wtorek, 27 lipca 2010

CZAS PRZYGOTOWAŃ

Przyjaciółki ruszyły pociągiem tym razem na zachód od Pistoi. Po moich namowach stwierdziły, że jednak Pizy nie należy omijać, a wręcz obowiązkiem jest ją zobaczyć.
A ja w tym czasie szalałam sprzątając, układając kwiaty w kościele i szykując jedną potrawę na następny dzień, o czym wspominałam już na blogu, bo robiłam jeszcze pomiędzy tym wszystkim wpis na blogu o średniowiecznej niedzieli i kończyłam prezent dla Krzysztofa.
Z kwiatami miałam tym razem dużą łatwość, bo dostałam do dyspozycji dość sporą ilość pieniędzy (50€), które zostawili w darze Kalabryjczycy. Nie udało mi się wydać wszystkich ze względu na niewielki asortyment kwiatów przywożonych przez obwoźnego handlarza. Wystarczyło 30€ i taki pomysł, by malować kwiatami, bawiłam się więc barwami i zestawiałam je w kompozycje. Ja jestem zadowolona, proboszcz awansu nie obiecał, bo powiedział, że na szczeblu tej kariery zaszłam już najwyżej, ale bardzo mnie pochwalił, więc i ja się chwalę :)

2 komentarze: