Deszcz nie przeszkodził mieszkańcom Lukki w rowerowym pokonywaniu odległości. Wyglądali wybornie z parasolami w rękach na swoich dumnych rumakach.
Głównym celem wyjazdu było odciążyć mnie dzisiaj w gotowaniu. Odwiedziliśmy polecaną "Dziurę św. Antoniego".
Hmm.
Co do jedzenia wyszłam z mieszanymi uczuciami, jadałam dużo smaczniej i dużo taniej. Może przestrogą powinno być, że nawet tutaj, w lokalu o tak starej tradycji, język włoski należał do rzadkości? Za to samo miejsce bajkowe, warte wejścia, pełno miedzianych naczyń pod powałą, blaszanych instrumentów, a gdzieniegdzie niewinnie ukryła się cała prosciutto.
Kelnerzy pod muchami, mili, eleganccy i ciągle wypatrujący potrzeb klientów. Nas obsługiwało co najmniej czterech. W zamówieniu kierowałam się chęcią spróbowania lokalnej kuchni. Wybrałam więc farinatę lucchese (zupę warzywną zagęszczaną kukurydzianym grysikiem) - tę zjadłam ze smakiem. Potem był grillowany dorsz z ciecierzycą. Ryba zupełnie mi nie podeszła. Zapomniałam, że nie lubię tak grillowanych ryb, w których jest posmak opalonego mięska, taki goryczkowaty. W dodatku mięso było twarde i przesolone. Musiałam się salwować deserem o nazwie piattoforte lucchese, tym razem forte to było że ho! ho! ho! Słodycz okazała się być nasączona alkoholem w takim stopniu, że ciasto wydawało się dodatkiem do trunku. Ogólnie smaczne i ładnie podane.
Jednak dla mnie najpiękniejszy był dodatek wręczony mi przez Krzysztofa - otóż od dzisiaj jestem prawną właścicielką Druso! Hip! hip! hurra! Oto dowód:
Ponieważ wychodząc z restauracji okazywałam fotograficzne zainteresowanie miejscem, kelnerzy skierowali nas do piwnicy, gdzie okazało się być jeszcze wiele pomieszczeń z ciekawymi sprzętami, w tym z wielką kołyską pełną butelek.
Po wyjściu aura okazała się ciut łaskawsza, więc przespacerowaliśmy się po... wystawach. W taką pogodę nie dziwi kram z parasolkami pod kościołem San Michele in Foro.
Rowery smętnie czekały pod absydą kościoła mając za towarzystwo misterne plecionki.
Ale na co czekał dyndający kurczak?
Na osłodę jesieni zawsze można dać się skusić słodyczom.
Tylko czy chciałabym spróbować wyrobu o nazwie "bajki umarłych"? (dodam po komentarzu od Pani Małgorzaty, że fatalnie przetłumaczyłam, w ramach przeprosin o ciasteczkach będzie osobny wpis. Tutaj jest to dziwna liczba mnoga poczciwego bobu, a nie bajki)
Lepiej pogapić się na zawsze budzące moje pożądanie artykuły domowe i uśmiechnąć do kubeczka, który zapewnia nas, że łyżka mu się nie zgubi.
Jeszcze jakieś dwa detale:
Wracamy do domu, gdzie czekał na mnie "mój" pies. Czyż i deszczowy dzień nie może być piękny?
Najserdeczniejsze życzenia dalszego spełniania toskańskich marzeń i nie tylko, morza pomysłów na upiększanie tego świata i oczywiście 100 lat!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko mimo chłodu za oknem :)
Gochna! sto lat!!! oczywiście w Toskanii. Anka G-S
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z okazji urodzin i calego mnostwa dalszych spelnionych marzen :) !
OdpowiedzUsuńNo i zapiskow, oczywiscie :)
Życzę by następne urodziny tez były tak udane.
OdpowiedzUsuńWszystkiego Najlepszego Gosiu! Zdrowia przede wszystkim Ci życzę i dalszych marzeń w pakiecie razem z ich spełnieniem!
OdpowiedzUsuńKasia
wszystkiego najlepszego, chyba 100 lat ;) lub - jak dla kobiety - bardziej uniwersalnie: ad multos annos!
OdpowiedzUsuńKrzysiek
aparatka :)
OdpowiedzUsuńNiegasnącego entuzjazmu na następne 200 lat! Wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńMałgosiu! Wszystkiego co najlepsze i najpiękniejsze!
OdpowiedzUsuńUśmiechu, radości, wspaniałych wycieczek, cudownych wrażeń !
Małgoś jesteś szczęściarą więc szczęścia chyba życzyć nie muszę , juz je masz - mieszkając i zyjąć w tak cudownym miejscu, pisząc wspaniałą książkę...
Zyczę spełnienia marzeń!
Kochana no i gratuluję prezentu!:))
Ps. A ja mam dziś małe święto - 2 lata istnienia mojego bloga ;)
Ja życzę Ci tylko zdrowia, bo o całą resztę pięknie się starasz i oby tak dalej-pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMałgosiu, wszystkiego, co jest Ci potrzebne, abyś była szczęśliwa! Niech zapiski spełnionych marzeń nigdy się nie kończą! Buon compleanno!
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego - tego co w skrytości serca wymarzone:) oraz wielu , wielu opowieści z pięknej Toskani,którą wspominam za każdym razem kiedy czytam Twoje zapiski i oglądam piękne fotografie.To ty pokazałaś mi śliczne drobnostki, które rzadko zauważamy w czasie zwiedzania, a które cieszą teraz moje oczy w czasie oglądania zdjęć z pobytu w Toskani.Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz życzę wszystkiego co dobe:)
OdpowiedzUsuńTanti Auguri!!!
OdpowiedzUsuńWszystkiego, wszystkiego dobrego!
Lucca zawsze piękna, nawet w deszczu!
Tak na koniec komentarz lingwistyczny:
"fave" bajki raczej chyba nigdy nie oznacza? ( "favola" to bajka) natomiast tutaj na pewno: "fave dolci" albo "fave dei morti" ma specjalne kulinarne znaczenie: ciasteczka z migdałami (jadane w Zaduszki). A najczęściej "fava" ( liczba mnoga fave) oznacza bób.
zachwycające te cynowe patelnie
OdpowiedzUsuńNo nie pozostaje nic innego jak tylkozyczyć Buon Compelanno !!!!
OdpowiedzUsuńI oby tak dalej ;)
Spoznione lecz szczere zyczenia urodzinowe, szczescia Malgos duzo zycze :)
OdpowiedzUsuńPiekne urocze miejsce widze na zdjeciach!
spóźnione, ale szczere życzenia urodzinowe: wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńNo i gratulacje z powodu adopcji paszczaka :)
Kinga z Krakowa