środa, 7 października 2009

SPORT TYLKO Z POZIOMU FOTELA?

Nie spodziewałam się, że temat sali gimnastycznej tak Was poruszy. Mnie poruszył aż do zakwasów, czego nikomu nie życzę. Choć może powinnam życzyć? Uruchamia się we mnie jakiś dodatkowy motorek. Strach się bać!

Obserwując sobie co się dzieje na ulicy, sprawdziwszy w internecie, ile jest prywatnych sal gimnastycznych w samej 90tys. Pistoi (naliczyłam co najmniej 20), zastanawiam się skąd scenka w filmiku "Europa&Italia", że narodowym sportem Włochów jest sport "fotelowy"? 
Pierwszy obrazek jaki pamiętam i jaki ciągle wdziera się pod powieki to stada kolarzy. Na początku myślałam, że to jakiś nieustający wyścig. Zmyliły mnie przede wszystkim ich profesjonalne ubrania. Jeżdżą głównie mężczyźni (wiek nie gra roli). Choć oczywiście widuję też i kobiety. Ponieważ mieszkamy na rozjeździe ulic, w dodatku zakręt od strony Pistoi ma lekki spadek, powoduje to przyśpieszenie jazdy, z tego względu często słyszę tutaj "piaaano!", czyli spokojnie. To kolarze drą się do siebie, by ci z przodu nie gnali za szybko. 

Drugi obrazek też zaobserwowany na ulicy to biegacze. Oj biegają! Często urządza się tu jakieś biegi okolicznościowe. I znowu nie jestem w stanie określić górnej granicy wieku biegających.

Nie wspomniałam jeszcze o sporcie kojarzonym głównie z Włochami. Piłka nożna! To jest jakieś wariactwo, jakiś obłęd graniczący z histerią. Ja tego nie jestem w stanie pojąć swoim rozumkiem. Głęboko w pamięci mi zaległy dwie scenki z Rzymu. Chłopiec kopiący piłkę o mur Bazyliki Świętego Pawła za Murami oraz drugi amator piłki w krużganku kościoła Santa Maria in Cosmedin, tam gdzie są Usta Prawdy. 
Jako absolutnie niepiłkonożna osoba z przerażeniem słuchałam relacji znajomego, który widział chłopców grających w piłkę przed kościołem z portalem zawierającym ceramiczną, niezwykle cenną rzeźbę, wielkim nakładem finansowym odrestaurowaną. Podejrzewam, że to piłka stłukła fragment rzeźby w Monte Oliveto nad wejściem do bramy. W przewodniku sprzed paru lat dzieło jest jeszcze w całości. Rzadko kto przegania tu dzieciaki grające w piłkę na parkingu pełnym samochodów. Zgroza!
Sama w życiu nie spostrzegłabym tego, co moi siostrzeńcy, że jest tu wiele boisk i w dodatku oświetlonych. Widziałam też boiska do mini piłki nożnej. I to właśnie murawa powinna być miejscem dla tego sportu, na obijanie piłki o szacowne zabytki nie ma we mnie zgody.

Chyba gorzej jest z pływaniem. Sama próbowałam chodzić na basen, ale jest ich zadziwiająco niewiele - w stosunku do sal gimnastycznych. Ciekawe, czy wynika to z tego, że na basenie dużo trudniej rozmawiać z kolegą czy koleżanką, gdy się pływa? Mnie od pływania odstręczył sam basen - w Polsce pływałam w dużo lepszym. A poza tym przy tak małej ilości pływalni większość czasu jest obsadzona przez szkoły, więc wyjeżdżałam z domu o 7 rano. Nie jestem typem śpiocha, ale to było zbyt duże poświęcenie. Mój dzień zaczyna się zazwyczaj między 7.30 a 8.00. Budzę się wtedy bez budzika.

Moja sala (po włosku palestra) to miejsce pełne kobiet żądnych ruchu. Na razie robię rozeznanie. wybrałam, za przykładem Ani, gimnastykę ogólnorozwojową (2 razy) i pilates (raz w tygodniu). Siłownia jakoś mnie nie ciągnie. Za to sauna kusi, ale nie mogę się rzucać na wszystko na raz. Muszę najpierw nabrać rytmów :)

Przy okazji podziękuję Wam za sportowy entuzjazm dotyczący książki. Asekuracyjnie dodam, ze sprawa dystrybucji i cen nie leży w mojej gestii. Ja tylko sobie to obserwuję i wyłapuję w internecie. Zauważyłam, że w merlinie można nawet podejrzeć trzy strony ze zdjęciami. Z uwagami zapraszam na bloga książki. Link w kolumnie obok. Sama zobaczę, com spłodziła przy czynnym udziale wydawnictwa we wtorek, wtedy dotrą do mnie książki z Polski. Już nie mogę się doczekać, a z drugiej strony obawiam się znowu wyłapać literówki, co to potwornie uwielbiają się chować.

Dodam tutaj, bo nie każdy czyta komentarze. Babcie i dziadki jak najbardziej jeżdżą na rowerach, z tym że część z nich ma udogodnienie, z którym ja osobiście się nie spotkałam w Polsce - silniczki elektryczne. Moja ś.p. babcia wolała jeździć na rowerze niż chodzić, więc coś w tym jest, jednak jak na rowery wsiadają starsi ludzie też jest dla mnie tajemnicą. Nie pisałam o tym, bo to raczej podlega pod notkę o ruchu drogowym niż o sporcie :) A! Jeszcze coś - raz bardzo zadziwiłam się fragmentem stroju jednej babci, czy raczej jego brakiem, spotkałam ją zimą, było nawet dosyć zimno a ona bez rękawiczek jechała. Powiedziała mi, że nie umie w rękawiczkach. Ja oczywiście miałam rękawiczki na dłoniach.


3 komentarze:

  1. Gosiu! Ku mojemu zdziwieniu zauważyłam, że w Polsce też od jakieś czasu kolarze jeżdżą w strojach sportowych. Przynajmniej u mnie.
    Natomiast we Włoszech nie ma takiej ilości babć i dziadków na rowerach. I to takich , którzy ledwo się ruszają i mam wątpliwości w jaki sposób wsiadają i wysiadają z roweru.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wlasnie wrocilam z "paletry": 50% kobiet, 50% mezczyzn / palestra jest mala, nie z tych olbrzymich /. Najstarsza koleznaka ma 75 lat! Ja mam program odchudzajacy bike i run: dzisiaj 380 kalorii mniej / chodze 4 razy w tygodniu /. Nigdy nie mialam zakwasow: dzieki instruktorowi, ktory tak uklada program, aby ich nie bylo / nie mialam ich nawet 3 lata temu, kiedy zaczelam "ruszac sie" po wielu wielu latach.
    Pozdrowienia.
    Linn

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja babcia (w zasadzie babcia mojej żony) ma 83 lata i, mieszkając na wsi, wszędzie jeździ rowerem. Do sklepu, do kościoła, na plotki, po jajka... A większość tych punktów znajduje się w sąsiedniej wsi, jakieś 5km od domu.
    Babcia ma starego, rozklekotanego Jubilata, co ledwo chodzi, przeskakuje itp. I taki jest jej zdaniem najlepszy. Proponowaliśmy nowy rower (identyczny), ale zrezygnowaliśmy wobec zdecydowanego nie. Nie wspomnę już o rowerku z silniczkiem (widziałem nawet takie na ramie jak Jubilat)...
    Mam wrażenie, że wiele osób starszych, ba, starych, jest w lepszej kondycji od niejednego przedstawiciela młodzieży. Ale nie dziwne, biorąc pod uwagę warunki w jakich dorastali, w tym przeżytą wojnę. Są silni, zahartowani, nie to co my, młodzi...

    OdpowiedzUsuń