sobota, 13 września 2008

~ EKSPRESOWA WYCIECZKA

Krzysztof odkrył ostatnio dobrze funkcjonującą stronę pewnej parafii w Pistoi, a że były tam zdjęcia i opisy dotyczące zawartości, w piątek rano, porwawszy Mariannę z objęć rodziny, podjechaliśmy zobaczyć miejsce.
Bardzo nastrojowy kościół Św. Bartłomieja. Jak wiele tutejszych budowli zbudowany głównie z pietra serena, na elewacji dodatkowo chrakterystyczne pasmowania biało-zielonego marmuru.
W portalu fryz ze sceną rozesłania uczniów.
Ale w konkursie na najweselszą rzeźbę wygrywa bezapelacyjnie lew pożerający baranka. Niemożliwe? Zobaczcie sami, widzieliście kiedyś, żeby i oprawca i ofiara tak bardzo cieszyli się ze spotkania? No! Chyba że mamy do czynienia ze swobodną interepretacją słów Izajasza "Wilk i baranek paść się będą razem; lew też będzie jadał słomę jak wół; a wąż będzie miał proch ziemi jako pokarm."
Wnętrze kamiennych kościołów ma niezwykłe świało. Szarość, która nie przygniata, raczej otula wchodzącego. Światło sączy się przez malutkie okna.
Na ścianach wielkie obrazy, leczy tym, ku czemu biegnie wzrok są ocalałe fragmenty fresków.

Potem zachwyt nad kunsztem drewnianego konfesjonału.

No i idzie sobie człeczyna główną nawą, i nawet się nie spodziewa, że jest już obserowany. To z pięknej ambony wyziera lucyfer.
Oczy mu na wierzch wyłążą, ledwie zipie zdeptany przez ewangelistów. Ciekawe skąd tam się wziął Koszałek Opałek? Czyżby Konopnicka widziała tę ambonę? No bo odwrotnie nie mogło być. Ambona pochodzi z XIII wieku.
Zatrzymuję się i patrzę na cztery sceny z Pisma Świętego, na postaci apostołow, a potem jak zwykle wzrok wędruje ku dołowi, a tam obok czule karmiącej lwicy, lew bezceremonialnie rozprawia się z bazyliszkiem a smutny rzeźbiarz rozprawia o swoim życiu. Oj nietęgo mu było!
Z tyłu, na ścianie nawy, okładziny z innej ambony traktujące o narodzeniu Chrystusa. Te ubrania! Te fryzury! A już aureola małego Jezuska, z tyłu wyglądająca jak kapturek, rozczuliła nas dokumentnie.
Chciałoby się dłużej posiedzieć w zupełnie pustym kościele. Ale w końcu porwaliśmy matkę dzieciom i trzeba było wracać. Dalej popracowałam nad świeczkami. Posprzątałam w domu, i przed domem, pranie uczyniłam, kwiaty w kościele ułożyłam i ledwiem żywa padła, by poczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz