środa, 28 lutego 2018

PO DRODZE

Właściwie nie idzie ominąć Kościoła Św. Wawrzyńca, ale trudniej jakoś zebrać się, by do niego zajrzeć. Dużo częściej odwiedzam położoną obok Bibliotekę Medycejską Laurenzianę. W samej świątyni byłam dotąd tylko dwa razy, raz jako turystka (14 lat temu!), raz jako uczestnik Mszy św. z towarzyszącą jej "Mszą" Bacha. I to wszystko.
I nie to, że zniechęca mnie fasada.



Wiem, że okrutnie niedokończona, że z Michałem Aniołem w tle, który robił do niej podejścia, ale ciągle powtarzałam, że następnym razem, że przecież nie ucieknie. Zapisałam się nawet na zwiedzanie z oprowadzaniem i ... kiszka. Odwołano spotkanie ze względu na słabe zainteresowanie.
Zawzięłam się, obiecałam sobie, nie minę niedokończonej fasady - obietnicy dotrzymałam. Biblioteka też była, o wystawie osobno już napisałam.
Postanowienie, postanowieniem, teraz jeszcze chciałabym Wam opowiedzieć o tym kościele. Zaczęłam szperać po książkach, zagłębiłam się w linki internetowe, wędrowałam przez różne strony, odkrywając po drodze bardzo interesujące miejsca w sieci, znalazłam wiele nieznanych mi informacji, mało związanych z San Lorenzo.
Zaczęłam wcale nie od analizy obecnej budowli, ale od pamiętników naszych rodaków, będących dokumentacją ich pobytu we Florencji. Te poszukiwania przekonały mnie, że temat do łatwych nie należy, bo opinie o kościele Św. Wawrzyńca nie są zachęcające, jeśli w ogóle były, to Polacy zwracali uwagę na Kaplice Medycejskie (że tyloma kunsztownymi kamieniami zdobione), na Nową Zakrystię projektu Michała Anioła, a o świątyni to ledwo, ledwo.
Dzisiaj nie napiszę za dużo o tym, co zachwycało naszych rodaków, skupię się na samej budowli.
Ponieważ i dokumenty i wzrok mówią, że mamy do czynienia z dziełem myśli renesansowej, jednak zastanowiło mnie, czy coś już tutaj stało wcześniej.
No, baaa!
W tym miejscu wybudowano pierwszą świątynię chrześcijańską Florencji, była ona też pierwszą katedrą, pełniąc tę rolę przez trzysta lat. Wybudowano ją, jak chce tradycja, już w IV wieku, ale nic z niej nie zostało do naszych czasów.
San Lorenzo przestał być głównym kościołem diecezji, oddając prymat Chiesa di Santa Reparata, której resztki są pod obecnym Duomo.
Kościół rozbudowano w XI wieku i ponownie konsekrowano. Działo się to z inicjatywy pewnego biskupa, który został potem wybrany papieżem. Jest to fakt o tyle ważny, że z tej okazji papież ustanowił kościół San Lorenzo siedzibą kanoników florenckich, a to miało istotny wpływ na projekt następnego kościoła.
W czasach, gdy nie było koncelebracji, każdy kanonik potrzebował miejsca, by w tym samym czasie (nazwijmy to: równolegle do innych) móc odprawić Mszę św.  Rozwiązaniem były dodatkowe kaplice, takie, jak chociażby w kościele Santa Croce.
Kanonikom brakowało miejsca w św. Wawrzyńcu. Zwrócili się więc do Rady Miasta o pomoc. Zadecydowano o wyburzeniu domów pod przyszłą świątynię.



Zadziwiające, że pierwszą częścią nowego kościoła była ... zakrystia. Wydaje mi się to być jakimś szaleństwem architektonicznym, by zaczynać od małego elementu i potem do niego "dobudować" resztę, a to, z kolei, budzi mój podziw, gdyż zadanie wykonano. Oczywiście, nie jest tak, że nie było projektu całego kościoła, był, a jakże, nawet Nowa Zakrystia była w planach architekta. U źródeł powstania budowli leży zamówienie na rodową kaplicę grobową, złożone przez Giovanniego di Bicci de'Medici. Za namową Brunelleschiego Bicci zachęcił i inne rody, by fundowały przyszłe kaplice, co miało pomóc zbudować całą świątynię.
Chętnych do darowizn ubywało, największym donatorem pozostał właśnie Bicci, który, wraz z żoną jest faktycznie pochowany w Starej Zakrystii. Grób ma dziwną formę, niby sarkofag, ale nad nim, zapewnie w celach użytecznych jest tak wielki blat marmurowego stołu, że można przeoczyć, co się znajduje poniżej.


Przyjrzyjmy się pomieszczeniu.
W historii architektury traktuje się Starą Zakrystię jako odrębną strukturę, swoistą pierwszą renesansową budowlę na planie centralnym. Nam, współczesnym, wydaje się to być oczywiste, że Brunelleschi zastosował proste podziały, a to było bardzo innowacyjne, że sam zamysł wprowadzał porządek, harmonię, proporcje. A był prosty, bardzo prosty. Dwa sześciany postawione jeden na drugim, a w nich powycinane elementy głównie oparte na promieniu koła wpisanego w ścianę bazowego kubiku. Do tej bryły architekt "dokleił" następny prostopadłościan, w którym, znajduje się ołtarz. Nie chcę wnikać w następne podziały, to tylko główny zamysł, można by się dalej zagłębiać, w trzy poziomy, w promień kopuły, itd.


http://filippopuglia.blogspot.it/2016/10/sacrestia-vecchia-di-filippo.html

Filippo chciał połączyć dwa porządki: antyczny i gotycki. Z tego pierwszego pojawia się forma półkolista oraz technika ażurowej cegły, by konstrukcja była lżejsza; z drugiego zaś pochodzą żebrowania kopuły.

   

 Uważne oko znajdzie też odniesienia do toskańskiego protoromanizmu z fasadą kościoła San Miniato al Monte na czele. Chodzi o geometryzację, swoisty kontur (z pietra serena) wyodrębniający pola podziałów.
Bardzo ciekawe jest rozwiązanie okien. Trzeba mocno zadrzeć głowę, by zobaczyć je w dolnej części kopuły, zwróćcie uwagę na ich zdobienia, każde inne, ale nie o nie mi chodzi, tylko o to, że na zewnątrz okna są widoczne w tamburze (patrz rysunek po lewej stronie), a wewnątrz tegoż bębna nie widzimy, okna lokują się bezpośrednio między żebrami kopuły.


Inną innowajcą było łagodne przejście od kątów prostych do koła, jako bazy kopuły, te formy nazywa się żagielkami (pendentywami), nie znanymi w starożytnym Rzymie, istniejącymi za to na Bliskim Wschodzie, lecz tych architekt na pewno nie widział.


Najlepszy przyjaciel Brunelleschiego - Donatello - ozdobił reliefami wnętrze, jego autorstwa są też drzwi z brązu przedstawiające z męczenników i apostołów.  Trudno uwierzyć, patrząc z dołu, że koła mają aż dwa metry średnicy.  Nie pamiętam gdzie, ale spotkałam informację, że architekt nie był zachwycony tymi dekoracjami. Mnie się podobają. Subtelnie podbijają niemal monochromatyczny wystrój wnętrza.

Reszta kościoła nie miała tego szczęścia, by jej projektant dożył końca budowy.
Już w latach 40 XV wieku powstał projekt rozszerzający pierwotną przestrzeń o boczne kaplice. Widać to dobrze na planie, zapotrzebowanie na kaplice spowodowało, że wzdłuż naw dodano jeszcze pół szerokości bocznej nawy i tam ulokowano 12 dodatkowych ołtarzy. W ten sposób caly kościół, oprócz fasady, jest otoczony kaplicami.



I tutaj proporcje wynikają z prostego podziału, bazową figurą był kwadrat powstały na przecięciu naw z transeptem.



Użycie prostych proporcji powoduje, że zaraz po wejściu mam wrażenie wielkiego spokoju, harmonii, ale nie jestem do końca przekonana, czy to dobrze. Chodzi mi o to, że taka dosyć chłodna kalkulacja jakoś mnie nie porywa. Sami wiecie, średniowiecze rządzi!
Kościół, oczywiście, wart jest wizyty, i to nie tylko jednej.
Poza porządnym przykładem architektury, ma kilka doskonałych obiektów rzeźbiarskich i malarskich.
Nie sposób nie zauważyć dwóch ambon (pasyjnej i zmartwychwstania) przypisywanych Donatello i jego pomocnikom. Właściwie o samych tych obiektach trzeba by kiedyś napisać osobny artykuł.





   

Dzisiaj więc tylko je wspominam.
Donatello pojawia się znowu jako autor, w jednej z kaplic. Jest tam przedziwny nagrobek, wyglądający jak plecionka z trzciny.

 

Na równi z autorem, ważne było dla mnie, kto jest pochowany w tym miejscu. Zapamiętajcie nazwisko Martelli, bo ono pewnie nie raz jeszcze przewinie się na łamach bloga.
W tej samej kaplicy głównym bohaterem jest "Zwiastowanie" Lippiego. Okropność! Nie, nie, nie obraz, tylko odległość, z jakiej pozwala się go oglądać. Tylko aparat z dużym zooem pozwala zobaczyć detale. A ja tam bym chciała nos wściubić, ślad pędzla wypatrzeć.




 

 Spośród wielu interesujących dzieł nie sposób nie zauważyć świetnego reliefu perspektywicznego w Tabernakulum Desiderio da Settignano.



   

 Jednak moją bohaterką tego dnia jest Uśmiechnięta Madonna.


 Nazwa absolutnie moja własna, bo oficjalny tytuł to Madonna z Dzieciątkiem, albo ... Bentornata. I tu mam zagwozdkę. Co ja się naszukałam! Dlaczego określa się ją pseudonimem przetłumaczalnym na język polski mniej więcej jako "dobrze cię widzieć po powrocie"? Czas mi zlatywał na poszukiwaniach i  ... nic. Nadal widzę Uśmiechniętą Madonnę, łaskotaną przez Dziecię Jezus i nie wiem, gdzie wędrowała, skąd wróciła, co przeżyła po drodze?


   

 Wiem tylko, że to polichromowana rzeźba z drewna, autorstwa Giovanniego Fetti, rzeźbiarza działającego we Florencji w XIV wieku.
Nie opowiedziałam Wam o całym kościele, chciałam Was zachęcić do zajrzenia do środka.
Podniesienia głowy i obejrzenia rzeźbionego sufitu z którego kolorem wycina się wnętrze kopuły.


   

Doznania zawrotu głowy na widok mnogości kolorowych kamieni, które przyozdobiły główny ołtarz.
Wejścia w ogromny fresk Bronzino z męczeństwem patrona - św. Wawrzyńca.


 Nie zapomnijcie też po wyjściu z kościoła, że w tej samej cenie biletu, możecie zejść do skarbca (wejście przez dziedziniec za kasą biletową).


Sam skarbiec jest niezwykle interesujący, z wieloma misternymi obiektami, ale mnie porusza możliwość nawiedzenia dwóch grobów: Kosmy Starszego Medyceusza oraz ich "podopiecznego", nadwornego rzeźbiarza, samego Donatello. Zwłaszcza ten drugi pochówek każe sie czule zatrzymać nad skromną płytą mówiącą, że tu jest pochowany Donatello, sławny z przywrócenia sztuki antycznej rzeźby, najdroższy Księciom Medycejskim, którym był bliski i za życia, jako i po śmierci blisko pochowany. Blisko, ale nie za blisko, obecnie groby dzieli nie tylko przestrzeń, ale i krata. Jakaż też i różnica w pochówku. Kosma zdaje się być złożony w miescu będącym podporą całego kościoła nad nim, Donatello w przejściu niemal, prosta płyta, do tego szkaradnie wydzielona czerwonymi linami. Znaj artysto swoje miejsce nie tylko na ziemi, ale i po śmierci.







4 komentarze:

  1. Piekne rzeczy,piekny fresk Bronzina,ktorego mamy w Poznaniu w Muzeum Narodowym portret Cosima Medici,a co do Madonny Bentornata ,to moze w ten sposob zwraca sie do dzieciecia?pozdrawiam Marek.K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie zwraca się tak do dziecka, bo by mówiła "bentornato". A może historia dotyczy samej rzeźby, że gdzieś zaginęła i się odnalazła? Nie mam pojęcia, naszukałam się we włoskich źródłach i nic nie znalazłam. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. San Lorenzo zwiedzałam w 2004 roku. Zapamietałam : sarkofag z plecionki, kolorowy ołtarz - intarsje kamienne? nijak nie moglam z oddali zobaczyć i ścienną fontannę - poidełko przy przejsciu do ? nie wiem czego. Dziekuję za wspomnienie i za to, czego wówczas nie dojrzałam. Klara Holubiec

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, poidełka nie zauważyłam :( Ale cieszę się, że mogłam ożywić wspomnienia, nie tylko własne :)

      Usuń