Bardzo nastrojowy kościół Św. Bartłomieja. Jak wiele tutejszych budowli zbudowany głównie z pietra serena, na elewacji dodatkowo chrakterystyczne pasmowania biało-zielonego marmuru.
W portalu fryz ze sceną rozesłania uczniów.
Ale w konkursie na najweselszą rzeźbę wygrywa bezapelacyjnie lew pożerający baranka. Niemożliwe? Zobaczcie sami, widzieliście kiedyś, żeby i oprawca i ofiara tak bardzo cieszyli się ze spotkania? No! Chyba że mamy do czynienia ze swobodną interepretacją słów Izajasza "Wilk i baranek paść się będą razem; lew też będzie jadał słomę jak wół; a wąż będzie miał proch ziemi jako pokarm."
Wnętrze kamiennych kościołów ma niezwykłe świało. Szarość, która nie przygniata, raczej otula wchodzącego. Światło sączy się przez malutkie okna.
Potem zachwyt nad kunsztem drewnianego konfesjonału.
No i idzie sobie człeczyna główną nawą, i nawet się nie spodziewa, że jest już obserowany. To z pięknej ambony wyziera lucyfer.
Zatrzymuję się i patrzę na cztery sceny z Pisma Świętego, na postaci apostołow, a potem jak zwykle wzrok wędruje ku dołowi, a tam obok czule karmiącej lwicy, lew bezceremonialnie rozprawia się z bazyliszkiem a smutny rzeźbiarz rozprawia o swoim życiu. Oj nietęgo mu było!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz