środa, 26 maja 2010

PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY

Kinga już mnie zdążyła ubiec w komentarzu pod poprzednim wpisem, ale to wszystko przez to, że mnie niecnie porzuciła dla pracy, gdy ja się jeszcze bardzo porannie kokosiłam wraz z jej cudownym psem .


Czy spotkanie udane, jest mi trudniej pisać, bo to raczej mogą napisać osoby postronne, ale mogę z całą pewnością zapewnić Was, że jestem bardzo zadowolona i mile zaskoczona ilością przybyłych. Poczułam się jak autorka pełną gębą, gdy na mnie patrzyło i rozmawiało ze mną, co ważniejsze, chyba ponad 30 osób.
Teraz mogę zdradzić, że najbardziej obawiałam się pustek.
A tu dostawiane krzesełka, a tu spory przekrój wiekowy a tu mnóstwo ciepłych zwrotnych komunikatów. Co ja się napodpisywałam książek! A to dla mam, a to dla kuzynki na urodziny, a to przed podróżą, a to dla przewodnika po Krakowie, ech ....
Zdarzyły się też momenty niezywkle wzruszające, gdy podeszła do mnie pani w moim wieku i przywitała po imieniu tak ciepło, że od razu zrozumiałam, że musiałysmy się kiedyś spotkać osobiście. A ja, nie uwierzycie, mam fatalną pamięć do twarzy. Okazało się, że rok razem byłyśmy w jednej klasie przedziwnego tworu oświatowego, jakim było pomaturalne studium nauczycielskie. A potem podeszła do mnie równie sympatyczna, znacznie młodsza osoba, przepraszając, że bez książki, ale ona jest blogowo nastawiona i że pracowała przy konkursie na bloga roku. To by był mały pikuś, ale ona przez ten konkurs i mojego bloga odkryła swojego ulubionego wikariusza, który przygotowywał ją do bierzmowania i znacząco wpłynął na jej życie. Mogę śmiało powiedzieć, że nie tylko na jej. Domyślacie się o kim piszę?
I taka mała perełka, pewna z kolei starsza pani podarowała mi bukiecik konwalii - ulubionych kwiatów mojej śp. Mamy.
Po rozejściu się gości zostaliśmy z moim Wydawcą i jego przemiłą rodziną na kolacji. Polecam wszystkim pyszne bruschetty i  pomidorowy krem, nic więcej nie dałam rady spróbować, bo zazwyczaj omijam kolacje wielkim łukiem.
I tyle pierwszych wrażeń. Szykuję się na pociąg i jadę do Warszawy. Ciekawe, samolotem leci się krócej do Krakowa (z Pizy), niż jedzie z zacnego grodu do stolicy.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie.
Dodaję zdjęcia. Chciałam też sprostować liczbę uczestników spotkania, kochana Ewunia napisała mi, że doliczyła się 50.


9 komentarzy:

  1. Ciesze sie ze jestes zadowolona i ze spotkanie sie udalo!!!
    Niezwykla to musi byc satysfakcja dla autora, spotkac sie z czytelnikami, rozmawiac z nimi i podpisywac wlasne ksiazki!!!!!! Cudownie!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Mazur to wszędzie daleko:(

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam byłam miód i wino piłam ....a raczej pierożki z ricottą i suszonymi pomidorami ;-)Debiut wypadł wspaniale czemu dodatkowego uroku przysporzyły świeże , prosto z Toskanii przybyłe liście wawrzynu .O autorce nie wspomnę , bo spisała sie na 6.Pozdrawiam ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Autorce pełną gębą gratuluję.
    Wcale się nie dziwię zachwytom, wszak ma wszystko co trzeba żeby odnieść sukces.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie tam nie bylo, a wiem, ze kazde spotkanie z Toba bedzie wspaniale! Jestes tak niezwykla osoba, potrafisz nie tylko oczarowac pisaniem - czytelnikow, ale i swoimi opowiesciami cudownie uwodzisz rozmowcow!!!

    Zazdroszcze im wszystkim!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. A nie mówiłam że się uda i że wszystkich oczarujesz :) w końcu jesteś Toskańską Czarodziejką :)
    Bardzo , bardzo się cieszę !
    Rano wiedziałam że przeżyłaś po kapitalnym komentarzu jaki przeczytałam u Joanny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja nie byłam, ale miała być i wiem od pewnego studenta, że było bardzo interesująco... pozdrawiam z zalanego ze wszystkich stron Tarnobrzega... Kasia

    OdpowiedzUsuń
  8. Och Małgosiu, jak cudownie! Kochana, gratuluję Ci , ja byłam pewna, ze będzie dużo osób!:))
    Gdybym mieszkała bliżej tez bym się zjawiła:)

    Pozdrawiam Cię bardzo ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  9. ciesze się, że się udało .. ja niestety nie dałam rady przyjechać ..próba komunijna Michała wtedy była ;(
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń