sobota, 2 maja 2020

ZŁOTA KLATKA?

Na początku kwarantanny pisałam Wam, że nie obawiam się zamknąć w domu. I faktycznie, trudno nie jest. Zajęć mam tyle, że kilku kwarantann  by nie starczyło. Realizuję różne projekty, odnawiam figury (z których jedną ktoś kiedyś próbował wyczyścić kwasem solnym), przygotowuję nową wystawę, porządkuję z dawna nieuporządkowane, z trudem, ale uruchamiam warzywnik, cudem zdobywając flance i nasiona.



Prowadzę grupę wsparcia dla pań z Tobbiany. Niewątpliwym sukcesem jest sprowokowanie ich do obserwacji piękna najbliższego nich, kwiatów, ptaków, światła, itp.
Jest przy tym dużo czasu na myślenie i obserwacje, więc myślę, no nie umiem wyłączyć myślenia. Nie umiem i nie chcę.
Przeczytałam dzisiaj na Facebooku komentarze ludzi pod pytaniem "Czy, gdyby otwarto już bary, poszlibyście do nich?" Absolutna większość odpowiedziała, że nie. 
Już mnie to nie dziwi, bo od kilku tygodni obserwuję, jak bardzo strach przed utratą zdrowia, a tym bardziej przed śmiercią, potrafi zrobić z nas posłusznych wykonawców prawa. 
Nie wiem dlaczego, ale u mnie jest zupełnie inaczej. Pisałam dwa miesiące temu, że obawiam się śmierci; tu zaszła zmiana. 
Najpierw nadciągnął kryzys psychiczny, lęk doszedł do granic płaczu, prawie histerii, a potem spokój. Nauczyłam się sama, bez żadnych podpowiedzi, że śledzenie wszelkich informacji o covid nie sprzyja mojej kondycji psychicznej, zostawiłam sobie głównie dane z terenu gminy (ciągle bardzo niskie statystyki), część i tak wchodzi w oczy bez poszukiwań. Powolutku uporządkowałam swoje myślenie o życiu.  

Na scenie koronawirusa zaczęłam spostrzegać absurd za absurdem. 
Ciągle dręczyło mnie klasyczne zdanie:  "Zdrowie jest najważniejsze". Czy aby na pewno? Przecież nie powiem osobie nieuleczalnie chorej, że zdrowie jest najważniejsze, czy nie ma nic cenniejszego w jej życiu? Jeśli znajoma rezygnuje z pracy, żeby zaopiekować się chorym ojcem, to znaczy, że jego życie jest dla niej bardzo ważne, bez względu na to, czy chore, czy zdrowe? 
Kwarantanna wyzwoliła w nas różne ukryte dotąd cechy charakteru, pokazała nowe umiejętności.
Część skoncentrowała się tylko na fizycznym przetrwaniu, ale część zobaczyła, że "nie samym chlebem". 
Do mnie samej dotarło wiele fotografii prac wykonanych przez osoby wcześniej niesięgające w kierunku działań plastycznych.
Czyli potrzeba piękna jest niezwykle ważna? Wy, czytelnicy tego bloga, zapewne to bardziej rozumiecie, bo po tym, gdy zaprzestałam prowadzić  zwyczajny dziennik, pozostały te osoby, które interesuje głównie Toskania i jej szeroko rozumiane piękno. 
Bywa też, że inni nauczyli się być donosicielami, cennymi niezwykle, z punktu widzenia kwarantanny, strażnikami prawa. Przecież ich wysiłek nie mógł pójść na marne przez dziewiętnastoletnich chłopców, których nijak w ryzach nie idzie utrzymać. 
Psy ogrodnika wyszły z ukrycia. 
Słyszałam o "obywatelskim" pomyśle zakazu używania prywatnych ogrodów, żeby nie czuli się pokrzywdzeni ci, którzy ich nie mają (to w Polsce).
Fantastycznie przebiegła akcja zbierania subskrypcji na Youtube. Przyjaciele prosili nawet niewierzących i część z nich reagowała bardzo po ludzku, rozumiejąc, że jeśli sami nawet nie mają potrzeb religijnych, to można pomóc tym, którzy je mają. 
Jest też druga strona medalu. 
Gdy żaliłam się, że Krzysztof nie może iść pobłogosławić ręką palm wielkanocnych, usłyszałam od kolegi, że lepiej zrobi, gdy pójdzie posprzątać kościół. Ileż było w tym pogardy. Nawet nie miałam ochoty tłumaczyć, że pryncypał zakasuje rękawy, że sam wykonuje wiele fizycznych prac. To nie w tym rzecz. Chodzi o to, że trudno "szkiełku i oku" zrozumieć ludzi mających inne potrzeby, że zewnętrzne znaki, że modlitwa, że błogosławieństwo, mogą być dla kogoś ważnym zdarzeniem.
A jeśli takich osób jest więcej? Jeśli zespół specjalistów powołanych przez premiera Włoch to jedno wielkie "szkiełko i oko"?
Na tym polu najbardziej odczuwam absurdy, bo przeszliśmy do fazy 2, ale z pominięciem religii.
Premier Włoch w niedzielę wygłosił orędzie, w którym nie zająknął się na temat przywrócenia Mszy z udziałem ludu. Po 15 minutach od jego wystąpienia włoski episkopat wydał list protestujący przeciwko ograniczeniu prawa do kultu, po czym jeszcze tego samego dnia zebrał się zespół anonimowych doradców, który orzekł, że do końca maja nic z tego. 
Okazało się, że biskupi nawet w Wielkim Tygodniu byli wzywani do ustaleń, na jakich zasadach można będzie brać udział w nabożeństwach, a potem wielkie "nic". Do autobusu możesz wejść z maseczką na twarzy, ale nie do wielkiej przestrzeni kościoła. Nie wspominając o tym, że przecież można było pomyśleć we włoskim klimacie o mszach w plenerze. 
Na pogrzeb może przyjść już 15 osób, a nie 2. Przewiduje się "nawet" pogrzeb z Mszą św. 
Nie wiem na jakiej podstawie, na grupie księży dyskutuje się o mierzeniu temperatury przed wejściem do kościoła. A co, jeśli ktoś ma gorączkę, ale nie z powodu koronawirusa? A w ogóle to gdzie słynna privacy? Ciekawe, że gdy człowiek z parafii spadł z rusztowania i mieli go helikopterem przewieźć do Florencji, zasłaniano się "privacy", żeby nie poinformować księdza, czy ma przyjechać z ostatnim namaszczeniem. Niestety, byłoby to faktycznie ostatnie namaszczenie. Spalono człowieka, ale pogrzeb odłożono na przyszłość, kiedy będzie go mogło pożegnać większe grono osób. 
Skoro jesteśmy przy umieraniu, to wspomnę, że ludzie umierają na inne choroby, a kwalifikuje się ich jako ofiary covid, co pociąga za sobą obowiązkową kremację, a tę potem każe się opłacać rodzinie. 
Jeszcze ciekawiej się robi, gdy biskupi protestują przeciwko braku rozwiązań dotyczących sprawowania kultu, a papież mówi o przezorności o posłuszeństwie, a wcześniej sam mówił o konieczności życia sakramentalnego, nawoływał też do wizyt u chorych.
Dzieci pójdą do szkoły dopiero od września. Ponoć rodzicom, którzy nie mają możliwości opiekowania się nimi, bo przecież wiele miejsc pracy już się uruchamia, zostaną dane dotacje na baby sitter. Czy to jest najlepsze rozwiązanie?
Żeby było weselej,  do fazy 2 wchodzimy od 4 maja, a prezydent (wojewoda?) Toskanii stwierdził, że na spacery, jazdy na rowerze, bieganie, w ramach swojej gminy, możemy wyjść już od 1 maja. Premier Conte  zaprotestował, że nie można tak luzować prawa, ale zarządzenie toskańskie pozostało. Powstał nawet fałszywy dekret, informujący że prezydent Toskanii się wycofał. Dodam, że premier państwa i wojewoda są z tej samej opcji politycznej, więc zagrywka jest co najmniej absurdalna. Co ciekawe, w zarządzeniu mówi się o tym, że można wyjść z domu, albo wyjechać na rowerze, zakazane jest dotarcie autem na miejsce marszu, a przecież to rozrzedziłoby liczbę osób wyruszających z jednej miejscowości zażywać sportu. 
Można już kupić pizzę na wynos, ale pizzeria nie może jej nam dostarczyć do domu. Która opcja powoduje większą groźbę zgromadzeń?
Lodziarzowi, który sprzedawał lody zagrożono zamknięciem lokalu, bo ludzie na zewnątrz jedli lody, a zakupy na wynos przewidują spożycie zakupionej potrawy w domu. 
Torem przeszkód jest dla mnie dekret premiera. Usiłowałam się w niego wgryźć, poległam, nie z braku znajomości języka włoskiego, ale z powodu formy, jaką posiada ten dokument. Dwie początkowe strony to są same odwołania do różnych wcześniejszych przepisów. Samo zarządzenie  nie ma wyraźnej struktury podzielonej na "pozwala się" i "zabrania się". Kolejność i  jedność tematyczna jest dla mnie wielką tajemnicą. Trudno znaleźć, gdzie są wymienione te aspekty życia, które dotyczą ciebie, jako konkretnej osoby. Do tego szczegółowe wyjaśnienia są w innym miejscu. Podziwiam tych, którzy przez to przebrnęli ze zrozumieniem.
Rozkoszne jest poszukiwanie prawnego określenia na kogoś, kto nie jest twoim małżonkiem, czy rodziną. Od 4 maja będziemy mogli odwiedzać nie tylko tych wymienionych, ale i "prawdziwych przyjaciół" (bo tak tłumaczono, między innymi, użycie w dekrecie słowa congiunto). Konia z rzędem, kto my wyjaśni, jak to rozpoznać prawnie?
Fantastyczne jest rozporządzenie, że maseczka ma kosztować 0,50€. Nie wyjaśniono, co zrobić z tymi, które apteki sprowadziły po wyższej cenie. 
Ze względu na zagrożenie epidemiologiczne z więzienia wypuszczono mafiozów.  ???
Do portów na południu ciągle przybijają przepełnione łodzie imigrantów. Chyba nie są zarażeni i im we Włoszech nic nie grozi. 
Widzieliście pomysły na odizolowanie klientów w restauracjach? 

Mózg się zagotowuje na to wielkie urozmaicenie.
A teraz dodajcie do tego pomysły ze szczepionkami. Przyznam się, że nie będąc matką, byłam daleka od tematu szczepionek, choć zawsze wydawało mi się dziwne, że zakazuje się dzieciom nieszczepionym wejścia pomiędzy dzieci szczepione, co się przekładało na niewpuszczenie do przedszkola, czy szkoły. Nie umiem zrozumieć, w jaki sposób nieszczepione dziecko może zagrażać temu szczepionemu, jeśli szczepionka jest skuteczna. 
Teraz problem ma dotknąć nas wszystkich bezpośrednio. Pomysły na ograniczenie naszych swobód, jeśli się nie zaszczepimy, są porażające, łącznie z zakazem wejścia do sklepu, samolotu, itp. Nie dość, że nie będę mogła zadecydować o przyjęciu szczepionki, to jeszcze mam ryzykować tym, że wszczepi mi się coś przygotowane z pośpiechem? Kto pamięta dzieci, których matki zażywały lek uspokajający o nazwie contergan? A może jest wśród Czytelników ktoś, komu dziecko zachorowało po szczepionce? Znam tutaj mojego rówieśnika, który po zaszczepieniu przeciw grypie omal nie zakończył życia po ataku serca, będąc wcześniej w świetnej kondycji zdrowotnej. Nie podoba mi się eksperymentowanie na moim życiu.
Podkreślę, że odeszły mi wielkie lęki związane z własną śmiertelnością, ale nie znaczy to, że chciałabym przyśpieszyć moment odejścia z tego świata, albo zachorować, bo ktoś coś pospiesznie wprowadził jako obowiązkowe. 
Jedni specjaliści zaprzeczają słowom innych specjalistów. Komu mam uwierzyć?
Zdjęciu pokazującemu wirusy wielkości piłki lekarskiej wypełniającymi nasze powietrze?
Jak mam uwierzyć dobrym intencjom rządu, jeśli służby porządkowe przerywają Mszę, na którą przyszło 14 osób, a nie rozbijają zgromadzenia ludzi spod czerwonej flagi z okazji wyzwolenia Włoch? Nigdy nie umiałam słuchać zakazu dla samego zakazu, zawsze chciałam znać jego uzasadnienie, dlatego nie rozumiem, dlaczego nie może wznowić działalności kosmetyczka, od dawna używająca maseczki i rękawiczek. Dodam od razu, że nie jestem klientką salonów kosmetycznych, ale serce mi się kraje, gdy pomyślę o tych wszystkich małych zakładach wszelkiej maści, których nie ma kto obronić, ale od których wymaga się abonamentowych i podatkowych opłat, mimo, że już dwa miesiące nie mają dochodu. 

Dlaczego "Złota klatka"? Bo zastanawiam się, jakim kosztem pozwalamy sobie odjąć wolność, prawo decydowania o nas samych? Kto w ogóle nam je odbiera? Czy wolę żyć według reguł z góry ustalonych przez nieznanych mi ludzi, których powołał niekonstytucjonalnie ustanowiony premier? Jaka będzie cena za bezpieczeństwo mojego zdrowia?

Żeby nie było, że jestem tym wszystkim zatrwożona. Ja to sobie tylko obserwuję, z zaciekawieniem notuję. Nie znam przyszłości, więc nie będę się nią zamartwiać. 

Nie wiem, dlaczego ale od kilku dni chodzi za mną cytat z "Seksmisji". 

Bocian! Jeśli on żyje, to my też możemy! 

I tym optymistycznym akcentem pozdrawiam Was bardzo, bardzo serdecznie. 
Wybaczcie, że się wielce tu nie udzielam, ale z natury rzeczy kwarantanna wyzwala w człowieku introwertyczne zachowania. 


10 komentarzy:

  1. W głowie się kręci od tych sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem zarządzeń. U nas na Mszy poluzowanie - może być jedna osoba na 15 metrów kwadratowych. Oczywiście w maseczkach, więc ostatnio jeden parafianin zemdlał. A kiedy było ograniczenie do pięciu osób na mszy (Triduum i całe Święta), to staliśmy pod kościołem 2 metry od siebie, a ksiądz włączył megafony, żeby było słychać i wyszedł do nas z Komunią. Skoro pod sklepem można stać czekając w kolejce w dwumetrowych odległościach, to dlaczego nie przed kościołem? Na szczęście wokół wiosna. Przekwita czereśnia, zaczynają kwitnąć bzy. A o pomyśle, żeby prywatne osoby nie korzystały z własnych ogrodów doprawdy nie słyszałam. Gdzież to takie kuriozum zakwitło?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, mogliście stać pod kościołem, tutaj poszłyby straszne mandaty za zgromadzenia. Z tym kuriozum ogrodowym to już nie znajdę źródła, to było jakoś na początku zawirowań w Polsce. Niech ta wiosna rządzi nie tylko na dworze, ale i w Twoich dziełach.

      Usuń
  2. Małgosiu, bardzo Ci dziękuję za ten post (za całokształt też :), czytam Twój blog od dawna, po cichutku, bo jak się nie ma nic mądrego do powiedzenia to lepiej słuchać czyli czytać ), tak dobrze jest wiedzieć, że gdzieś, trochę daleko, jest ktoś, kto widzi, czuje i myśli tak samo. Bo to o czym napisałaś dotyczy nas wszystkich, bez względu na niewielkie różnice. Dotyka tak samo, zagraża tak samo.
    A cytat z "Seksmisji" dobrałaś świetny :)!
    Bocian to przecież nadzieja i radość :).
    O strasznym pomyśle korzystania z prywatnych ogrodów mnie słyszałam, może to (oby) jednak jakieś pomówienie?
    Dobrze, że dałaś swoje zdjęcie, miło na Ciebie patrzeć :).
    Serdeczności dla Was !
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że napisałaś. Żeby było weselej, to chyba dzień po ukazaniu się tego artykułu, znajoma pokazała mi zdjęcie bocianiego gniazda. Z chęcią od razu bym pojechała, ale na razie miałabym prawo dotrzeć tam na rowerze, bo to poza gminą i powiatem. A co do mojego zdjęcia, to głównie pokazałam je, bo, jak zapewne zauważyłaś, niezbyt chętnie się fotografuję, a to zdjęcie dobrze nadawało się do przedstawienia, że jednak myślę :) No i zmiany we mnie zaszły nie tylko wewnętrzne, od roku wzięłam się mocno za siebie i fizycznie, więc już może nie bolą własne podobizny.

      Usuń
  3. Pani Małgosiu, jeszcze będzie pięknie, jeszcze będzie normalnie. Kiedy, nie wiadomo ale musimy mieć NADZIEJĘ.
    Proszę pisać, choć troszkę bo jak nie mamy od Was wieści to się normalnie martwimy.
    U nas też są absurdalne przepisy i nakazy np.: masz nosić rękawiczki ale jak nie możesz ich założyć to nie. Jak to udowodnić krawężnikowi? Inny przykład można otwierać żłobki i przedszkola a nauczyciel nie może wejść do szkoły i poprowadzić lekcji w klasie przy tablicy przez internet (mając potrzebne pomoce pod ręką) a nie z domu. Uczniowie szkół średnich i studenci (choć są to osoby dorosłe i rozumne)nie mogą mieć zajęć a małe dzieci naraża się na przebywanie w skupiskach. I jak to zrozumieć? Nie mówiąc o wyborach ...
    Dziękujemy za wspaniały wpis i czekamy na więcej, choć po troszku.
    Pozdrawiam Agnieszka Polewska z Łodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat totalnego absurdu ujawniający słabość polityki w każdym kraju. Pamiętam o Was i o spotkaniu w Poznaniu, może kiedyś będzie nam dane w Toskanii? Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Gorąco pozdrawiam i cieszę się,że przemyślenia mamy podobne,choć kraje odległe
    My korzystamy z naszego ogrodu i pola.Trochę dalej sąsiedzi rolnicy pracują w polu,jak co roku.Stosujemy maseczki( taki trochę pic)przez co nieraz nie poznajemy naszych znajomych.Zabawna sytuacja rozmawiamy z kobietą w oczekiwaniu na wejście do sklepu,jak stare znajome ona zwraca się do mnie po imieniu, a ja nie wiem kto to.. Ale to nic przeminie bylebyśmy tylko my nie stracili naszej godności. Serca pełnego Miłości i życzliwości życzę sobie i wszystkim Anita z Małopolski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to wszystko dotyczy godności człowieka, bez względu na to, gdzie mieszka. pozdrawiam serdecznie odwzajemniając życzenia.

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy tekst.Polecam książkę Weigela "Katedra kontra sześcian".On tez się zastanawiał jaka jest w Europie cena jaką jesteśmy w stanie zapłacić za rezygnację z wolności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję podwójnie, za miłe słowa i polecenie książki

      Usuń