wtorek, 11 maja 2010

NIEDZIELNE ŚWIĘTOWANIE

Tak jak wspomniałam poprzednio i psy miały w niedzielę swoje święto. Nie ma to żadnego porównania z uroczystością religijną, jedynie czas akcji przypadł także na ten sam dzień, mianowicie smoki popołudniem doczekały się w końcu spaceru. A że i nam już bardzo brakuje oglądactwa, to chociaż małą namiastkę mieliśmy w postaci miejsca akcji, czyli mojego ukochanego Giaccherino. Mam wybitnego fioła na jego punkcie, więc Krzysztof tylko z lekkim zdziwieniem zapytał, po co znowu biorę tam aparat. No przecież zawsze można zajrzeć w zakamarki dotąd niewidziane, albo zobaczyć to samo w innym świetle. No przecież tam jest pięknie.

Żeby i wilk był syty i pies cały, albo odwrotnie, chwilę posiedzieliśmy u Marzenki a potem szwendaliśmy się razem z nią po chaszczach. Marzenka odważniej chodziła z nami na tyłach klasztoru licząc na to, że huncwoty wystraszą węże. Widać robiły to na tyle skutecznie, że żadnego nie zobaczyłam i mogłam ze spokojem zanurzyć się w soczystej wiośnie.
Na początek puszysta kalina. Ależ się pyszniła tymi kulistymi kwiatostanami.
Nachalnie w oczy pchają się róże. Powąchaj mnie! Zachwyć się mną! Ale którą?
Rzutem na taśmę odbyło się spotkanie z karczochami. To już ich łabędzi śpiew.
Bardzo nieśmiało swoje płatki rozprostowują maki, takie zwiewne, delikatne.
Czerń krzyży małego opuszczonego cmentarza, na którym chowano mnichów, znika niemal zagłuszona wybujałą zielenią.


Trawa jest tak soczysta, że Druso żarł jak opętany, co oczywiście szybko zakończyło się procesem odwrotnym.



Psy wyposzczone brakiem spacerów (deszcze, mnóstwo zajęć ich właścicieli) radośnie myszkowały wraz z nami.

Boguś na prostszych powierzchniach rozwijał swoje naturalne prędkości.
W celu uatrakcyjnienia pobytu czworonogom co pewien czas pokazywał się czarny kot.

Jednak wiosna to nie jest główny atut Giaccherino. Jestem absolutnie zaczarowana tymi murami, mogłabym aż do znudzenia wszystkich wklejać tu zdjęcia okien, drzwi, krużganków, wszelkich detali tego olbrzymiego klasztoru. No więc wklejam, ciekawe, czy wszystkie te detale już tu pokazywałam?


Ja tam jeszcze wrócę!


7 komentarzy:

  1. najlepiej kup ten nadzwyczaj piękny klasztor ! będziemy mogli Cię wtedy wszyscy odwiedzać ....


    a wiosna u Ciebie już z latem się zjednały , zastanawiam się co tam w towarzystwie maków robią róże które jakoś chyba dobrze kojarzą mi się z końcem lata ? co ?
    --------
    bajecznie :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. No to moze wreszcie zlapalas oddech po pracowitej wiosnie i Ty radosna i pieski zadowolone!

    A my, bo swietna fotorelacja!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiedzialam ze karczochy sa tak zdobne i moga urozmaici ogrod!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, dlaczego inaczej wyobrażałam sobie kerczochy. Myślałam, że są niższe, a tymczasem mają całkiem długą łodyżkę.
    Piękne okoliczności przyrody. U nas też wiosna już w pełni i można cieszyć oczy kwitnącymi jabłoniami, albo kasztanowcami. Po prostu ...trwaj chwilo, trwaj, jesteś taka piękna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nabycie na własność tego miejsca byłoby wyborne ale wiadomo. Pani Małgosiu jak dla mnie może tam Pani bywać i fotografować. Miejsce piękne i takie niespieszne. Kwiaty .. mnie urzekły maki i karczochy. Ogony też były zadowolone a o to też chodziło. Układ ścieżek, podcieni zachęca do spacerów, relaksu i marzeń. tylko krzyż przywołuje na ziemię.... Miejsce urocze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie, kwitnąco, zielono, wiosennie, ach! :))

    Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń