sobota, 1 maja 2021

ZABAWY Z WYOBRAŹNIĄ

W ogrodzie znajduję różne rośliny, niektóre dzikie, inne pojawiły się za sprawą znajomych duszyczek, pod postacią sadzonek. Często, gdy odkrywam ich nazwy, czy to botaniczne, czy to popularne, wyobraźnia zaczyna mi szaleć.  Już kilka razy wspominałam o takich, które zawierają w sobie jakieś skojarzenia, jak chociażby passiflora (marakuja), nazwana tak ze względu na dopatrzenie się w kształcie kwiatu narzędzi Męki Pańskiej.  

Ostatnio znajoma zobaczyła w moim domowym bukiecie kwiaty firletki, znanej tutaj pod nazwą le manine di Gesù, co bym przetłumaczyła na rączuchny Jezusa. Faktycznie, coś w tym jest, pojedynczy płatek przypomina dłoń, zwłaszcza taką ze średniowiecznych manuskryptów. Uważam, że nawet, jeśli to niemal chwast, to słusznie, że rośnie w parafialnym ogrodzie. 


Ta sama Ignazia podarowała mi w zeszłym roku odnóżki trzykrotki, świetnie nadającej się też do bukietów, określanej tutaj jako "trawa bida", bo rośnie wszędzie, gdzie się ją zasadzi, nie ma żadnych wymagań. Moja rozrosła się w donicach u podnóża cytrusów. 

A ta nasza bida (nędza) to po włosku miseria, więc w skrócie tubylcy nazywają trzykrotkę "miserią", którą czytamy dźwięcznie z "z", jak nasze ogórki w śmietanie. Wyobraźcie sobie miny znajomych, gdy im wyjaśniłam, co po polsku oznacza mizeria. Bezcenne! Nie śmiałam już im powiedzieć, że w mojej rodzinie, pochodzącej z Wielkopolski, tę śmietanę jeszcze się słodziło. 

A przecież smakowała.

I tutaj następne przejście językowe. Nasze polskie "mniam, mniam", jest bardzo bliskie wymową włoskiemu wyrażeniu zadowolenia ze smaku, które brzmi jak "njam, njam", ale pisze się gnam, gnam. A to przecież powszechnie wiadome, że Włoch gna za dobrymi smakami. 

Nie tylko zabawy językowe działają mi na wyobraźnię. Wiem, że trudno będzie sobie Wam wyobrazić, że  śpiewam w parafialnym chórku. Samej trudno mi w to uwierzyć. Wszystko przez pandemię i zamknięcie kościołów w zeszłym roku. Gdy nadawaliśmy nabożeństwa przez youtube, co niektóre bardziej czułe uszy usłyszały mój głos i nie odpuściły po powrocie, wciągając mnie do śpiewaczej grupy. Jestem w stanie towarzyszyć silniejszym głosom, więc pokornie się zgodziłam, ale cierpię katusze, gdy głównych głosów nie ma na Mszy i staję się niemal solistką. Koniec świata! Tego w życiu moja wyobraźnia nie była sobie w stanie wymyślić. 

Jednak ... dzięki temu zobaczyłam plamy z tyłu ołtarza, gdzie śpiewamy. Nie dawały mi spokoju. Szalały swoimi kształtami. 





Jest to kawałek muru zupełnie nieistotny od strony zabytkowej, więc poprosiłam proboszcza o pozwolenie na przekształcenie ich w jeszcze bardziej czytelne figury. Namalowałam, co wyobraźnią widziałam, nic nikomu wcześniej nie mówiąc, więc ucieszyłam się niezwykle, gdy okazało się, że Laura była w lekkim szoku, zobaczywszy malunki. Ona też widziała tam lwa (przypomnę, że to w średniowiecznej symbolice obraz Jezusa) i diabła. Poczuła się, jakby ktoś grzebał w jej myślach, ale tak przyjemnie, że nie jest osamotniona w swoich skojarzeniach, a ja ja na szybko wzmocniłam.





4 komentarze:

  1. Pomysł rewelacyjny i jaki odważny. Lubię gdy wyobraźnia może poszaleć, jak to miało miejsce w średniowiecznych manuskryptach (Book of Kells się kłania). Jedyne zmartwienie, to ryzyko łuszczenia się farby, jeśli plamy spowodowała wilgoć w ścianie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Alez akcja, Gosiu - gratuluje pomyslu i wykonania! Cos niesamowitego.
    Cudowne skojarzenie i nazwa dla platkow firletki.
    Pozdrawiam
    A

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest właśnie Małgosia czarodziejka.Z plamy potrafiŁa zrobić coś pięknego.
    Italiani nie wiedzą jakie tesoro mają./a może wiedzą/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam zobaczyłam nosorożca i pudla. Ale one mnie się symbolicznie kojarzą. Pięknie namalowałaś.

    OdpowiedzUsuń