poniedziałek, 27 marca 2017

WZGÓRZE JANE EYRE

Jeszcze przed przeprowadzką szperałam w internecie, by znaleźć informacje o Tobbianie i okolicach. Skacząc po różnych stronach, znalazłam zdjęcie ruin średniowiecznej wieży.

Tego mi trzeba było!
Potem zaczęły się nieudane próby dotarcia do niej.
Po miesiącach dowiedziałam się, że autem od strony Tobbiany nie da się dojechać. Pytałam więc ludzi, czy da się dotrzeć tam pieszo.

Dopiero podczas wiosennego spaceru sprzed dwóch tygodni dowiedziałam się od starszej mieszkanki, gdzie dokładnie biegnie ścieżka prowadząca na Wzgórze Jane Eyre.
Wieża zeszła na dalszy plan, tak jak jest w rzeczywistości, bo dużo dzieje się przed nią. Na cyprysowym cyplu stoją budynki, które nie dawały mi spokoju. Zawładnęły mną, obserwowałam je, fotografowałam o różnych porach dnia, o różnej pogodzie, z różnych miejsc.
Zauważcie, że mogę na nie spoglądać i z dołu i z góry. Dorabiałam do nich ciągle nowe wątki literackie, filmowe.




Rozumiecie już skąd nadana wzgórzu przeze mnie nazwa?



Mało kto umiał mi wyjaśnić, co to za miejsce, czy jest zamieszkałe, czy może opuszczone?
Zbierałam strzępki informacji, a to że mieszkał tam jakiś profesor, a to, że kiedyś był tam klasztor, że była kaplica. Wyobraźnia szalała!
Ciągle pojawiały się różne przeszkody, nie mogłam zgrać czasu, pogody, by wybrać się na bardzo już ulubione wzgórze.


Aż przyleciała do nas Kinga. W planach nie miałyśmy dalekich wycieczek, oswoiłyśmy Prato, w towarzystwie Kingi zaczęłam kurs rysunkowy z dziewczynkami z parafii, dzięki którym poznałyśmy potem dalsze zakamarki Tobbiany, przejrzałyśmy propozycje giełdy kwiatowej w Pescii, zajrzałyśmy do sklepu zwanego przeze mnie Szklanym Eldorado, zawładnęłyśmy mercato w Montemurlo, przegadałyśmy wiele godzin.
Pogoda nam sprzyjała, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, ani razu nie potrzebowałyśmy parasoli, obowiązkowo wybrałyśmy się, a raczej wybraliśmy (bo dołączył do nas także ciekawy miesjca pryncypał) ku, chyba, najpiękniejszemu zakątkowi w okolicy.
Jeśli kiedykolwiek pojawicie się tutaj, zjedźcie tuż przed Tobbianą w prawo, w ulicę Fratelli Biancalani, mińcie budynek, który kiedyś był młynem i zatrzymajcie się w lasku, przy pomniku postawionym nad jedną z dopływowych strug rzeki Agna. To miejsce upamiętnia śmierć cywili idących do kościółka w Striglianelli, zastrzelonych przez Niemców.







  
 Chwilę pochyliliśmy się nad ich losem i ruszyliśmy przez drewniany mostek, na drugą stronę wody.
Ścieżka nie biegnie ostro pod górę, to delikatny spacer, z widokiem na Tobbianę i wiosnę.
Wiodły nas dzikie pierwiosnki i mnóstwo mało pachnących fiołków, pochylały się przed nami ciemierniki. Już byliśmy zachwyceni.




 
Na szczycie znaleźliśmy zaskakujące potwierdzenie obecności klasztoru. Coś, co brałam za kapliczkę, okazało się jakąś stajnią z olbrzymimi siodłami, a ślady kościoła pozostały w głównej grupie budynków, w postaci romańskiej apsydy!







Dom wygląda na opuszczony. Może ktoś tu zagląda latem, znajoma mówiła mi, że czasami słychać dochodzącą ze wzgórza muzykę.
Pozaglądaliśmy, gdzie się da, wymyśliliśmy remont generalny.




Szkoda tak pięknego miejsca na zaniedbanie i opuszczenie.
Gdzieś w oddali słychać było dzwonki uczepione do szyi zwierząt, ale, o dziwo, nie wyznaczały miejsca pobytu owiec, lecz koni i mułów. Tego to sobie Krzysztof nie mógłby darować, gdyby z nami nie poszedł. Musiał, no, musiał je pogłaskać.
Nie odważył się tylko podejść do lekko spętanego ogiera. Ograniczenie ruchów konia wskazywało na to, że jest dość rozbrykanym zwierzęciem, lepiej było tego nie sprawdzać.






Nie zapomnieliśmy, oczywiście, o wieży, a raczej jej smutnych ruinach.








Mówili mi mieszkańcy, że jeszcze w latach 80 schody pozwalały wejść na górę konstrukcji. Wątpię, żeby tylko czas tak zniszczył średniowieczną pozostałość.
Jej celem było prowadzenie obserwacji, co wcielił w życie proboszcz.

Zobaczywszy wielki ogień, zadzwonił do mieszkańca Tobbiany, w pobliżu którego domu buchały płomienie. Okazało się, że wszystko pod kontrolą, spalano gałęzie po przycinaniu oliwek, a że drewno jest nasączone tłuszczami, ognisko było olbrzymie. Myślę, że nasz parafianin lekko się zdziwił telefonem od Krzysztofa.
Wzgórze Jane Eyre też porastają drzewa oliwne, stare, ale zadbane, więc ktoś tu zagląda.



W drugim domu położonym nad gajem chyba zamieszkują ludzie, czasami wieczorami widywałam tam światło.


Na początku widzieliśmy panów w samochodzie, którzy chwilę wcześniej coś robili przy szopie, ale nie zagadali do nas, ani my do nich, więc nie wiemy, kim byli.
Potem już była tylko cisza przerywana dzwonkami.
Znaleźliśmy idealne miejsce na pikniki.
Oraz ... zagłębie gallusów do produkcji atramentu :) Kinga już została wciągnięta na listę osób, które wiedzą, co i jak. Miała nawet przy sobie lekką torbę, do której mogłam nazbierać cennego surowca.
Wyobraźnia wcale mi się nie uspokoiła.
Dalej szaleje, a serce bije lekko przyśpieszonym rytmem, gdy przejeżdżam patrząc na "moje" wzgórze Jane Eyre.

17 komentarzy:

  1. Miejsca wyjątkowe, miejsca urocze, miejsca kolorowe, ciekawe i pouczające. Miejsca miłe, wesołe, skłaniające do refleksji. Wszystko to zobaczyłam, podziwiałam, cieszac się, że tam jestem. A wszystko to zawdzięczam miłym Gospodarzom, którzy mnie zaprosili i gościli. Jeszcze raz - bardzo, bardzo Im dziękuję!
    I bedę śledzić postępy młodych Włoszek na kursie rysunku :).
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gospodarze, z kolei, dziękują za towarzystwo! No, i za prezenty, w tym pierwszy z okazji 10 lecia bloga!! Jest cudny!!

      Usuń
  2. Tylko pozazdrościć dotyku miejsc A.P.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna opowieść.Niesamowite miejsce.Bardzo chciałabym kiedyś je zobaczyć.Urzekające.

    OdpowiedzUsuń
  4. Skoro same zdjęcia potrafią mną zawładnąć, co dopiero w rzeczywistości ... Dziękuję za te wirtualne wycieczki, siedząc daleko od Toskanii mam ją przy kawie obok niemal mamacalną :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to nawet nie umiem wyrazić, jak bardzo lubię to wzgórze. Jak zakochana nastolatka!

      Usuń
  5. Ciekawa opowiesc podsycana niedomowieniami ....napiecie wzrasta ....
    czy bedzie ciag dalszy...?
    pozdrawiam irena z Poznania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawe! Niedomówienia wyszły jakoś niezamierzenie, nawet nie mam pojęcia, które słowa nimi są :)

      Usuń
    2. Malgosiu, ja rowniez, podobnie jak Irena z Poznania, mam wrazenie ze nastapi ciag dalszy opowiesci o "Twoim wzgorzu Jane Eyre".
      Moze poznasz ludzi ktorzy dbaja o gaj oliwny? Moze znajdzie sie ktos kto przywroci swietnosc tego niezwyklego miejsca?
      Moze odwiedzisz to piekne miejsce np. jesienia i odkryjesz je na nowo,inaczej?
      Pozdrawiam
      Malgosia z Neuss

      Usuń
  6. Piękne obrazy,zaczarowane...zazdraszczam wzgórza,upajać sie widokiem.Można się zakochać i to jak.Miec takie swoje wzgórze,niekoniecznie złamanych serc,każdy powinien mieć takie swoje wzgórze pozdrawiam Roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje serce rośnie na widok tego wzgórza, ono nie może łamać serc. Jest zbyt piękne.

      Usuń
  7. Kolejna perełka od Perełki!Małgosiu,odwiedź koniecznie polską stronę:
    Wieża mieszkalna od-budowa.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Też czuję emocje nastoletnie...Klimaty zupełnie książkowe i tajemnicze.Bardzo zazdroszczę i bardzo pozdrawiam. Marianna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obyś kiedyś to mogła zobaczyć na własne oczęta. Ty to byś dopiero wymyśliła historie.

      Usuń