czwartek, 11 czerwca 2009

NIETYPOWI GOŚCIE

Zaczęłam robić porządki w pomieszczeniach, gdzie odbywają się zajęcia katechetyczne. Do jesieni to będzie lokum dla letników, że się tak ładnie wyrażę. Zanim jednak ktoś w nich zamieszka, pojawiła się konieczność ulokowania w nich bardzo nietypowych gości. Otóż w sobotę w końcu mają się zacząć prace w ogrodzie. Przyjedzie koparka, więc chcieliśmy co się da ochronić przed jej metalową łychą. W pokojach z wyjściem na ogród zamieszkały takie oto roślinki:

Drugiego nietypowego gościa spotkałam dzisiaj na strychu. Poszłam wieszać pranie a tu po suszarni coś się trzepocze. Malutki ptak chciał uciec przede mną przez zamknięte okno. Otworzyłam mu drogę do wolności. Strach pomyśleć, gdyby na moim miejscu pierwszy do suszarni wparował hrabiunio Boguś.
Nie bez powodów wspominam tego kilera. Kto śledzi dłużej wpisy na tym blogu, wie że Bodzio parę miesięcy temu upolował sobie młodziutką nutrię, pomieszkującą brzegi rzeczki. Że nie wspomnę o „upolowanym” moim oku. Ale wtedy to był mój błąd, bo położyłam głowę na śpiącym psie.
Dzisiaj jednak nie mogę jego czynu zwalić na senność. Otóż szykowałam dalej pomieszczenia gościnne, a tu nagle słyszę pisk. Chart właśnie zabijał ptaka, co to nie wiem jak i gdzie go upolował. Przy czym nie robił tego w ogrodzie, ale wniósł ofiarę do domu. Narobiłam wrzasku, puścił ptaszynę, którą z kolei próbował przejąć na własność mops. Dale więc krzyczałam i koniec końców zostałam sam na sam z konającym ptakiem. Ja wiem, że to jest życie, że koty ludziom przynoszą żywe myszy do domu, ale czy Bojangles nie może się zadowolić sucha karmą? Łaził potem za mną ze skruszoną miną typu „proszę nie rzucać we mnie kamieniami”.

A tak dostojnie wyglądał przy okazyjnie zakupionych od producenta amforach.

Krzysztof pomagał wczoraj pewnemu człowiekowi czyniąc mu posługę transportową i po drodze minął samochód z glinianymi cudeńkami. Po dwóch kilometrach doszedł do wniosku, że szkoda pozostawić takie produkty bezpańskimi. Wrócił się i kupił parkę plus wysoką na 80 cm amforę bez dna.

Takie często używa się tu w systemie rynna-łańcuch-pojemnik. U nas zamieszka gdzieś w ogrodzie, jak już ten powstanie.

A skoro piszę o wyrobach ceramicznych to pokażę niedawno nabyty zlew na ścianę, jeszcze nie jest podłączony do wody i na razie króluje w nim biały mirt z Sardynii.


Wracam do dłubaniny w komputerze. Ależ mi się nazbierało!

2 komentarze:

  1. Fajnie czytać o tym co u Ciebie:) Z niecierpliwością będę oglądac poczynania ogrodowe :)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. bialy mirt z Sardynii wyglada imponujaco w iscie zabytkowym zlewie........Amfory-rewelacja,juz widze jak je wkomponujesz w ogrodowa roslinnosc,a swoja droga takie cudenko miec w domu,czemu nie??????
    ps prawo"buszu" Malgosiu!!!!i glowa do gory!!!znam to....moj kot-lowca ptakow....ehhhhhh

    OdpowiedzUsuń