piątek, 6 sierpnia 2010

PIEKIELNA PAPRYKA, MIMIKRA JĘZYKOWA, NIENORMALNE LODY I POTWORNA ZAGADKA

Zacznę od przyczyny milczenia. Ano miałam małą przygodę z peperoncino. Postanowiłam wybrać z niego nasiona, pokroić i ususzyć. Nic prostszego! Tylko pod koniec owych czynności wołałam Krzysztofa na pomoc, by mi znalazł jakiś antyalergiczny lek, gdyż miałam problemy z oddychaniem. Te jednak przeszły dość szybko, gdy tylko opuściłam kuchnię. Natomiast potem zaczęła się istna męczarnia. Ręce zaczęły mnie parzyć. Ból był okrutny. Posmarowałam maścią łapki me, ale tylko siedzenie z nimi przy wiatraku przynosiło jakąkolwiek ulgę, Pomyślałam: Ot! Baba! Nie zna się na warzywach, trzeba było w rękawiczkach robić.
Noc minęła mi jako tako, miałam wiatrak przy łóżku i gdy tylko pieczenie budziło mnie, podkładałam ręce pod strumień chłodnego powietrza. Jeszcze następnego dnia odczuwałam owe tytułowe piekielne męki. Jednak powoli doszłam do formy i teraz patrzę na dłonie i myślę sobie, jak to trudno byłoby mi bez nich żyć. A peperoncino schnie.
Ja za to szykuję się do wyjazdu, przyjmuję gości i ciągle jeszcze robię świece.
Mimikrą językową natomiast nazwałam moją wspaniałą umiejętność udawania, że rozumiem język włoski. Zaznała tego Marlena i ks.Wojtek, z którymi wdepnęliśmy na lody podczas pobytu w Vinci. Otóż Krzysztof chciał, żebym wzięła mu z lodówki colę, co uczyniłam. Pan przy kasie zapytał mnie czy chcę do tego "cannuccia", a ja bez zastanowienia i bardzo pewnie odpowiedziałam, że nie. Z niemym podziwem w oczach Marlena i Wojtek (obydwoje uczący się włoskiego) zapytali się mnie, co to jest owa cannuccia. Na co ja rozbrajająco odpowiedziałam, że nie wiem. Po prostu wiedziałam, że nic do tej coli więcej nie chcę. Ale teraz już zapamiętam do końca życia, że (słusznie zresztą) nie chciałam słomki do picia :)
Po tej scenie z kolei ja opuściłam szczękę i pozostałam z nią długo rozdziawioną, gdy zobaczyłam jakie lody kupuje przede mną młoda kobieta. Otóż podano jej rozkrojoną bułkę nadziewaną lodami! Nie wiem jak Wy, ale ja na ten pomysł bym nie wpadła. Dotąd pozostaję w zadziwieniu.
I dochodzimy do ostatniej części tytułu, czyli potwornej zagadki. Do wygrania jest mała świeczka mojej produkcji. A otrzyma ją ta osoba, która pierwsza odpowie poprawnie na proste pytanie:
"Co to jest za potwór?"

10 komentarzy:

  1. myślę, że to jest mucha. I przy okazji dzień dobry :) jestem tu nowa i na razie się rozglądam. Za 1,5 miesiąca lecę na 12 dni do Rzymu i już sobie u Ciebie przeczytałam co napisałaś o tym Wiecznym Mieście :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry.
    Moim zdaniem to cykada :)

    pozdrowienia,
    Kamila

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, też byłam kiedyś niezbyt rozgarnięta i majstrowałam przy ostrych papryczkach bez rękawiczek :) Na półkilogramowym opakowaniu było napisane "peperoncino piccante", nadgryzłam kawałek peperoncino i nie było wcale pikantne. Byłam pewna, że coś się dostawcy tych warzyw pomyliło, w dodatku strączki zielone były. No i wydłubałam nasionka ze wszystkich papryczek. Po około 10 minutach zaczęły się atrakcje :). Mnie pomagała zimna woda z kranu. Dziś już wiem, że z peperoncino nie ma żartów :)
    Pomyśl, że mogło być gorzej. Mogłyśmy np. potrzeć dłońmi oko...:). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Bulka z lodami to "brioche con gelato", smakolyk sycylijski.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przy kontaktach z ostrą papryką sprawdziłam dwie opcje: popić, płukać, pluć, przykładać czerwone wino, kieliszek czerwonego wina i czkawka mija, ręce nie parzą; drugi sposób tak robią hindusi kefir, jogurt. W knajpkach z jedzeniem indyjskim zawsze podają jogurt po pikantnym daniu. Tak w ogóle to współczuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja stosuję kefir lub jogurt właśnie...
    Lody w bułce jadłam na Sycylii.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście cykada!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cykada. masz szczęście cieszyć swoje oczy tak pięknym, uroczym miejscem

    OdpowiedzUsuń
  9. Och jaką ta słomka ma trudną nazwę.

    OdpowiedzUsuń