową karierę.

Z lekko przewrotną świadomością wprowadziłam Was najpierw do wnętrza kościoła, by zostawić to, co w moim odczuciu ciekawsze, na drugą część artykułu.

 Wyjdźmy znowu na rozpalone słońcem kamienie, przyjrzyjmy się kilku interesującym zdobieniom, zaczynając od fasady.

 Prostota frontowej ściany pozwala wyraziście wyeksponować charakterystyczny dla Toskanii portal.

 Pasmowaty łuk, ornament z winorośli, delikatne zdobienia kapiteli, dwie rozety, oczywiście, proste, bez rozbudowanej kompozycji.
Wpatrując się w kamienie trafimy na dwa oddalone od siebie, lecz tworzące jeden napis, którego w życiu nie umiałabym rozszyfrować.
 

Nie dość, że to łacina, to jeszcze napisana z częstymi w średniowieczu skrótami. Małe litery są uzupełnieniem, nie ma ich w oryginale.

+MCSIII GRAtia Dei HOC OPus ComPOSUIT PE (CATOR MATHEUS) O FRatreS DEuM ORATE UT EI DIMITTAT ComMISSA PECCATA.

Co na polski przekłada się tak:
Dzieło to zrealizował Mateusz grzesznik, dzięki Łasce Bożej. Bracie, módlcie się za niego, aby Bóg wybaczył mu popełnione grzechy.

Głowa mi paruje od domyślania się, czy Mateusz był darczyńcą, czy wykonawcą. Z samego napisu to nie wynika, ale na wielu stronach znalazłam określenie „mastro”, co by znaczyło mistrza (w tym przypadku budowlanego). A może Mateusz i budował i ufundował Pieve di San Giovanni? Ciekawi mnie też, dlaczego kamienie oddaliły się od siebie, czy to błąd czeladnika?
Naukowcom spokoju nie daje też data MCSIII, bo jedni uważają, że S oznacza 6 i sumuje się z trójką, co daje datę 1109, a inni widzą tu skrót od „Septuaginta” (łac. siedemdziesiąt), więc datą rozpoczęcia budowy byłby rok 1170.  Tak, czy siak, mamy XII wiek!

Tajemnic nie koniec.
Mateusz jest wspomniany jeszcze raz w innym miejscu, na kamieniu wbudowanym prawdopodobnie po czterech latach od poprzedniego, tuż pod dachem lewego transeptu.


 Jego imię jest też skrótem pod postacią swoistego układu liter MTHS. Położenie tablicy każe myśleć, że wmurowano ją na zakończenie, ale czy to oznacza, że  MCSS odczytywane jako 1177 mówi nam, że w ciągu czterech lat postawiono tak duży kościół? Nigdy się nie dowiemy.
Data i imię to dopiero początek tego, co niesie ze sobą biały marmur.


Widać na nim słowa: SATOR AREPO TENET OPERA ROTAS.
Zaczyna się zabawa!
To słowa pojawiające się na kościołach, czy zamkach. Gdy już uznano, że są swoistym chrześcijańskim palindromem, odnaleziono tablicę w Pompejach. I teraz zagwozdka, czy przed zniszczeniem miasta dotarli tam chrześcijanie. A czy Pliniusz Starszy, który też wspomina o SATOR miał jakąś styczność z chrześcijanami?
Zwolennicy ezoteryzmu doszukują się tu magii, nazywają te palindromy kwadratami magicznymi.
Każdy ciągnie w swoją stronę, więc ja zostanę przy interpretacji chrześcijańskiej. Zostanę przy przypuszczeniach zapożyczenia ze starożytności.
Ile głów, tyle pomysłów. Nie uwierzycie, ile tłumaczeń może mieć krótki zestaw łacińskich słów, z których jedno (AREPO) trudno uznać za łacińskie.
Podam Wam kilka znalezionych tłumaczeń:
Siewca przy swoim wozie kieruje pracami.
Siewca z Arepo z trudem wstrzymuje koła.
Siewca uważny na pług panuje nad swoim dziełem.
Siewca Arepo z trudem prowadzi pług.

Można się domyślić z łatwością, że siewcą w chrześcijańskiej interpretacji jest Chrystus, często nauczający w przypowieściach agrarnych.
To tylko garstka z tego, na co pozwala tajemniczy kwadrat.
Kwadrat?
A tak, tak sami zobaczcie, jak w innych miejscach ułożono te słowa.


S   A   T   O   R
A   R   E   P   O
T   E   N   E   T
O   P   E   R  A
R   O   T   A   S

Można je odczytywać w każdym kierunku, zawsze powstanie tylko pięć tych samych słów, wśród których TENET daje formę równoramiennego krzyża.

Tak samo jest w jednej linii, przeczytajcie je od początku do końca i na odwrót.

SATOR AREPO TENET OPERA ROTAS

Okazało się też, że wszystkie litery układają się w początkowe słowa „Ojcze nasz” z dodatkowymi A i O jako Alfa i Omega – Początek i Koniec – oznaczające Chrystusa.


P
A
T
A      E      O
R
P  A  T  E  R  N  O  S  T  E  R
O
O      S      A
T
E
R


Działa na wyobraźnię?
Nic dziwnego, że nawet Krzysztof Penderecki zacytował słowa palindromu w utworze „Wymiary czasu i ciszy” wykonanym w 1960 roku podczas Warszawskiej Jesieni.


Gdzie szukać takich tablic? Gdzie się jeszcze zachowały?
Przyznam, że znalezienie tego z Campiglii nie należało do łatwych, bo opisy były bardzo nieprecyzyjne, tablica informacyjna, tuż przed kościołem, wprowadzała raczej w błąd, pokazując układ słów z innych tablic. Kilka razy obeszłam cały kościół, przyjrzałam się dokładnie kamieniom, zyskałam ciekawą kolekcję.






 Cała włoska lista kwadratów SATOR jest długa, obejmuje nie tylko zabytki murowane ale i pergaminowe. W Toskanii znajdziecie jeszcze SATOR na katedrze sieneńskiej. Wiem to tylko z opisu. Szukajcie białej tablicy na lewym bocznym murze, blisko miejsca, gdzie łączy się z biskupim pałacem, na wysokości ludzkiego wzroku. Postaram się kiedyś wkleić tu własne zdjęcie, na razie podlinkowuję z Tripadvisora.

https://www.tripadvisor.it
Wspomniałam, że napiszę o wejściu dla kobiet. Może już zapomnieliście?

 Ja pamiętam, bo trudno zapomnieć znowu biało szare pasy łuku, dwa lwy pożerające swoje ofiary (smoka i bezgłowego człowieka) orła porywającego jakiegoś czworonoga, piękne akanty w ornamentach, no, i architraw ze sceną polowania na dzika.


Ta scena też sprawiła problemy historykom sztuki. Na początku uważano, że to odzysk ze starożytnego sarkofagu, bo scenę skojarzono z mitem o Argonaucie Meleagerze, który urządził polowanie na ogromnego dzika. Zapewne są tu jakieś echa zapożyczeń ze starożytności, ale styl całego fryzu jest ewidentnie romański, z jego uproszczeniami, z wciśnięciem w ramy. Mit pokazano w kluczu chrześcijańskim, dając diabłowi postać dzika, a z myśliwego czyniąc Chrystusa, który pokonuje zło. Sceny odczytujemy od lewej strony na prawą: poszukiwanie dzika, polowanie, zabicie i transport.



Pieve di San Giovanni zawładnęła moją wyobraźnią i moim czasem na tyle, że sama Campiglia została przez nas potraktowana po macoszemu. O tym w następnym artykule.


