środa, 6 lutego 2013

PTASIE RADIO

Wszystko przez Monikę! Mam pozaczynane inne wpisy, w pracowni siedzę tak długo, jak wytrzyma kręgosłup, albo i dłużej. A ona mnie się pyta, czy mam jakieś zdjęcia ptaków, bo jest nimi zafascynowana. Co przekłada się u Moniki między innymi na kontakt z miłośnikami ptaków z jej miejscowości. Przy okazji pozdrawiam serdecznie ukrytą wśród nich amatorkę mojego blogu - Panią Olę.
Wracając do ptaków.
Zaczęłam myszkować po komputerze, ale też i częściej rzucać wzrokiem za okna w pracowni. No i nie mogłam się oprzeć, by nie sfotografować ćwierkających sąsiadów.
Największym problemem jest aparat, który w opcjach nie ma odporności na parafinę, a właśnie robię takie modele świec, po których zostaje mnóstwo okruszków na rękach.
Drugi problem to okna. Czy ktoś z Was pamięta moje dylematy zaraz po przyjeździe do Toskanii? Zastanawiałam się, czy w pracowni myć okna, czy nie myć. Taki z lekka przymglony widok był bardzo kuszący. No i ładnie tłumaczył lenistwo. Domyślacie się, że wybrałam opcję drugą?
Okazało się, że nie jest dobra, gdy się chce podglądać ptaki. Kilka szybek więc wymyłam.
A wszystko przez grupkę szpaków nawołujących się na daszku.
Jakim sposobem widzę daszek? A bo jak przystało na porządny, stary budynek, nie powstawał on w jednym czasie, rózne dobudówki spowodowały dziwaczne przejścia, zmiany poziomów. MOja pracownia to chyba ostatnia narośl, powstała w II połowie XX wieku. Ten daszek jest nad nowszą, mieszkalną częścią budynku, będącą z tyłu kościoła.

Dobrze to widać na mapach google earth:
1, gołębie okienko, 2. daszek, 3. najmniejsze okno z pracowni, 4 okna wychodzące na parafialny ogród, 5. okno wychodzące na ogród sąsiadów, 6. dach pracowni
Moja pracownia wystaje ponad jego poziom, więc z jednego okna mogę tam zajrzeć, a pod tym oknem jest jeszcze otwór, którym można byłoby wpełznąć po daszek. Zapamiętajcie go, bo jeszcze wrócę do niego.
Trzy inne, duże okna dają wgląd na parafialny ogród, a ostatnie okno daje możliwość zaglądania wprost do ogrodu sąsiadów.
To już wszystkie okna, a ja wcale nie kończę pisać o oknach. Przez najmniejsze okno widzę nie tylko daszek, ale i kawałek absydy kościoła z okienkiem, które nie wiadomo co doświetla. O tym okienku chcę Wam napisać.
Otóż przed Krzysztofem pracował tutaj też polski ksiądz, ale tylko w weekendy. Pewnego razu, wraz z parafianami postanowili wyeksmitować gołębie, które korzystały właśnie z tego okienka, przy okazji brudząc niemożebnie. Po wypędzeniu ptaków, na okno założono siatkę. Jakież było zdziwienie owego księdza, gdy po tygodniu nieoecności zobaczył gołębie zgromadzone pod okienkiem. Okazało się, że nie zauważono jednego ptaka i zamknięto go wewnątrz. Fruwacze dokarmiały kompana przez siatkę!
O gołębiach jeszcze nie koniec.
Najczęściej widzę je przez duże okna wyglądające na ogród.
Gromadzą się na kablach, tuż za ogrodem. Nie robią tego cały dzień - mają wmontowany jakiś wewnętrzny zegar - zbierają się w oczekiwaniu na dokarmiającą je starszą panią. Na początku przyjeżdżała każdego dnia dla kotów, które, nie wiedzieć czemu, zrezygnowały z darmowej wyżerki.  A że sierściuchom w jadalni towarzyszyły gołębie, babcia przyjeżdża teraz z karmą dla ptaków. Gdy była chora i nie mogła prowadzić, zatrudniała któreś ze swoich dzieci, by ją przywoziły na tyły naszego ogrodu.
Gołębie, nie dość że czują godzinę, to jeszcze bezbłędnie rozpoznają jej samochód. Na inny, tej samej marki, nie reagują.
Tak mnie ta codzienna scena bawi, że jestem w stanie przebaczyć gołębiom wydalanie na daszek altany, która jest na lini ich "strzału" podczas oczekiwania na posiłek :)
Gruchacze mają jednak jednego zaciętego wroga - Druso!
Dostaje szału, gdy przelatują nad ogrodem, naruszając jego przestrzen powietrzną. A już wyobraźcie sobie, jak histeryzuje, gdy słyszy ich tupot i gruchanie na daszku pracowni. Zero izolacji, więc dźwięk jest wyrazisty, a on nic nie może zrobić.
Raz nawet miał szansę na spotkanie w pracowni z dwoma ptakami, ale nie gołębiami. Gdy się zorientowałam, że przez otwór pozwalający wyjść pod daszek, wleciały mi do pracowni dwa szpacze potomki, wygnałam czworonogi z pracowni. Jedno pisklę obijało się o okna. Ale drugiego długo nie mogłam namierzyć. Znalazłam je w wysokim pojemniku do robienia maczanych świec.
Takie to ptasie opowieści snują się po mojej pracowni.
Aaaaa, zupełnie zapomniałam, że przejęłam ją w posiadanie po małym puchaczu, którego spotykałam, gdy przyjeżdżałam tu na wakacje. Zdjęcia puchacza nie mam.
Już miałam zamknąć edycję wpisu, gdy wróble zaczęły krzyczeć, że nic o nich nie napisałam, a właśnie przez ostatnie okno, to z którego mogę zaglądać do ogrodu sąsiadów, podpatrzyłam dość intymne sceny kąpieli, i nie tylko :)


Więcej zdjęć toskańskich ptaków, zrobionych nie tylko z okien pracowni, znajdziecie w albumie pinterest "Ptaki w Toskanii". Będę tam wrzucać latające pociechy. Przydałby mi się atlas ptaków. Miałam taki w dzieciństwie z polskimi fruwaczami, zapodział się w burzy dziejów, ciekawe, czy jest takowy toskański?

14 komentarzy:

  1. Małgoś, muszę się pochwalić, skoro taki post, dzięki temu, że poznałam miłośniczkę ptaków powstał mój pierwszy w życiu samodzielny reportaż radiowy :) jeśli ktoś ma ochotę posłuchać to bardzo proszę http://www.rdc.pl/archiwum/akademia-reportazu-rdc-grudzien-2012/ trzeba wybrać nagranie z datą 22.12.2013 Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo sympatyczny post o ptakach! ja ptakami sie interesuje bardzo, w tej chwili robie zdjecia ptasie w wenezueli, w ostatnim poscie jest o nich, i dalej bedzie, bo nie sposob ich nie kochac w kraju gdzie jest ich az 1400 gatunkow!
    Rozbawil mnie opis dobudowek ..w Wenezueli jest wielka ilosc Wlochow i oni uwielbiaja dobudowywac w swoich domach co pewien czas jakies pokoiki, komorki etc...mam sasiadke, ktora wlasnie szaleje i dobudowuje nastepne pietro..nie zawsze jest to piekne ale co robic!pozdrawiam z Caracas..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba! Moje szaraki wymiękają przy Twoich papugach :) Rewelacyjne! Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ach ta Monika ! Tyle wnosi zamieszania do życia swoich przyjaciół! Ale rzeczywiście-zwariowałam na punkcie ptaków. teraz rozumiem św. Franciszka. Cudowne małe dzieła sztuki! Moja nowa znajoma Ola -tez na pewno się zachwyci bo też jest zwariowaną( w tym najlepszym ze znaczeń ) "ornitofilką".Pozdrawiam wszystkich. Dziękuję Małgoś!
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba będziesz musiała przylecieć i mi pomóc przy świecach, bo przez to gapienie na ptaki mogę się nie wyrobić! Albo może Ty będziesz obserwować i fotografować? Przynajmiej będą lepsze zdjęcia i aparat nie będzie zagrożony. Choć trudno byłoby mi z tego zrezygnować, bo ptaki są ujmujące.

      Usuń
  4. Biedny Druso! :))
    Nie zazna psina spokoju przy tych wszystkich hałaśliwcach i tupaczach.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucieszył się, że ktoś się nad nim użalił :) Macha do Ciebie radośnie zwiniętym ogonkiem :)

      Usuń
  5. Ptaki w Itali są wspaniałe.Wróble duze jak kosy,kosy wielkie jak kury.No,
    prawie.Całe to towarzystwo śpiewa przepięknie jak jest jeszcze ciemno,na
    godzinę przed wschodem słonca.Szczególnie w lato.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. A to ci heca! Ja już trzeci rok fotografuję i ostatnio filmuję ptaki na naszym balkonie! Nigdy się nimi wcześniej nie interesowałam, ale mamy teraz karmnik i las w pobliżu - przylatują piękne grubodzioby, wszystkie 3 gatunki sikorek, dzwońce, zięby, jery, mnóstwo w tym roku kosów i pań "kosówek". W poprzednich sezonach wariowały czyżyki - a w tym ani ich widu,ani słychu. Wspaniała zabawa i przyjemność z ich oglądania i czatowania z aparatem! Annamaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę tak czatować, wszak siedzę w pracowni i mam huk pracy. Ale miło mi, że tak blisko mnie siadają :)

      Usuń
  7. Ogólnie,nie przepadam za fotkami ptactwa:) Ale Pani zdjęcia szpaków mnie zachwyciły,nie mogłam od nich oderwać oczu:)

    OdpowiedzUsuń