piątek, 17 lutego 2012

CO MA GAUDI DO WIATRAKA?

Wenecja i Gaudi?
Dla mnie ścisły związek, bo gdyby nie ten drugi, to tej pierwszej bym nie zobaczyła ...
Tu jeszcze nie będzie o samym pobycie, bo on trwa, na razie mam niezły mętlik w głowie. Ale koniecznie chcę przedtem opowiedzieć, jak długo czasami czeka się na realizację marzeń.
W 1997 roku pracowałam jeszcze w szkole, ale popołudniami prowadziłam dodatkowe zajęcia na prośbę ośrodka kultury, do którego przeszłam pracować w tymże roku. Za zarobione pieniądze wykupiłam tanią wycieczkę do Hiszpanii. Po drodze było półtora dnia w Paryżu, potem 7 dni na kempingu. Barcelona była o godzinę drogi od miejsca, w którym nas ulokowano. I to ona zdecydowała o wyborze oferty biura podróży. Bo Gaudi to była wtedy moja wielka pasja i taką zostało (szkoda, że nie ma go w Toskanii,hi hi hi).
W drodze powrotnej zobaczyliśmy budzące się ze snu Monako, a następnego dnia podarowano nam chyba dwie godziny w Wenecji. Coś w ogóle zostanie po takiej wizycie? A jednak. Odłożyła mi się w duszy tęsknota. Samych wrażeń mało. Cieniem wtedy kładł się totalny brak pieniędzy, gdyż w kantorze w Hiszpanii nie mieli lirów, więc ja tam zrobiłam spożywcze zakupy dla moich kompanek podróży, a one z kolei sponsorowały mi włoski fragment wycieczki.
No i maski!
Maski, których sztukę powstawania znam już od 1994 roku. Trzeba cofnąć się do studiów podyplomowych i osoby rewelacyjnego lalkarza Bronisława Trytki. Mieliśmy to niebywałe szczęście mieć z nim zajęcia, na których wszyscy, czy to poloniści, czy plastycy, zrobili maski według tradycyjnych weneckich metod.
Zarażałam tym potem dzieciaki. Na tyle skutecznie, że zabierały maski do domu, by je pracowicie wygładzać aż po efekt porcelany. Bezwzględnym atutem było to, że formy powstawały z twarzy twórcy przyszłej maski. Sama też ich trochę stworzyłam, lecz te najbardziej efektowne nie dotarły ze mną do Toskanii. Nie mam pojęcia, co się z nimi stało. Zapewne gdzieś porozdawałam.
Już prawie pięć lat mieszkam w Toskanii i ciągle "męczyła" mnie wcale nie tak daleka Wenecja, pociągiem tylko trzy godziny.
Postanowiłam jednak, że wyjazd do niej ma jednocześnie zaspokoić niedosyt po pierwszym pobycie oraz dać upust mojej fascynacji maską i kostiumem.  Czyli miała to być Wenecja podczas karnawału. Taaaa!
Zimowa pogoda bywa kapryśna, a ostatnio temperatury we Włoszech nie przypominały pory deszczowej z poprzednich lat. Jechać, nie jechać - oto jest pytanie! Czekałam aż prognozy pogody staną się na tyle wiarygodne, by podjąć ryzyko. Czekanie z kolei powoduje trudność w znalezieniu miejsc noclegowych. Wszystko prawie już zarezerwowane.
Przekopałam mnóstwo stron, hostele z wieloosobowymi salami odpadają, bo chyba bym żadnej nocy nie przespała. Jedynki już powychodziły. To znaczy takie jedynki, żeby były w zasięgu mojego portfela. Następnym kryterium było położenie - chciałam jak najbliżej Piazza San Marco.
I znalazłam!
W sobotę zarezerwowałam, ale pokój małżeński, na uliczce równoległej do Piazza San Marco. Z okna widzę słynną dzwonnicę.  Hotel mały i czysty, przemiła obsługa.
Na kostium nie było już czasu, ale od momentu podjęcia decyzji zabrałam się chociaż za zrobienie maski, która teraz dzielnie mi towarzyszy w snuciu się po Wenecji. Musiałam z nią tu przyjechać, do źródła tej mojej chyba dotąd Wam nie wyjawionej pasji.




15 komentarzy:

  1. Wspaniała przygoda, jakbym widziała siebie na Piazza San Marco z maską na twarzy zrobioną przeze mnie i wygładzoną do efektu porcelany:)

    Niezwykłe zakończenie karnawału:)
    Życzę wielu wrażeń:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu zyczę wspaniałego czasu ! Na pewno będzie wspaniały,biorąc pod uwagę,gdzie jesteś.
    Fajnie dowiedzieć się o Twojej kolejnej pasji.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jednak marzenia się spełniają.
    Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale numer:)
    Cudowny!!!

    Tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wenecja :) Też zwiedzałam ją w biegu, mając chyba ze 3 godziny tylko. Byliśmy dzień po karnawale i pozostał ogromny niedosyt. Na szczęście to nie koniec świata i z pewnością tam wrócimy. To była moja pierwsza wizyta we Włoszech, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia i posmakowania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Marzenia się spełniają i oto dowód, że nie należy w nie wątpić! Wszystko ma swoje miejsce i swój czas.
    Jedynie czego nie wolno tracić to nadziei i pogody ducha. Zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
  7. Małgosiu, życzę wielu wrażeń z pobytu w cudownej Wenecji.To niezwykłe i magiczne miasto.Ciągle jestem pod urokiem tego wyjątkowego miejsca na Ziemi.Zawsze chętnie wracam do Wenecji, tymczasem tylko wspomnieniami.Czekam niecierpliwie na dalsze relacje.Pozdrawiam.Bożena

    OdpowiedzUsuń
  8. Wenecka maska, Plac św.Marka, gondole i ten różowy blask...brzmi jak piękny sen. Życzę ogromu wrażeń. Już się cieszę na kolejne wpisy:)
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  9. Gaudi zarezerwowany dla Katalonii. Włosi i tak mają pod dostatkiem luksusow historii:) A ja mam do Barcelony 250 km i jeździmy tam czasami na lunch połączony z kolacją. Fajnie, co? Zawsze się przejdziemy Passeig de Gracia, a ja wolę Barri Gothic.
    Marzenia się spełniają, jak naprawdę dąży się do ich spełnienia.A nie wszyscy mają na to wytrwałość, która często związana jest z rezygnacją na rzecz czego innego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem właśnie po lekturze Tajemnicy Gaudiego :), której wciąż szkoda mi oddać do biblioteki :) i podziwiam teraz Wenecję, też miałam swój epizod weneckiego karnawału, ale w Wenecji alpejskiej :).
    może kiedyś uda mi się trafić do tej właściwej, bo mam już upatrzone miejsce w łazience na taką klimatyczną fotkę :)
    pozdrawiam cieplutko
    Jo.

    OdpowiedzUsuń
  11. Małgosiu, baw się dobrze! :)))))
    Ja też kiedyś zaczynałam od marzeń o karnawale w Wenecji. Akurat tego nie udało mi się zrealizować, ale - nic straconego.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  12. Miło (i śmiesznie) czasem poczytać o cudzych życiach chwilami równoległych do własnego (mam na myśli pasje, zachwyty, spotkania i miejsca
    :)))
    Też mam słabość do masek weneckich (choć te robione dla turystów w Wenecji to... wiadomo, "wyroby regionalne dla turystów" ), najlepiej zrobić samemu (mówię z własnego doświadczenia).

    Wenecja jest cudowna, na każdych moich włoskich wakacjach jest (oprócz Toskanii i Rzymu) punktem obowiązkowym. Niestety, wymaga czasu, żeby się nią nasycić, żeby po przeczołganiu przez tłumy turystów, wydeptujących swoje stałe turystyczne ścieżki, i po zaliczeniu punktów obowiązkowych, dotrzeć do mniej uczęszczanych miejsc, uliczek, zaułków, opłynąć kilka cichych a cudnych wysepek...

    A Gaudim i ja jestem zachwycona, i gdy wybrałam się na wycieczkę do Hiszpanii z niecierpliwością czekałam na spotkanie... niestety, pilot dał nam pół godziny na park Guell, Sagradę Familię pozwolił obejrzeć tylko z zewnątrz, obok Casy Mila tylko przejechaliśmy... rozpacz! Na muzeum Prado dostalismy 3 godziny! Tylko wściekłość sprawiła, ze nie pomyslałam, aby dać to do księgi rekordów Guinnessa!

    Przepraszam, że się rozpisałam, ale też jestem teraz w temacie masek i Wenecji.

    Pozdrawiam serdecznie imienniczkę, życząc pięknych wrażeń w Wenecji :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Małgosiu, podczytuje i podczytuję, nawet książki mam:)
    Teraz dołączam do grona obserwatorów - będzie łatwiej:)
    Wiesz, ze byłam podczas karnawału w Wenecji? Cuda..., cuda..., cuda i ludzie tak niesamowicie poprzebierani - aż nie chce się wierzyć jak cudownie i niezwykle wykwintnie potrafią się bawić tradycją...
    Wspaniałego czasu, tylko ubierz się ciepło!
    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzień Dobry :)
    Trafiłam tu przez innego toskańskiego bloga Polki. I jak się cieszę i jak ja lubię takie "sznureczki"!
    W końcu muszę coś napisać, bo przeszły mnie ciarki właśnie: wczoraj "marudziłam", że tak pragnę Toskanii, a chcę i chcę powtórzyć i to porządnie Wenecję i jak to możliwe?
    Lubię takie zbiegi okoliczności i czekam na więcej :)
    Maska bajkowa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja też trafiłam pierwszy raz do Wenecji, wracając autokarem z Barcelony! Kierowca musiał mieć obowiązkowy, chyba 8-godzinny postój. Zakochałam się i wracałam do niej kilka razy-ale wciąż przede mną dłuższa wizyta, połączona ze zwiedzaniem wnętrz, a nie tylko bieganiem po uliczkach. Bardzo też podobały mi się Murano i Burano, Torcello troszkę mniej. Pięknych wrażeń! Czekam niecierpliwie na relację.

    OdpowiedzUsuń