Campiglia Marittima mi tentava con la statua di un cane alla stazione, con la città propria e ciò che aveva ai suoi piedi - un cimitero, o meglio dire, la chiesa costruita su di esso.
Venendo dalla stazione ferroviaria non si vede la Pieve di San Giovanni. Solo il cimitero moderno con i forni dà il segnale per essere più attenti e non perdere il cancello d'ingresso che si trova acanto alla stazione di servizio.
Entrando si vede un’informazione, che la c’è cimitero del XIX secolo, solo un poster (per serate musicali) tratta di Pieve di San Giovanni. 
Ho scritto male, la chiesa non è stata costruita sopra il cimitero, il camposanto circonda il tempio romanico, quale ha avvolto così strettamente che non si può venire ad esso non calpestando le tombe. 

Ho il sospetto che un tale sistema ha la sua spiegazione nell'ultimo atto di umiltà, che potete trovare in questo mondo. Una volta ho scritto che i potenti hanno voluto essere sepolti sotto i pavimenti delle chiese per essere calpestati nelle loro tombe, in questo modo, anche se dopo la morte, volevano riscattare il senso di colpa.
Cercavo modo di passare solo su strette pietre che dividono le tombe, era per me molto difficile riconoscere la volontà del defunto o le loro famiglie. Specialmente quando leggevo toccanti tracce del suo lutto, le descrizioni di buoni governanti, uomini laboriosi, la causa della morte, l'umiltà contro la malattia, la virtù e la fede. Famigliari promettevano l’eterna memoria e unirsi a loro in futuro.

La Chiesa è la vecchietta venerabile costruita nel XII secolo, probabilmente sul posto di un tempio più antico, citato nel documento un secolo prima. Pietra grigia, con venature che ballano, attira immediatamente la mia attenzione.
  In contrasto con la calda pietra serena questa lastra calcarea ha colore quasi bluastro. Scintillante mare blue sull'orizzonte prova di fare la concorrenza con i blocchi dell’edificio.
  Senza successo. Le pietre mi hanno catturato.

Dalla sua altezza Campiglia Marittima mi permetteva di vedere tutta singolarità della Pieve di San Giovanni, la sua struttura solida costruita su un piano della croce alla lettera tau, con una piccola abside. Qui c’è una forte semplicità. Tutto è irreale e misterioso, nonostante accecante luce del sole di luglio.



Struttura della chiesa deriva dalle lapidi di marmo che formano la parte piatta della collina. Ho trovato un disegno in internet da quale si può vedere il taglio intorno alla chiesa e la localizzazione in profondità dei forni contemporanei.
Subito entro nella Pieve. La mia vista sta combattendo lungo tempo per vedere qualcosa.

 Beh, sì. Piuttosto, era una chiesa, ora è una sala musicale. C'erano poche tracce della funzione originaria: altare sembra quasi inutilizzato, il crocefisso invece ancora dignitoso. Ero sorpresa scoprendo dopo il ritorno a casa che qui le Messe sono ancora celebrate. Due durante l'anno (Natale e Tutti Santi).
Unica navata è divisa con solida balaustra decorata con le figure geometriche.
  
 Probabilmente l’ingresso serviva solo per il clero, o uomini, ma le donne sono state obbligate di rimanere prima della balaustra. Esisteva qui l’entrata femminile, che (oh! Ironia!) è il pezzo più bello di Pieve di San Giovanni; ma su quest’argomento scriverò alla fine dell’articolo. 
Adesso la donna può tranquillamente passare, ricordando che stretto passaggio nella balaustra simboleggia le difficoltà nel cammino verso la salvezza. Venendo all’abside poco profonda si nota l'altare massiccio cuboide. Accanto all’altare sta il crocefisso, sicuramente dall’epoca più tarda.

Non ho trovato alcuna informazione della scultura, posso immaginare che la figura poteva essere rimossa dalla croce e presentata come una figura del Cristo morto nella tomba. Beh, immagino che ho letto bene il taglio delle braccia?
Singola finestra lascia entrare tanta luce di luglio, ma con una buona visibilità qui si può osservare la Monte Amiata.

Dopo un minuto mi sorprende una solida tomba (del generale Amos del Mancino), assolutamente fuori luogo nella sua forma estetica.
La persona del soldato ha rallentato mio lavoro su quest’articolo. Neanche questo che ho perso quasi mezzo testo, oppure che mi è venuta la stupida idea di scrivere nel giardino con la splendida vista del tramonto che mi ha distratto con successo. Prima di tutto ho speso tanto tempo perché mi ha colpito il grande lato storico dell’internet italiano. Non che io fossi una grande appassionata della storia della prima guerra mondiale, ma la sua documentazione, tanti siti web dedicati al tema mi hanno sorpreso piacevolmente per la ricchezza dei materiali.
Dovevo mettermi in disciplina per non saltare alle pagine successive e limitarsi alla biografia del generale, che in breve si può dire così: è nato e morto in Campiglia Marittima. Partendo nell’età di 20 anni, quasi fino alla morte ha sviluppato una carriera militare.

Con una piccola perversa coscienza vi ho portato prima all’interno della chiesa, lasciando ciò che è più interessante, a mio parere.

Torniamo fuori, alle pietre caldissime dal sole e diamo un'occhiata a un paio di interessanti dettagli partendo dalla facciata.
La semplicità della parete anteriore può rappresentare chiaramente tipico portale toscano.
  L’arco con le strisce, il fregio con le vite, decorazione delicata di capitali, due rosette, naturalmente semplici senza vasta composizione.
Guardando con attenzione alle pietre troveremo due pezzi distanti, ma quali formano una singola frase, che nella tutta mia vita non sarei in grado di decifrarla.
 
Non solo perché è in latino, è scritta nel Medioevo con le abbreviazioni. Qui lettere minuscole sono complementari, non ci sono in originale.

+MCSIII GRAtia Dei HOC OPus ComPOSUIT PE (CATOR MATHEUS) O FRatreS DEuM ORATE UT EI DIMITTAT ComMISSA PECCATA.

Che significa: "Per grazia di Dio questa opera realizzò il peccatore Matteo: Fratelli pregate per lui, perché Dio gli perdoni i peccati commessi".

La mia testa evapora da indovinare se Matteo era un donatore o contraente. Per me non è chiaro, ma molte pagine che ho trovato usano il termine "mastro". Forse Matteo ha costruito e ha fondato la Pieve di San Giovanni? 
Mi chiedo anche perché le pietre sono allontanate una dall’altra, le hanno messo per errore?
I ricercatori non possono interpretare precisamente la data MCSIII, alcuni dicono che S significa 6 e è riassunta con tre, dando la data 1109,  gli altri vedono qui l'abbreviazione di "Settanta" (lat. Septuaginta), per loro la data d’inizio della costruzione sarebbe stata l'anno 1170.  Ma così, in ogni caso, abbiamo XII secolo!

Qui non c’è la fine dei segreti.
Matteo è menzionato di nuovo nell’altra lastra di marmo, probabilmente costruita dopo quattro anni, proprio sotto il tetto del transetto sinistro.
 

Il suo nome è anche un acronimo in forma di lettere specifiche dei MTHS. Posizione della targa ci fa pensare che essa fu posta alla fine, ma se MCSS deve essere letto come 1177 ci dice che nei quattro anni che eretta una chiesa cosi grande? Non lo sapremo mai.

La data e il nome sono solo l'inizio di ciò che porta con sé il marmo bianco.
Esso mostra le parole SATOR AREPO TENET OPERA ROTAS.

Via! Si comincia il divertimento!

Queste sono le parole che appaiono sulle chiese e castelli. Era grande sorpresa, perché le lettere riconosciute come sorta di palindromo cristiano poi sono state trovate a Pompei. E ora abbiamo un segreto se i cristiani sono venuti a Pompei prima della distruzione della città? E se Plinio Vecchio che cita anche il SATOR ha avuto qualche contatto con i cristiani?
I sostenitori di esoterismo vogliono vedere qui qualche tipo della magia, chiamando questi palindromi come quadrati magici.
Ognuno tira la propria versione, così io resterò con l'interpretazione cristiana. Starò con tesi che abbiamo un’interpretazione dell'antichità.
Quante teste, altrettante idee. Non credereste quante traduzioni possa avere una breve serie di parole in latino.
Esempio:
Il seminatore tiene l’aratro, le opere, le ruote.
Il seminatore di un arepo mantiene con il suo lavoro il convento.
Il lavoratore Arepo guida con fatica l’aratro.
Il seminatore trattiene con fatica le ruote.
Il sacrestano Arepo tiene le ruote in movimento.
Il seminatore, che possiede il campo, assiste le ruote.

Si può facilmente intuire che Cristo è il seminatore nell'interpretazione cristiana, spesso insegnava colle parabole agrarie.
Questo non è tutto con il quadrato.
Il quadrato?
Si, si, guardate come si presentano le stesse parole scritte su altre lastre, quale si può trovare in tutta Italia. 


S   A   T   O   R
A   R   E   P   O
T   E   N   E   T
O   P   E   R  A
R   O   T   A   S


Le lettere possono essere lette in qualsiasi direzione, sempre vedrete soltanto cinque stesse parole, tra cui TENET dà forma di una croce. Cosi funziona un palindromo. 

La stessa cosa succede in una linea, leggetele dall'inizio alla fine, e viceversa.


             SATOR AREPO TENET OPERA ROTAS

Tutte le lettere sono disposte nelle parole iniziali del "Padre nostro", A e O si tratta come l'Alfa e l'Omega - il principio e fine – che significano Cristo.

P
A
T
     E      O
R
P  A  T  E  R  N  O  S  T  E  R
O
     S      A
T
E
R
Fa impressione?
Non c'è da stupirsi che anche famoso compositore polacco Krzysztof Penderecki ha citato le parole del palindromo in opera "Dimensioni del tempo e silenzio” realizzata nel 1960 pere il festival “Autunno di Varsavia”.

Dove cercare questi palindromi? Dove ancora sono conservati?
Ammetto che trovare palindromo da Campiglia Marittima non era facile, perché le descrizioni erano molto imprecise. Un cartello, poco prima della chiesa, ha introdotto più confusione, perché mostrava la diversa disposizione delle parole. 
Più volte mi aggiravo intorno alla chiesa, guardavo con cura su tutte le pietre, ho fatto una raccolta molto interessante.
L’elenco dei palindromi SATOR comprende non solo gli edifici, ma anche le pergamene. In Toscana potete trovare il SATOR sulle mura di Duomo di Siena. Lo so solo dalla descrizione. Cercatelo sulla parete laterale di sinistra, vicino al luogo, dove la chiesa si unisce al palazzo vescovile, al culmine della visione umana. 
Cercherò la possibilità di incollare qui la mia foto, invece un temporaneo link da TripAdvisor.
Ho scritto che tornerò alla porta per le donne. Forse vi siete dimenticati?

 Io la ricordo, perché è difficile da dimenticare un arco a strisce bianche e grigie, due leoni che divorano le loro vittime (il drago e l'uomo senza testa), l’aquila che morde un animale, bei fregi d'acanto, e alla fine, ma primo di tutto, l'architrave con la scena di caccia al cinghiale.

Anche questa scena ha causato i problemi agli storici dell'arte. All'inizio si pensava che vediamo una ripresa dal sarcofago antico, perché la scena è associata con il mito del Meleagro. Probabilmente ci sono alcuni echi di prestiti dell'antichità, ma lo stile del fregio è chiaramente romanico, con le sue semplificazioni. Il mito è mostrato in chiave cristiana, dando la forma del cinghiale al diavolo e cacciatore a Cristo che vince il male. Le scene si legge da sinistra a destra: la ricerca, la cattura, l’uccisione e il trasporto del cinghiale.

Pieve di San Giovanni ha travolto la mia immaginazione e il mio tempo, cosi forte che non potevo visitare tutta la Campiglia Marittima, quale descriverò in prossimo articolo.