Znowu zorganizowałam spotkanie w "Laboratorio da Margherita". Tym razem panie nie obawiały się tematu, jakim miało być wiklinowe jajo. Jednak w pewnym momencie musiałam mocno pilnować, by się nie zniechęciły. Trudno było im się pogodzić z luźną, nieregularną formą jaja, miały problem ze swobodnym przeplataniem wikliny. W końcu jakoś udało się dobrnąć to w miarę określonego kształtu i zaczęło się ozdabianie. Pokazałam kilka możliwości. Niektóre trzymały się ściśle pokazanych przeze mnie wzorów, inne korzystały z gotowych sztucznych kwiatów, ale były i takie, które wymyślały własne elementy do dekoracji. Najtrudniej przyszło mi namówienie ich do powtarzalności elementów, a nie pstrzenia co raz to nowymi. Inną trudnością było zakomponowanie nawet ograniczonej liczby ozdób, ich równomierne rozłożenie na całej powierzchni. W końcu jednak powstały niepowtarzalne jaja i wszystkie wyszły wielce z siebie zadowolone :)
Co, oczywiście, powoduje i zadowolenie u mnie - prowadzącej, bądź "maestra" (nauczycielka), bo tak na mnie żartobliwie mówiły. No i zadowolenie z uzyskanych efektów :)
One także były moimi nauczycielkami - włoskiego - znowu poznałam kilka nowych słów i określeń.
Takie zajęcia muszą być super! A jaka satysfakcja:)
OdpowiedzUsuńA jaja mi się naprawdę podobają.
Wielka satysfakcja, po obywóch stronach. :)
UsuńAle fajne babki!
OdpowiedzUsuńNo i efekty ich pracy - całkiem niezłe. Mam nadzieje, że jesteś z nich dumna :)
Kinga
Dopisałam, bo widzę, że niewyraźnie zaznaczyłam, że, ozywiście, jestem bardzo zadowolona z ich efektów pracy. Tylko byłam zaskoczona, jak trudno im to przyszło. Łatwiej zwijały bazy pod wieńce na Boże Narodzenie.
UsuńPamiętam jak ja się męczyłam ze swoim jajkiem... A Pań z każdym spotkaniem więcej ! Zasmakowały :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że aż tak mocno się to nie rozwinie, bo nie podołam :) Ale samo spotkanie przesympatyczne :)
UsuńPodziwiam kreatywność i chęć uczestniczenia w takich warsztatach.
OdpowiedzUsuńOne też dla aspektu towarzyskiego przychodzą, zawsze to okazja do pogadania :)
UsuńWspaniale to wiklinowe jajo, az mnie korci, zeby cos takiego zrobic, ale skad tu wziac wikline.. .moze cos zastepczego poszukam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
A derenia nie ma w Japonii?
UsuńKiedyś zainspirowana i urzeczona wyrobami Małgosi, zaopatrzona w instruktarz z artykułu, nacięłam witek wikliny, derenia i wyszło wielkie nic. To wcale nie jest takie proste...
OdpowiedzUsuńDlatego jestem zwolenniczką wszelkich warsztatów, bo co pod okiem instruktora zabierze trzy godziny, to samemu może się ciągnąć bez końcowego efektu. A tak to na bieżąco można dokonywać korekty. Sama bardzo się męczę rozgryzając nowe czcionki, ciężko, gdy znikąd nie ma "ludzkiej" pomocy :)
UsuńChętnie sama takie wiklinowe jajo bym uplotła pod twoim kierunkiem Małgosiu. Tymczasem muszę zadowolić się wiklinową kulą, którą zakupiłam i w zależności od obchodzonych świąt dekoruję detalami. Pozdrawiam.Bożena
OdpowiedzUsuńKule też mam, ale na Boże Narodzenie :)
UsuńŚwietne są te Twoje warsztaty. Sama chętnie bym w nich uczestniczyła. Bardzo podoba się się to wielkie jajo, a babeczki wyglądają na bardzo zaangażowane i przejęte, tym co własnie tworzą. Świetnie, po prostu świetnie! Ściskam :)
OdpowiedzUsuńNo, masz do mnie żabi skok, tylko jaka wielka ta żaba musiałaby być, eh .......
Usuń