sobota, 29 maja 2010

W ŚWIETLE JUPITERÓW

Drugi dzień w Warszawie to dwa skrajnie różne spotkania. Ponad czterogodzinne z Marleną, moją czytelniczką (usiłuję znaleźć cieplejsze słowo i mniej oficjalnie, niż czytelniczka czy czytelnik, na razie bez powodzenia), która dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności akurat znalazła się w Warszawie. A że miała czas do pociągu a ja nie miałam ochoty na zwiedzanie Warszawy, a obydwie od pewnego czasu prowadziłyśmy ze sobą dość systematyczną korespondencję to ... Przegadałyśmy każdą wolną sekundę, poznałyśmy się jeszcze bliżej. Co rzeczywistość, to rzeczywistość, nie zastąpią jej żadne literki. Gdzieś pomiędzy rozmową udało nam się nawet pomóc czterem szacownym Włoszkom w dogadaniu się z kelnerem. Odprowadziłam Marlenę na pociąg a sama odebrałam książki zamówione w merlinie i poszłam do Empiku, gdzie padłam na krzesło i godzinę usiłowałam dać wytchnienie nogom. "Mądra" Małgosia chcąc oszczędzać kręgosłup ograniczyła ciężary zabrane do Warszawy do minimum, na to pojęcie nie załapały się wygodniejsze buty, więc dwa dni męczyłam moje stopy butami na obcasie.
Jako tako ochłonęłam i poszłam zasiąść w świetle jupiterów. Miejsce bardzo deprymujące, oficjalne, ne którym zasiadają wielkie sławy, a ja taką wszak nie jestem. Zrozumiałe więc, że nogi nieumiejętnie schowane za ławą trzęsły mi się jak osika. Tym razem część z moimi wypowiedziami skierowanymi do wszystkich była znacznie krótsza niż w dwa poprzednie dni. Mikrofon skutecznie grodził mnie od czytelników, więc większość pytań zadawało Wydawnictwo Feeria. Za to potem nastąpiła ta przemiła część, gdy twarzą w twarz spotykam się z okruchami ludzkich historii, z ich wdzięcznością za to, co robię, ze łzami wzruszenia, nie tylko z mojej strony. Aż trzy panie z mokotowskiego spotkania pojawiły się ponownie.
Byłam pod takim wrażeniem miejsca, że zapomniałam zacząć od miłego akcentu, czyli wręczenia świecy osobie, która zgłosiłaswój akces w  spotkaniu pod postem "Świecowo". Była to Pani o oryginalnym imieniu Mażena. Zapewne wyobrażacie sobie, jak miłe musi być widzieć rozpromieniony uśmiech obdarowanej osoby. Sama zostałam za to obdarowana przez Panią Mażenę bukietem kwiatów. Mnie też w tym mnomencie buźka jeszcze bardziej się rozpromieniła, bo przecież zwyciężczyni losowania idąc na spotkanie nie wiedziała, że wygra prezent ode mnie.
Wspaniale było też spotkaćc na nowo grupkę osób, o których jest mowa w drugiej książce, to ci, którzy przyjechali dwa lata tmu z księdzem Tomkiem na wakacje do Toskanii a ja ich mizernie oprowadziłam po kawałku Pistoi. Zastanawiałam się wtedy, czy się jeszcze kiedykolwiek spotkamy. Odpowiedź pojawiła się w Warszawskim Empiku. 
W kolecje do mnie ustawił się też mężczyzna bez książki, podszedł i powiedział "cześć Gosiu", po krótkiej chwili wysiłku przepalonych od intensywnego myślenia zwojów mózgowych rozpoznałam w nim kolegę z licealnej klasy. Przechodził i usłyszał w głośnikach mój głos, rozpoznał i podszedł się przywitać.
Pełna wrażeń jeszcze tego samego dnia wróciłam do Krakowa, gdzie czekały mnie wspaniałe atrakcje. O których w następnym wpisie.
Tutaj chciałam jeszcze podziękować Wydawnictwu Feeria za taki ogrom niezwykłych przeżyć, za całą moją dotychczasową przygodę, która raczej nie powinna się jeszcze skończyć, bo mamy wspólne plany, o których innym razem.
Cały czas jednak zastanawiam się nad tym, czy chciałabym częściej takich spotkań? Mimo, że emocje ze wszech miar pozytywne, ale nawet one wywołują u mnie nieprzyjemnie odczuwany poziom adrenaliny, czyli motyle w żołądku, nadmierne wybicie z toskańskiego spokoju i harmonii. Musi mi się to ułożyć.
A tym osobom, które poświęciły mi czas, które obdarowały mnie, Krzysztofa, a nawet psy!, prezentami z całęgo serca dziękuję. Nawet emipkowskim mikrofonom nie udało się zamaskować serdeczności, z jaką mnie przywitały.
I znowu dzięki wspaniałej Panii Zofii seria zdjęć. Tym razem mniej macham łapkami, bo mikrofon mnie skutecznie blokuje. Przyznam, że sama nie wiedziałam, że tylu części ciała używam do mówienia.


10 komentarzy:

  1. SUPER :)
    Cieszę się że masz to już za sobą !
    W wielkim świecie prezentujesz się znakomicie !
    Ale ja żałuje że nie byłam na tym bibliotecznym spotkaniu.

    A czy ktoś CI powiedział że gestykulacja dłońmi może być czarująca ? i może zaczarować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne te pantofelki!, dodały pani szyku, jak widac na fotkach prezentowała się pani bardzo, bardzo... Gratuluję kolejnego udanego spotkania z czytelnikami w stoliocy. Bożena

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja dalej żałuję, że nie udało mi się dotrzeć na krakowskie spotkanie ...

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja niczego nie żałuję i jestem przeszczęśliwa, że dane mi było spotkać się z Tobą Małgosiu. Cudne 4 (a właściwie to chyba nawet 5) godziny! Bardzo serdecznie pozdrawiam i... A PRESTO!!!
    Marlena

    OdpowiedzUsuń
  5. Cisnie mi sie tylko jedno krotkie slowko "WOW" !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję udanych spotkań!! Zazdroszczę Marlenie i wciąż mam nadzieję na jakieś,kiedyś kolejne w Trójmieście... Pozdrawiam serdecznie
    Gdynianka

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, wow, wow! I ja zazdroszczę, szkoda, ze nie mogłam tam być.

    Pozdrawiam serdecznie z Trójmiasta!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję. Kwiatki były za skromne do okoliczności.W EMPIKu nie było za dużo pytań, Pani snuła bajeczną opowieść. Miałam wrażenie, że słuchającym "opadły szczeki". Wszyscy chłonęli treść i nic innego nie istniało. To było jak magia. Pojawiła się wspaniała więź. Szkoda, że tak mało czasu. Może następnym razem. Wszystkiego najlepszego.:)

    OdpowiedzUsuń
  9. O tak, jest co wspominać! Małgosiu, prawie wcale nie było widać po Tobie zdenerwowania, tak wspaniale panowałaś nad sobą. Zresztą przez chwilę nie było Cię widać wcale bo ukryłaś się nam za wielkim bukietem frezji, które dopiero po jakimś czasie ktoś postawił na podłodze.
    Mam nadzieję, że za bardzo Cię nie zmęczyłyśmy no ale pewnie nieprędko będzie okazja, żeby się z Tobą znowu spotkać.
    Dziękuję za wszystkie doznania, zwłaszcza biblioteczne.
    Pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń