wtorek, 23 sierpnia 2011

BARWA SIERPNIA

W przeprowadzonej ankiecie wśród połowy mieszkańców plebanii barwą miesiąca okazała się czerwień o symbolu "P", czyli pomidorowa, pachnąca, pyszna, przecierowa i przeobfita.
Zachciało mi się, to mam, chyba z 5 odmian. Podejrzewam, że w ogrodzie warzywnym pysznią się pomidory San Marzano, daktylowe, malinowe i...? Jeszcze kilka sezonów i nauczę się, które do czego są najbardziej zdatne. Na razie porobiłam sosy warzywno-ziołowe, zwykłe przeciery oraz pelati, czyli w całości, bez skórek. Wniosek jest jeden: w sierpniu należy być w domu, żeby czerpać z obfitości własnej produkcji warzywnej :) Zupełnie niechcący tak to wyszło, bo urlop nie został zaplanowany ze względu na spodziewany remont, który nie nadszedł. Wyjedziemy chociaż na trochę we wrześniu, ale niedaleko od domu, bez wielkiego zwiedzania, bo brakuje mi zeszłorocznego zaszycia się z książkami i przyborami rysunkowymi oraz malarskimi. Nawet i teraz zwiedzanie zostało wstrzymane, o czym pisałam w komentarzu pod poprzednim wpisem. No się nie da! Musi spaść odrobinę temperatura. Ale na osłodę poczęstujcie się naszymi owocami z ogrodu. Jest ich mniej niż pomidorów i dlatego zmieściły się na mniejszym półmisku.
Obiecuję też nadrobić pewne zaległości blogowe, trochę tego mam w zanadrzu.

35 komentarzy:

  1. pychota!! a ja dzis rano zbieralam pomidory, figi, baklazany, brzoskwinie w Valdibure. lato to piekny okres warzywno-owocowy, szczeoglnie dla wegetarian!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lato, lato! Kolorowe i apetyczne.
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  3. Lada moment i pod ten wpis podepnie się stała komentatorka, Pani Małgorzata Kistryn, która wklei kilka swoich linków i sprostuje nazwy pomidorów użyte w tekście.
    Tym sposobem wszyscy czytelnicy będą mogli jak zwykle docenić jej powalającą wiedzę na każdy, nawet niezadany temat.
    To byłam ja, Ewa Parmacotta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak piekne tak smaczne te wszystkie owoce i warzywa, ktore nam zaserwowlas :)

    Z lekkim uczuciem zazdrosci, ze masz sloneczko i ciepelko, a u nas niestety dzisiaj pada...

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pokusa, pobudzenie, podniebienie..

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj! Tak! Mażenko :)
    Olu, zapewniam Cię, że dużo mięsożernych także lubi letnie warzywa, to także dla nich szczególnie piękny warzywnie czas :)
    Wildrose, niedawno rozmawiałam przez telefon z kimś z blisko Trójmiasta, więc wiem, że macie fatalną pogodę, obiecałam podesłać więcej słońca. U nas jego nadmiar, i to taki obezwładniający.
    Parmacotta witaj:) Myślę, że Małgosia już zrozumiała zbytnią nakładkę treściową w komentarzach.
    Skądinąd cieszę się, że nie ja jedna odczuwałam ich pewną niestosowność, bo już myślałam, że cierpię na jakąś egocentryczną nadwrażliwość autorską.

    OdpowiedzUsuń
  7. To prawda, pomidory dojrzewające w takich warunkach pogodowych wyglądają, pachną i smakują bosko :) Jeszcze kilka dni temu miałam okazję skosztować takich z ogrodu. Raj na ziemi :) Nie doczekałam się niestety świeżych fig, które podobno pojawiły się w sklepie w dniu mojego wyjazdu z Toskanii :(
    Bardzo apetyczne zdjęcia...

    OdpowiedzUsuń
  8. A może jakiś przepisik na sos pomidorowy? Chętnie skorzystam, bo ostatnio jak robiłam to wyszedł trochę rzadki,chyba za mało odparowałam. Pozdrawiam z pomidorowego Szczecina Iwona

    OdpowiedzUsuń
  9. Kasiu, a to faktycznie szkoda, że się na figi nie załapałaś, ale one co rok kwitną, więc... :)
    Iwonko, ja to na oko do gara wrzucam, co mi pod rękę podejdzie, np. cukinię, kilka łodyg selera, natkę pietruszki, tymianek, czosnek, pod koniec liście bazylii. Solę i pieprzę na końcu. Wcale wielce nie odparowuję, bo gdy przepuszczę pomidory i dodatki przez młynek do przecierów (takie połączenie durszlaka z korbką), sos sam robi się gęsty. Przecieram najpierw na dużych dziurach, potem zmniejszam sitko na takie, które pestek pomidorowych nawet nie przepuści. Staram się bardzo krótko podgrzewać pomidory, bo wtedy lepiej zachowują aromat. Ale podpowiem, że do odparowywania, np. dżemów, używam maszyny do chleba.

    OdpowiedzUsuń
  10. Parmacotta rulezzz :)))
    To byłam ja, Kinga z Krakowa!

    OdpowiedzUsuń
  11. To cóż, że jeść ja będę zupy i tomaty,
    Gdy pomnę wciąż wasz świeży miąższ
    W te witaminy przebogaty. Addio, pomidory, addio, utracone,
    Przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł. :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. O tak! Dlatego nie śmiem narzekać, tylko cierpliwie zbieram czerwień do koszyka a potem zapraszam ją do słoików :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdjęcia tak cudne że aż ślinka cieknie :)))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojej! To ja się figą wirtualnie poczęstuję. :)
    Małgosiu, a jak robisz pomidory pelati? A konkretnie czym zalewsz?
    Ja z kolei co roku, przerabiam na początku września, 80kg pomidorów na przecier. Ale robię "czysty" i na bieżąco doprawiam wg potrzeb. Pracy trochę jest, ale potem jak znalazł. :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  15. No właśnie w tym problem z tymi pelati, że przeryłam kilka przepisów na włoskich stronach i nigdzie się ani słowem nie zająknęli o zalewie, więc ja ufnie zrobiłam bez i teraz obserwuję słoiki z lekkim niepokojem. Pomidory po obraniu i dodaniu listków bazylii włożyłam dość ciasno do słoików i zapasteryzowałam, po wyjęciu miały własny sok, ale nie pokrywał on całego warzywa. W puszkach ten sok jest właściwie jak przecier, a u mnie wygląda jak osocze.
    Dzielna jesteś z tymi pomidorami!

    OdpowiedzUsuń
  16. O mamma mia! Zaczynam mieć przy Was kompleksy!
    Ja po niegdysiejszym robieniu powideł śliwkowych ze śliwek, którym nie oddzielały się pestki, miałam bąble na rękach (od przecierania) i wszystkie garnki pełne tego czegoś. Od tamtego czasu robię po dwa-trzy słoiki jednego rodzaju. Mam dzięki temu poczucie wielkiej gospodarskiej zapobiegliwości :))))))). No i nie stoję przy garach.
    Chociaż z drugiej strony, jak widzialam te Twoje pomidory, Małgosiu, to wiem, że grzechem byłoby ich nie przetworzyć.
    No, w każdym razie - chylę czola.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  17. Zdjecia jak zwykle piekne, pomidory uwielbiamy. Przeciery robilam do momentu, kiedy odkrylam San Marzano importowane z Wloch.Pozdrawiam, Mila

    OdpowiedzUsuń
  18. Witam Panie,
    postanowiłam się odezwać w obronie Pani Małgorzaty od dębów korkowych. Jestem przekonana, że podzieliła się wszystkim, co wiedziała z dobrego serca, nie z chęci "szpanowania" wiedzą, przemądrzania się, zarzucania statystykami itd, tak jak odebrała to Autorka bloga i parę innych osób. To umysł ścisły (fizyk-widać, kiedy się kliknie na nazwisko) i myślę, że dla niej tego typu wiadomości to jak dla Pań wrażenia artystyczne. Ja akurat jestem humanistką-iberystką, dęby korkowe znam z okolic Toledo, ale wiadomości szerszych o nich nie posiadam i chętnie przyswoiłam to, co napisała pani Małgorzata. Myślę, że niepotrzebnie się Panie oburzyły i obawiam się, że zrobiły dużą przykrość Bogu ducha winnej osobie - przecież jej komentarze nie były złośliwe. Pozdrawiam. Ewa z Kalisza.

    OdpowiedzUsuń
  19. Witam Pani Ewo postaram się odpisać i może trochę wyjaśnić. Bardzo długo unikałam zbyt dosłownej reakcji i cierpliwie czytałam wiele komentarzy Małgosi. Pokornie przyjmowałam wytykane mi błędy, zawsze je poprawiałam w tekście. Z czasem jednak pisząc tekst lękałam się, co też tym razem zostanie mi wytknięte, czy w jakim kierunku pójdzie dyskusja, na ile odciągnie od wyrazu, który chciałam nadać danemu wpisowi. Zapewne jestem przewrażliwiona na punkcie formy, ale to chyba naturalne przy moim zawodzie? Zresztą każdy chyba ma poczucie własności wobec tworzonych przez siebie tekstów, zdjęć, czy innych prac. Nie chodzi mi o to, by komentarze wyrażały tylko zachwyt, ale też nie widzę tu za dużo miejsca na uzupełnianie czy rozwijanie tematu, bo to mój blog i tekst, który wstawiam nie powstaje z przypadku. Podczas pracy nad blogiem często rezygnuję z uzupełnienia czegoś, by nie przegadać, by się nie rozdrobnić, co przy moim gadulstwie jest bardzo trudne. Proszę więc sobie wyobrazić, że zdarzało się, iż informacja, z której opisania rezygnowałam, pojawiała się jednak w komentarzu. A co do dębu korkowego, to ja się z nazwy ucieszyłam, że ją poznałam, choć zapewne i to niewiele zmieniało, gdyż najbardziej interesowała mnie barwa obdartego z kory drzewa. I to ona miała podkreślić nastrój, jaki mi towarzyszył podczas jazdy przez dzikie ostępy.
    Próbowałam już raz kiedyś to delikatnie wyjaśnić, ale nic to nie dało. Jeśli i teraz to nie jest jeszcze jasne, to ja już lepiej nie umiem, ale proszę, by na ten temat nie rozwinęła się tu dyskusja. Jeśli ktoś jeszcze chciałby coś napisać, to poproszę o napisanie maila. Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Pani Małgosiu,
    w takim razie przepraszam - rzadko czytam komentarze, na ogół po prostu Pani wpisy, więc nie wiedziałam, że pani Małgorzata wcześniej w ten sposób się udzielała, mimo Pani delikatnych sugestii. Nie chcąc rozwijać dyskusji, powiem tylko, że w takiej sytuacji rozumiem Pani oraz Czytelniczek reakcję, chociaż ja chyba mimo wszystko powstrzymywałabym się od zgryźliwych komentarzy (to oczywiście uwaga nie do Pani), bo się robi mało sympatycznie i nagle z takiej cudownej podniebnej blogowej atmosfery człowiek się zderza z brutalną rzeczywistością ;). Przepraszam za zamieszanie i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ależ kolory! Piękne,soczyste pomidory, pachnace słońcem ,to jest to!
    Pozdrawiam Małgosiu!:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Witaj Małgosiu,
    cieszę się z komentarza Pani Ewy z Kalisza. Piszę w komentarzach tylko wtedy gdy w tekście bloga postawiono jakieś pytanie lub doszukałam się nieścisłości bo sądzę, że niektórzy czytają bloga, lub na niego natrafiają interesując się Toskanią.
    Dziwi mnie Małgosiu taka reakcja, Twój lęk,że taki komentarz coś ujmuje Twojemu blogowi albo zmienia jego wydźwięk, komentarze to tylko komentarze, a blog pozostaje przecież nienaruszony.
    Wiesz Małgosiu dobrze, że uwielbiam Włochy i dokładnie dlatego też pomogłam spontanicznie od serca w promocji Twoich książek w Krakowie, namawiając nawet osoby pracujące w Instytucie Kultury Włoskiej do spotkania autorskiego z Tobą. Twoje reakcje na moje komentarze naprawdę mnie dziwią....
    nie będę rozwijać tego co sądzę, moje komentarze pozostaną zawsze merytoryczne, ścisłe. Jeśli robią się czasem ciut dłuższe to tylko dlatego, że gdy zaczynam mówić, pisać o ukochanej Italii czasami może nie wiem kiedy skończyć....
    pozdrawiam serdecznie,
    m

    OdpowiedzUsuń
  23. Hm... trochę mi się nie podoba takie wypominanie. Albo robię coś, bo to lubię, bo lubię kogoś, dla kogo to robię, bo sama się jakoś w tym realizuję, bo mam w tym za każdym razem jakąś swoją przyjemność.
    Okropnie bym się czuła sama z sobą, gdybym komukolwiek potem wyliczała w detalach co i ile zrobiłam. Podobnie jak niemiło poczułam się czytając te Pani wyliczanki. Dla mnie to dość odstręczające i mam nadzieję, ze nigdy wobec nikogo tak się nie zachowam.
    BTW - ja myślę, że na spotkanie autorskie z Małgosią nikogo nie trzeba było namawiać. I wiem, bo byłam na tym spotkaniu, że osoby, które tam przyszły (z własnej nieprzymuszonej woli lub namówione) z pewnością wyszły stamtąd bardzo zadowolone. Pamiętam przemiłą atmosferę spotkania, gotowość Małgosi do rozmów, obszerne i interesujące odpowiedzi na pytania, jej wiedzę, swadę i polot.
    I z pewnością żadna w tym Pani zasługa.
    Tak się zastanawiam, i piszę to zupełnie bez złośliwości: czemu Pani nie spróbuje prowadzić własnego bloga w Pani własnym stylu? Ma Pani wiedzę, swój sposób widzenia rzeczywistości, swoją miłość do Włoch.
    Pozdrawiam,
    Kinga z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo przepraszam, że sie wtrącę, bo mieliśmy już nie dyskutować na ten temat na blogu Małgosi, ale...
    Kinga ma stuprocentową rację. Komentarze Pani Kistryn stawały sie nie do zniesienia (mimo ich suprocentowej merytorycznej poprawności), a ostatni wpis woła o pomstę do nieba!!! Pani Małgorzato Kistryn, czy Pani naprawdę nia ma żadnego wyczucia taktu? Jeśli chce Pani dzielić się swoją niewątpliwie wielką wiedzą o Italii, to proszę założyć własny blog i zdobyć własnych czytelników. Nie dziwię się Małgosi, że czasami wręcz "obawia się" tworzyć kolejne wpisy, skoro wie, że zaraz wszytsko zostanie poprawione, uzupełnione i przegadane... Dlatego też Pani Małgorzato Kistryn, proszę pamiętać o tym, że czasami mowa jest tylko srebrem, zaś milczenie złotem... Pozdrawiam, Aleksandra z Katowic

    OdpowiedzUsuń
  25. Merci Aleksandro. Dołożyć coś jeszcze czy przemilczeć w imię świętgo spokoju...
    Jeden R zawsze mówi:" zanim coś zrobisz zastanów się jaki skutek tym osiągniesz. No chyba,że jęzor Cię świerzbi bo jesteś przekonana,że masz rację, broń jej."
    Uważam,że PMK swawoliła tu sobie,gdyż była to jedyna szansa, by zaistnieć. Z czystej ciekawości weszłam raz na JEJ blog...ziewam...
    Nie podpinamy się pod innych proszę Państwa, tworzymy sami wiekopomne dzieła!
    Pomodorki,fragolki i fikki-paluszki lizać! Co jeszcze oprócz dżemu z fig można zrobić?
    Parmacotta

    OdpowiedzUsuń
  26. Przepraszam Małgosiu, że drążę temat, ale wypowiem się krótko: Kinga trafiła w sedno (moim zdaniem)cytuję: "nadmiar informacji encyklopedycznych i statystycznych zwłaszcza w takim blogu, odziera blog z urody. Mnie by zupełnie zadowoliło nazwanie tego drzewa. I już :)"
    Mnie również.
    A w kwestii owoców: dojrzewają teraz jednocześnie truskawki i figi? Jakaś późna odmiana tych pierwszych? Dla mnie truskawki to już wspomnienie tego lata, u mnie teraz królują maliny i jeżyny.
    Eugenia

    OdpowiedzUsuń
  27. Truskawki dojrzewają mi właściwie na okrągło. co kilka dni zgarniam taką garść. Nie mam pojęcia, czy to jakaś specjalna odmiana. Cztery lata temu kupiłam dwa krzaczki w doniczkach, tak dla ozdoby. No i się rozrosły do grządki :)
    Parmacotta, jestem kuchenny cienki bolek, ale jest taka dziewczyna, co pisze bloga "italiaodkuchni" i ona tam podaje wiele smakołyków z figami. Ja po prostu lubię figi na surowo, więc nawet nic z nich nie kombinuję.

    OdpowiedzUsuń
  28. Tak sobie dumam czy jak przyjadę w połowie września dane mi będzie skosztować tych delicji w postaci świeżych fig? Nigdy na nie nie natrafiłam na targu albo ich nie szukałam :-) W Pistoi środa i sobota?
    Pozdrowionka Małgosiu i czekam z niecierpliwością następny wpis!
    Niech żyje Kinga vel Parmacotta!

    OdpowiedzUsuń
  29. Parmacotto, oto odpowiedź:
    Z fig produkuje się sok, który działa wzmacniająco na serce i naczynia wieńcowe, jest on także z powodzeniem stosowany w leczeniu anemii. Konfitury i odwary z "owoców" zalecane są w przypadku nieżytów żołądka i zaparć, wywar z liści stosowany jest przy kaszlu i przeziębieniach, a sok mleczny do leczenia ran. Mieszkanki niektórych krajów afrykańskich uważają również, że ten sok leczy bezpłodność i sprzyja laktacji.
    Świeże figi zawierają od 12 do 25% glukozy i fruktozy, witaminy C i z grupy B oraz karoten. Są bardzo bogate w sole mineralne, zawierają m.in.: potas, wapń, magnez i fosfor. :-)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  30. ...i są pyszne! :)))
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  31. O kurka! Lecę zrywać resztki z drzewa! I wcale nie myślę o bezpłodności czy laktacji, he he he.
    Myślę, że masz szanse jeszcze załapać się na figi. Zawsze sezon na dany owoc jest dłuższy od tego we własnym ogrodzie:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Soczysta czerwien rzuciła mi się w oczy i normalnie nie zauważyłam fig, które ubóstwiam!
    Ach,ależ bym zjadła z chęcią. Są takie mięciutkie i soczyste. Ostatni raz jadłam rok temu we Włoszech. U nas nie znalazłam ... :( A jak widziałam to były brzydkie.
    Szkoda, bo tak je lubię.

    Ściskam Małgosiu:*

    OdpowiedzUsuń
  33. Uwielbiam pomidory, odmiana daktylowych to moje ulubione. W sklepach szukam odmian włoskich. Figi najlepiej smakują rwane prosto z drzewa, podobnie jest z innymi owocami czy warzywami.Kolejny post przeczytałam i komentarze też:-((( Bożena

    OdpowiedzUsuń
  34. Żaden komentarz nie może zepsuć pani bloga. Posty są przemyślaną, wypracowaną całością, a komentarze pod nimi to... życie. Dobrze, że to życie jest. Nic gorszego niż "pusty" blog albo tylko kółko wzajemnej adoracji przy nim. Inspiruje pani i pobudza do aktywności różne umysły, ścisłe i mniej ścisłe :) Sama się sobie dziwię, że zaczęłam tu czytać również komentarze - ale one tyle mówią o ludziach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest, ale proszę pamiętać, że jeśli przyjdzie Pani na ciekawy wykład, a potem w wypowiedziach publiczności temat zostanie sprowadzony na inne tory, to ludzie to także zapamiętają, a jakaś zajadła dyskusja może nawet odciągnąć zupełnie uwagę od tego, o czym autor chciał powiedzieć. Ja się cieszę z konstruktywnych komenatrzy, ale nie z uzupełniania o treści, które sama świadomie pomijam.

      Usuń