niedziela, 28 września 2008

INNE NIEBO TOSKANII

Niedziela + wycieczka – to bardzo dobry zestaw. A zestaw niedziela plus wycieczka-niespodzianka to zestaw wyśmienity. Na dzisiaj Krzysztof przygotował mi właśnie zestaw numer dwa. Po obiedzie i krótkim spacerze z psami pojechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Cel podróży cały czas wystawiał moją ciekawość na niezaspokojenie, więc uważnie rozglądałam się po okolicy. Były to rejony na południe od Florencji. Do końca nie miałam pojęcia, dokąd zmierzamy. Nie od razu też trafiliśmy na miejsce, musieliśmy zawrócić do mijanego w San Donato baru i tam zapytać o drogę. Sam pobyt w barze to osobna wycieczka socjalno-kulturowa. Weszliśmy do pomieszczeń o standardzie nieturystycznym, że tak to eufemistycznie nazwę. Paru dziadków siedziało w kurtkach i czapkach (słoneczna pogoda nie wskazywała na konieczność takiego ubioru) przy stolikach typu „polski GS” i obserwowało od niechcenia jakiś wyścig kolarski. Jeden z nich pod pozorem zainteresowania sportem sjestowo wypoczywał, znaczy się spał. Ciekawe, że wolał to robić w takich okolicznościach i w tym towarzystwie, miast przebrać się w piżamkę (co ze zdziwieniem ostatnio odkryłam, że tak robią w Toskanii) i spać w pieleszach domowych. On podsypiał siedząc przy stoliku w barze, w którym obsługiwała młoda dziewczyna z intensywnie zieloną grzywką. Ale herbatę mieli i to czarną z cytryną, a do tego pyszne świeże cornetto con la crema!
Po wyjaśnieniu barmanki zajechaliśmy bezbłędnie do celu.
Cmentarz? Mały, sprawiający wrażenie dawno opuszczonego. Tylko ściana z „forni” bielała marmurową świeżością.
Ciągle się nie domyślałam, w czym rzecz. Szłam od grobu do grobu i szukałam znanego nazwiska. Na krańcu za krzewami jaśniała wielka płyta grobowca z dziwną rzeźbą, trącającą latami 80-tymi.
Przeczytałam nazwisko i się wzruszyłam, że Krzysztof zapamiętał moje postanowienie. Znajdowaliśmy się nad grobem rodziny Einsteinów. Po lewej stronie tablica z krzyżem a po prawej z gwiazdą Dawida. Oto prawdziwy grób pierwowzorów książki i filmu „Rozdarte niebo”. Wspominałam o jego obejrzeniu w poście "Klasztorny grill". Kto jeszcze nie oglądał, albo nie czytał książki (ja widziałam tylko film), niech nie czyta tego wpisu dalej, bo się dowie zakończenia akcji. Oczywiście nie wydaje mi się, że to coś psuje w odbiorze, ale są tacy, co absolutnie nie lubią znać zakończenia.
Przysiadłam na cementowej ławce w słońcu i się zadumałam. Okolica piękna, wkoło mnóstwo gajów oliwnych, gdzieniegdzie winnice, i jak zawsze obowiązkowe, na baczność stojące cyprysy. A tu spokój, i przedziwny grób. Płytę i rzeźbę postawiono po latach, ponoć miejsce było mocno zaniedbane, ale znalazł się ktoś, kto chciał zachować pamięć o losach tej rodziny. Niefortunny pomnik, sztuczne kwiaty sprawiły jeszcze większe wrażenie opuszczenia.
Pochowana tu rodzina zginęła jedynie dlatego, że Robert był kuzynem Alberta. Hitler wściekły, że ten niemiecki Żyd uciekł mu do Ameryki, i jeszcze dodatkowo był laureatem Nagrody Nobla, chciał zemścić się mordując pozostałą w Europie rodzinę sławnego fizyka.
Robert Einstein od wielu lat mieszkał we Włoszech, był inżynierem. Pracował w Rzymie i tam w 1913 roku poślubił protestantkę Cesarinę Mazzetti. W 1917 urodziła im się pierwsza córka, a w 1926 druga. Przyjął do swojego domu dwie osierocone bliźniacze córki brata swojej żony. W 1937 przeprowadził się do Rignano sullArno, gdzie zakupił fattorię del Focardo. Wojna zastała ich właśnie w tym domu. Nie uciekli przed faszystami. Przeżyli nawet dni, gdy na dole ich willi stacjonował Wermacht. Dzień po opuszczeniu fattorii przez wojsko, 3 sierpnia pojawiło się SS i bestialsko zamordowało żonę Roberta z dwiema córkami. Przysposobione dzieci szwagra przeżyły, gdyż nosiły nieżydowskie nazwisko i były wyznania chrześcijańskiego. Samego Einsteina nie było wtedy w domu. Po tym zdarzeniu i pochowaniu najbliższych żył jeszcze niemal rok, po czym dokładnie w rocznice ślubu z Niną Mazzetti popełnił samobójstwo poprzez otrucie.
Nie wiem, czy książka też zawiera zmiany fabularne. W filmie córki Einsteina są dużo młodsze a on sam ginie od samobójczego strzału. Ale czy to takie ważne? Na koniec filmu pojawia się prośba do przejeżdżających nieopodal Cmentarza Badiuzza o westchnienie nad ich grobem. Myśmy nie przejeżdżali, tylko pojechaliśmy specjalnie i pomodliliśmy się za leżących tam zmarłych. Zdaję sobie sprawę, że większymi okrucieństwami ociekała wojna. Toskania kojarzy się z sielanką, pięknem i spokojem. Może siłą przeciwieństw zainteresowały mnie losy tej rodziny i miałam potrzebę poruszenia innych strun we własnej duszy?
Po wizycie na cmentarzu przeszliśmy się jeszcze po okolicy. Rzeczywiście nic nie wskazuje na tragedię miejsca. Nie odnaleźliśmy domu Einsteinów. Okazało się, że nie w tym kierunku podążyliśmy. Po wzgórzach były rozsiane piękne domy, a wszystkie w cieniu przyciągającej uwagę niesamowitej posiadłości Torre a Cona, jest to ciekawy zespół obiektów należących do hrabiowskiej rodzinny Rossi.
Wędrowaliśmy po włościach i wyobrażaliśmy sobie dawne życie w tym miejscu. Samą willę można zwiedzać w wyznaczone dni miesiąca. Trzeba będzie koniecznie tu wrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz