Odpocznijmy od kwiatów, dzisiaj zamknę Was w murach, zaproszę do miejsc, których kiedyś zwykły śmiertelnik nie miał szans zobaczyć.
Z coraz większą przyjemnością odkrywam Prato. Ostatnio Krzysztof wypatrzył zaproszenie do zwiedzania klasztoru San Vincenzo, mieszczącego się przy Placu św. Dominika. Położenie kompleksu nie jest zwykłym zbiegiem okoliczności.
Powstał na początku XVI wieku, co wyprzedziła wizja Savonaroli.
Savonaroli?
Tak, tak, miał i swoje związki z Prato.
Otóż, gdy dominikanin dostał pozwolenie (od sławnego niedobrą sławą Papieża Aleksandra VI) na utworzenie niezależnej od Lombardii toskańskiej kongregacji dominikańskiej, klasztor z Prato został do niej włączony, wraz z Florencją, Pizą i Fiesole. Jednak to nie mowa o zwiedzanym przeze mnie klasztorze San Vincenzo, bo ten jest siedzibą mniszek. Na razie istnieje tylko po drugiej stronie Placu kościół z klasztorem San Domenico (zwróćcie uwagę na podobne nisze zewnętrze, jak przy dominikańskim Santa Maria Novella we Florencji).
Zawitał tutaj ze swoimi płomiennymi kazaniami i Savonarola, który podczas jednej ze swoich wypowiedzi miał wizję wybudowanego naprzeciw klasztoru dla kobiet.
Jak wiele osób wie, Savonarola, bardzo pobożny i ascetyczny mnich, naraził się swoimi przemówieniami i władzy kościelnej (za co został ekskomunikowany) i władzy świeckiej (która wykonała na nim wyrok śmierci).
Nie minęło wiele lat, gdy pewne pobożne kobiety z Prato zapragnęły utworzyć klasztor, a jeden z uczniów Savonaroli podpowiedział im miejsce. I tak przepowiednia stała się rzeczywistością.
Mniszki z chęcią przyjęłyby za patrona Savonarolę, ale trudno, by opiekował się nimi ekskomunikowany mnich, nawet, jeśli racja mogła leżeć po jego stronie. Wybrały więc innego dominikanina - San Vincenzo Ferreri. Wiodły życie żebracze, chodziły po domach zbierając datki, opowiadając o Bogu. Podczas wędrówki "po prośbie" trafiły do letniej rezydencji florenckiego rodu Ricci. Była tam młodziutka Katarzyna, która akurat zastanawiała się, do jakiego klasztoru wstąpić. Opowieści sióstr miały niebagatelny wpływ na decyzję przyszłej przeoryszy tegoż klasztoru oraz świętej. Przyjęła śluby wieczyste w wieku 14 lat! Postać sama w sobie niezwykła, ale nie o niej tym razem.
Klasztor bardzo się rozrósł. Zaistniała potrzeba wybudowania świątyni w innym miejscu, ciągle jednak na działce zajętej przez mniszki. Nowy kościół był otwarty dla ludzi z zewnątrz, a mniszki uczestniczyły w liturgiach poprzez kratę w prezbiterium.
Zapamiętajcie wielkość kościoła (by porównać ją z pomieszczeniem za kratą), zajmował wtedy tylko przestrzeń prezbiterium i był zorientowany pod kątem prostym względem obecnego budynku.
Powiększona świątynia ma późno barokowy wystrój z pięknymi reliefami poświęconymi życiu i cudom związanym ze św. Katarzyną de'Ricci.
W bazach kolumn przy ołtarzu widzimy herb rodu Ricci (z jeżami, bo to oznacza słowo
ricci), a pomiędzy nimi leży, a jakże!, św. Katarzyna de'Ricci we własnej ziemskiej (lekko podsuszonej) postaci.
Przechodzimy do chóru, czyli miejsca, z którego mniszki uczestniczyły we Mszach.
Przyznam, że zatkało mnie, jak wiele zakonnic było w klasztorze.
A to nie koniec niespodzianek. Właśnie w tym pomieszczeniu pokazano nam dwie ciekawe pamiątki po Savonaroli, przechowywane dokładnie tak, jak relikwie. Jedną z nich jest palec, który uchował się od ognia, a drugą rzecz szczególna - obejma.
Otóż Savonarola został powieszony, a potem spalony, żeby właśnie nic się po nim nie zachowało. Jednak ludzie czuli, że należy zachować pamiątki po nim, Za taką uznano też obejmę na szyję, dzięki której palone zwłoki mogły być utrzymywanie w pionie, dla większej widowiskowości zdarzenia. Co za czasy!
Ale nie tylko ślady materialne po Savonaroli przykuwają moją uwagę. Pomieszczenie obwieszone jest dziełami sztuki.
Pod oknem zawieszono piękne popiersie Chrystusa, a w ołtarzu oprawiono cenny krucyfiks. Pod krzyżem jest tablica ze Zwiastowaniem, która zasłania używaną kiedyś kratę, dającą wgląd do kościoła.
Tylko te putta jakieś takieś nieurodziwe...
Stalle są oryginalne. Proste, ale kryją w sobie schowki oraz mają ciekawą budowę. Na te fragmenty modlitw, które wymagały stojącej postawy, mniszki podnosiły siedzenia, a
wypustki na wysokości głowy osoby siedzącej stawały się doskonałą podporą dla pleców.
Sprawdziłam! Mój kręgosłup powiedział "tak"!
Idziemy w głąb klasztoru.
Zaraz po wyjściu z chóru trafiamy na kapliczkę, kiedyś miejsce pochówku Katarzyny de'Ricci.
W tej architektonicznej szkatułce przechowywana jest słodkiej urody terakotowa Madonna dei Papalini.
Figura zasłynęła w 1512 roku, podczas złupienia Prato przez Hiszpanów. Legenda głosi, że wśród hiszpańskich żołnierzy był dominikanin apostata, wtargnął do klasztoru wraz z dwoma kolegami, chcieli złupić dobra i "złupić" mniszki. Nagle pojawiła się przed nimi owa figurka i i odezwała się ludzkim głosem prosząc, by porzucili niecne zamiary.
Kapitanowie rzucili broń i ze łzami padli na kolana.
Ciekawe pod jaką postacią się ukazała, czy w skromnym terakotowym odzieniu, czy sukience podobnej do obecnej?
Niewiele jest zdjęć pokazujących figurę bez dodatkowej sukienki.
|
http://mv.vatican.va/1_CommonFiles/pdf/Direttore/rassegna_2013/337_OR_12_10_2013.pdf |
|
http://terreincognite.blogspot.it/2013/10/la-madonna-dei-papalini-nel-convento-di.html |
Podczas poszukiwań znalazłam jedno, na którym widać otwieranie drzwiczek za plecami statuetki.
|
http://terreincognite.blogspot.it/2013/10/la-madonna-dei-papalini-nel-convento-di.html |
Dokładnie za kaplicą mieści się rozmównica, przerobiona z pierwszego klasztornego kościółka. Ze względu na klauzurę, która obejmowała też i lokum cudownej figury, wymyślono drzwiczki i mechanizm obrotowy, by prezentować Madonnę przybyłym do rozmównicy.
W tej samej kaplicy, która honoruje Madonnę dei Papalini, do połowy XVIII wieku była złożona św. Katarzyna de'Ricci.
Ponoć cała dekoracja pomieszczenia jest zrobiona z masy papierowej.
Wchodzimy na piętro i oczom nie dowierzam - ogrom. Na parterze były różne pomieszczenia i nie było widać tak dobrze wielkości całego kompleksu klasztornego - długie krzyżujące się korytarze, puste, ciche, jakże brak w nim delikatnych dźwięków modlitwy dochodzących z cel, szelestu habitu, kobiecych kroków.
Kilkanaście sióstr nie jest w stanie tchnąć życia w mury. Część klasztoru przeznaczono na dom opieki, ale reszty nie wolno przebudować, więc stoi zastygła wiekami, tylko niektóre pomieszczenia usiłują zachować pamięć dawnych czasów.
Każdego zwiedzającego zatrzyma cela, w której mieszkała i zmarła św. Katarzyna de'Ricci, z kilkoma pamiątkami i wyciętym kawałkiem stalli z chóru - akurat na tej siedziała najsłynniejsza mniszka z zakonu.
Ciekawe są pomieszczenia z relikwiami. Zbiór jest wynikiem pobożności świętej. Sama nigdy nie dotarła do Rzymu, ani tym bardziej do Jerozolimy, więc prosiła nawet o wybudowanie repliki Scala Santa, czyli schodów, po których szedł Chrystus w pałacu Poncjusza Piłata. I tutaj nie można ich przebyć inaczej niż poprzez wejście na kolanach.
Ciekawostką jest wyszywany korporał, który pokazuje, że nie święci garnki lepią. Cały niemal wyszyła inna zakonnica w tak niezwykły sposób, że nie idzie odróżnić prawej od lewej strony, tylko fragment wykonany przez św. Katarzynę ma wyraźne zakończenia nitek.
W kilku miejscach klasztoru wypatrzyłam ręcznie pisane kartki, a to modlitwy, a to bulla o odpustach, a to listy pisane przez świętą. Zatrzymały mnie, bo kaligrafia to czuły punkt w moim patrzeniu. Właściwie to koło żadnego napisu nie przejdę obojętnie :)
Nie darowałam też różnym drobiazgom, okuciom, klamkom, poręczom.
Na koniec wyszliśmy do ogrodu. Imponujący wielkością, ale nie zagospodarowaniem, lecz nie dziwię się, to już przerasta możliwości garstki mniszek. Ciekawostką jest gaj oliwny, w którym zachowało się jedno drzewo z XVI wieku, czyli czasów Katarzyny, marzącej, by mieć i gaj oliwny, symbolizujący miejsce Modlitwy w Ogrójcu.
O rozmachu całego zespołu klasztornego mówi wypatrzony na ścianie obraz oraz widok satelitarny z map google (zaznaczyłam na kolorowo)