sobota, 27 czerwca 2009

KONIEC STAREGO ROKU

Dni płyną leniwie, czasami gościnnie. Zwłaszcza poranki i wieczory to pogaduchy. Poza tym goście krążą po Toskanii a ja powolutku robię różne domowości. A to pranie, a to grabienie księżycowego krajobrazu w ogrodzie. Jeszcze parę razy i wygrabię wszelkie kamulce.
Orzechy ciemnieją i nabierają mocy.

A ja się rozleniwiam wakacyjnie. Jeden dzień autentycznie przebąblowałam, sama nie wiem na czym. Ale takie dolce farniente jest bardzo przydatne i zawsze mnie potem popycha do dalszych działań.
A wracając do wieczorów z gośćmi to wczoraj z Agatką i jej siostrą pojechaliśmy na festę do Montagnany.

Temat dla mnie mało ciekawy „grzyb prawdziwek”, ale jakoś sobie poradziłam.

Menu stanowiły grzybowe wariacje, czyli makaron i polenta z sosem z prawdziwków, stek w kapeluszu z prawdziwka, itp., itd. Na szczęście dla mnie w ramach odskoczni pojawił się sos z dzika, z czego chętnie skorzystałam.

Jak to często tu bywa imprezę zorganizowało „Pro Loco”. Ustawiło namioty na parkingu w pobliżu kościoła, przygotowało polową kuchnię, skrzyknęło całą miejscowość, po obydwóch stronach lady. Zadziwiła nas ilość młodych ludzi zaangażowanych w organizację wyszynku. I to wszystko wolontariat! W związku z działalnością tego stowarzyszenia zaczyna się robić bardzo ciekawie i na plebanii, bo gdy w końcu parafia zyskała proboszcza, w osobie Krzysztofa, okazało się, że w czasie kilkunastoletniego bezkrólewia świeccy potraktowali kościół i plebanię na swój nie za bardzo religijny sposób. I tak oto dzisiaj na przykład w kościele ma się odbyć koncert, o którym nikt księdza nie poinformował. Organizatorka łaskawie dziś zadzwoniła zapraszając nań Krzysztofa. A z kolei kilka pomieszczeń plebanijnych „Pro Loco” przejęło na magazyny. Nawet w bocznym przejściu do kościoła stoją dwie wielkie zamrażary. Nie wiadomo, ile osób dysponuje plebanijnymi kluczami. Krzysztof nauczony już doświadczeniami z pierwszą parafią przygląda się sprawie powolutku i patrzy, co zrobić, by nie zrazić ludzi, by nie podcinać skrzydełek skądinąd ciekawych inicjatyw, ale zarazem by wprowadzić w tym wszystkim jakieś jawne i dobre układy. Sprawa jest o tyle delikatna, że sami zainteresowani wydają się być skłóceni ze sobą i chętnie by wykorzystali nowego proboszcza do wygrania własnych rozgrywek. Uśmialiśmy się serdecznie, bo po ostatnim spotkaniu z radą ekonomiczną parafii, dwa wojujące ze sobą obozy wyszły bardzo zadowolone chwaląc Krzysztofa. Każdy zinterpretował jego wypowiedzi na swoją korzyść. Szkoda, że Salomona nie ogłoszono świętym, bo byłby niezłym patronem rozwiązywania konfliktów. A może jest taki w poczcie świętych? Mi na myśl przychodzi św. Katarzyna Sieneńska, wszak potrafiła pomóc w rozwiązaniu konfliktów o wiele grubszego kalibru.

Jeszcze tylko wyjaśnienie tytułu: Dwa lata temu byłam już na terenie Włoch, trzy godziny od przyszłego domu. Tak, tak, dzisiaj kończy się drugi rok od cudownej zmiany w moim życiu. To taki mój prywatny „Sylwester” bez fajerwerków. Może przynajmniej jakieś ciasto powinnam upiec, żeby wejść godnie w Nowy Rok? Trzeci, toskański.

5 komentarzy:

  1. Szczęśliwego Nowego Roku MAŁGOSIU :)) tego i wielu kolejnych !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest co świętować! Dalszych wielu szczęśliwych lat w wymarzonym miejscu!
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe - ja mam wrażenie, że to juz całe wieki rezydujesz w Toskanii, a tu dopiero 2 latka:):):) jak cudnie wolno płynie czas:) A ile rzeczy się wydarzyło:) A ile się jeszcze wydarzy przez następne X latek:)

    OdpowiedzUsuń
  4. To ciekawe a ja dokładnie rok temu zmieniłam także dom na nowo kupiony i pełna para weszła ekipa remontowa by przez miesiąc wałczyć i przewrócić go do góry nogami.To także był niesamowity przełom w naszym życiu i wszystko zaczęliśmy od początku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Małgosiu i ja zyczę wszystkiego co najlepsze! Ależ CI tam cudownie:))
    Buźka :**

    OdpowiedzUsuń