Kinga już mnie zdążyła ubiec w komentarzu pod poprzednim wpisem, ale to wszystko przez to, że mnie niecnie porzuciła dla pracy, gdy ja się jeszcze bardzo porannie kokosiłam wraz z jej cudownym psem .
Czy spotkanie udane, jest mi trudniej pisać, bo to raczej mogą napisać osoby postronne, ale mogę z całą pewnością zapewnić Was, że jestem bardzo zadowolona i mile zaskoczona ilością przybyłych. Poczułam się jak autorka pełną gębą, gdy na mnie patrzyło i rozmawiało ze mną, co ważniejsze, chyba ponad 30 osób.
Teraz mogę zdradzić, że najbardziej obawiałam się pustek.
A tu dostawiane krzesełka, a tu spory przekrój wiekowy a tu mnóstwo ciepłych zwrotnych komunikatów. Co ja się napodpisywałam książek! A to dla mam, a to dla kuzynki na urodziny, a to przed podróżą, a to dla przewodnika po Krakowie, ech ....
Zdarzyły się też momenty niezywkle wzruszające, gdy podeszła do mnie pani w moim wieku i przywitała po imieniu tak ciepło, że od razu zrozumiałam, że musiałysmy się kiedyś spotkać osobiście. A ja, nie uwierzycie, mam fatalną pamięć do twarzy. Okazało się, że rok razem byłyśmy w jednej klasie przedziwnego tworu oświatowego, jakim było pomaturalne studium nauczycielskie. A potem podeszła do mnie równie sympatyczna, znacznie młodsza osoba, przepraszając, że bez książki, ale ona jest blogowo nastawiona i że pracowała przy konkursie na bloga roku. To by był mały pikuś, ale ona przez ten konkurs i mojego bloga odkryła swojego ulubionego wikariusza, który przygotowywał ją do bierzmowania i znacząco wpłynął na jej życie. Mogę śmiało powiedzieć, że nie tylko na jej. Domyślacie się o kim piszę?
I taka mała perełka, pewna z kolei starsza pani podarowała mi bukiecik konwalii - ulubionych kwiatów mojej śp. Mamy.
Po rozejściu się gości zostaliśmy z moim Wydawcą i jego przemiłą rodziną na kolacji. Polecam wszystkim pyszne bruschetty i pomidorowy krem, nic więcej nie dałam rady spróbować, bo zazwyczaj omijam kolacje wielkim łukiem.
I tyle pierwszych wrażeń. Szykuję się na pociąg i jadę do Warszawy. Ciekawe, samolotem leci się krócej do Krakowa (z Pizy), niż jedzie z zacnego grodu do stolicy.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie.
Dodaję zdjęcia. Chciałam też sprostować liczbę uczestników spotkania, kochana Ewunia napisała mi, że doliczyła się 50.
Ciesze sie ze jestes zadowolona i ze spotkanie sie udalo!!!
OdpowiedzUsuńNiezwykla to musi byc satysfakcja dla autora, spotkac sie z czytelnikami, rozmawiac z nimi i podpisywac wlasne ksiazki!!!!!! Cudownie!!
Z Mazur to wszędzie daleko:(
OdpowiedzUsuńA ja tam byłam miód i wino piłam ....a raczej pierożki z ricottą i suszonymi pomidorami ;-)Debiut wypadł wspaniale czemu dodatkowego uroku przysporzyły świeże , prosto z Toskanii przybyłe liście wawrzynu .O autorce nie wspomnę , bo spisała sie na 6.Pozdrawiam ...
OdpowiedzUsuńAutorce pełną gębą gratuluję.
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię zachwytom, wszak ma wszystko co trzeba żeby odnieść sukces.
Pozdrawiam serdecznie.
Mnie tam nie bylo, a wiem, ze kazde spotkanie z Toba bedzie wspaniale! Jestes tak niezwykla osoba, potrafisz nie tylko oczarowac pisaniem - czytelnikow, ale i swoimi opowiesciami cudownie uwodzisz rozmowcow!!!
OdpowiedzUsuńZazdroszcze im wszystkim!!!
A nie mówiłam że się uda i że wszystkich oczarujesz :) w końcu jesteś Toskańską Czarodziejką :)
OdpowiedzUsuńBardzo , bardzo się cieszę !
Rano wiedziałam że przeżyłaś po kapitalnym komentarzu jaki przeczytałam u Joanny :)
A ja nie byłam, ale miała być i wiem od pewnego studenta, że było bardzo interesująco... pozdrawiam z zalanego ze wszystkich stron Tarnobrzega... Kasia
OdpowiedzUsuńOch Małgosiu, jak cudownie! Kochana, gratuluję Ci , ja byłam pewna, ze będzie dużo osób!:))
OdpowiedzUsuńGdybym mieszkała bliżej tez bym się zjawiła:)
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło:)
ciesze się, że się udało .. ja niestety nie dałam rady przyjechać ..próba komunijna Michała wtedy była ;(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam