niedziela, 23 września 2012

OSTATNI DZIEŃ WAKACJI

To było dwa tygodnie temu, ale siedzę nad dużym projektem i nie wyrabiam się z pisaniem. Nowe wpisy pojawiają się raczej w ramach przerwy, żeby zająć się czymś innym. O projekcie na razie nic nie napiszę, ale z chęcią wrócę do niedzieli 9 września.
Zaczęliśmy od Mszy św. - po Bożemu! Najlepiej tam, gdzie można zatopić się w mistycyzmie, czyli w Sant'Antimo.
Podczas Mszy św. jedna para z pobliskiego Castelnuovo dell'Abate po 50 latach odnowiła śluby małżeńskie. Gdy podczas ślubowania Niemłodej Pani zaczął drżeć głos ze wzruszenia, ludzie zgotowali jej głośne owacje.
Miłe, ale do Sant'Antimo pasuje mi raczej wyciszenie, zapach kadzidła, wstęgi światła, obraz mnichów składających obrus na ołtarzu.
Do poczucia szczęścia wystarczy mi wpatrywanie się w kapitele kolumn.
Jak zwykle, miałam problemy z wyjściem.
Ale dzień czekał.
A zaraz za drzwiami czekała na mnie ... moja imienniczka, która poprosiła mnie o autograf. Ajajaj! Co za spotkanie!
Pani Małgorzato! Serdecznie pozdrawiam Panią i Męża, oraz, oczywiście, koleżankę, także Małgorzatę, którą zacytowałam na okładce książki.
Po Sant'Antimo wróciliśmy do Montalcino, by tam spróbować obiadu w lokalu, który poprzednio zastaliśmy zamknięty. Zapowiadało się, że i tym razem odejdziemy głodni, bo lokal przeżywał oblężenie. Na szczęście rodzina obsługująca gości uwijała się jak w ukropie i szybko zwolnił się jeden stolik. Mój obiad okazał się wyglądać niemal jak polska potrawa, były to smażone pulpety z gotowanymi ziemniakami i sałatą. Za to Krzysztof zaszalał, ze skutkiem go bardzo zadowalającym - zamówił flaki w szafranie. Jeśli flaki, to ja uciekam! On wręcz przeciwnie.
Obiad smaczny, bez zbędnego oczekiwania na potrawy, obsługa przemiła, lokal przytulny, wręcz ciasny. Szczerze polecam więc:
Mimo pięknej pogody, nie pozostaliśmy w Montalcino, bo na ten dzień wymyśliłam wgryzienie się w Val d'Orcię.
Jedno miejsce na razie specjalnie pominę, bo chcę mu poświęcić osobny wpis.
Dojedźmy więc od razu do Pienzy. Tam miałam w planie zwiedzenie Pałacu Piccolominich oraz Pieve di Corsignano.
XV wieczny Palazzo Piccolomini z jednej strony uwodzi autentyzmem, wieloma zachowanymi rodowymi pamiątkami, a z drugiej budzi pewien rodzaj smutku. Jakoś tak w nim ciemno, wyraźnie dom zakończył swój żywot wraz ze śmiercią ostatniego właściciela. Miejsce zwiedza się ze słuchawką, z której odtwarzany jest opis obiektów, po pomieszczeniach chodzi się w grupie, a pan z obsługi pokazuje kartki z odpowiednim numerem pokoju, do którego wchodzą zwiedzający. Ambitne zajęcie! Widać, że nie bawi go ta funkcja.
Za to potem zaczepiony przez Krzysztofa rozgadał się z chęcią wytrawnego plotkarza. Ale o kim plotkował? O Piccolominich!
Dowiedzieliśmy się, że ostatni mieszkaniec pałacu Piccolomini, już i tak z bocznej gałęzi, jeszcze przed wojną stracił żonę, z powodu choroby. Podczas wojny w wypadku lotniczym pod Neapolem zginął jego jedyny syn. Został sam w ponurym budynku i zamiast przekazać go w testamencie swoim krewnym, postanowił powierzyć pod zarząd  Società di Esecutori di Pie Disposizioni (towarzystwu wykonywania testamentów działającemu od kilkuset lat), co nastąpiło w 1962 roku.
Wnętrz nie można fotografować, oprócz dziedzińca i ogrodu.
Z aparatem mogłam też pobuszować po ogrodzie, który niestety ucierpiał po ostatniej mroźnej zimie, a także został zapuszczony. Chodzi o żywopłoty, które według kryteriów włoskiego ogrodu są za wysokie. Ale i tak miło było wejść pomiędzy rośliny, kluczyć i dojść do ażurowego muru. Ażur w nim dość prosty, ale celowy, to trzy łukowe otwory łączące ogród ze słynną panoramą wokół Pienzy.
Drugi w planach, jak już wspomniałam, był tylko jeden kościół w Pienzy, a właściwie to na jej obrzeżach - Pieve di Corsignano. Drugi, po Sant'Antimo, romański kościół tego dnia, zupełnie inny w charakterze. Mniejszy, przysadzisty, ciemniejszy, bo z tufu wulkanicznego, o wiele bardziej zapomniany przez świat. Skromniejszy też w dekorację rzeźbioną, ale i tu znajdzie się coś dla miłośników stylu.
Najpierw oglądam główny portal z przedziwnymi i tajemniczymi stworami w nadprożu, łącznie z syreną o podwójnym ogonie oraz kariatydą w biforium (podwójnym oknie). Potem obeszłam świątynię i znalazłam drugie, boczne wejście.
Trudno nam współczesnym odczytać ten przekaz. Znalazłam tłumaczenia o płodności, nie tylko tej ludzkiej, ale i tej mnożącej wiernych, o kwiatach symbolizujących Chrystusowy kielich, o roślinności wiecznie zielonej oddającej charakter Raju, o węzłach odnoszących się do stabilizacji, o Lwie - Chrystusie, wężu - Szatanie. A taka niby skromna ta dekoracja.
Jedynie dwa splecione węże na kapitelu kolumny z wnętrza dołączają do programu rzeźbiarskiego z portali, dlatego umieściłam je razem z bogatszymi płaskorzeźbami z zewnątrz.
W środku czeka przyjemny półmrok powolnie ujawniający grube filary, skromne wyposażenie, prostą chrzcielnicę, przy której ochrzczono dwóch przyszłych papieży, wejście do zupełnie ciemnej krypty (buu, tym razem nie miałam latarki). Nad prostym ołtarzem z prezbiterium w szklanej klatce  wisi piękny krucyfiks. Nie lubię takich zabezpieczeń. Na szczęście to niewielki "zgrzyt", reszta bez zarzutu romańska.
Miałam jeszcze w tym wpisie umieścić zdjęcia z zakończenia wycieczki, ale stwierdziłam, że za dużo tego. Muszę je dokładniej przejrzeć, bo na razie mam problem z wyborem, dostaję kociokwiku, więc chociaż Wam go oszczędzę. Tak więc z tego dnia przygotuję jeszcze dwie notatki. Miłe przeciągnięcie wakacji, nieprawdaż?

27 komentarzy:

  1. Droga Malgosiu! Wspanialy ostatni dzien wakacji!
    Sant'Antimo, Montalcino, Pienza sa na mojej liscie (moze w przyszlym roku). Piekne zdjecia, marze , planuje i serdecznie Cie pozdrawiam!Mila

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne Gosiu! To światło wpadające przez okno w Sant'Antimo cudne... no i sam kościół także. Kościół romański .... cudo.
    Wprawiłaś mnie w dobry nastrój, a to nie łatwe w poniedziałek rano :-)
    uściski
    K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymaj te widoki pod powiekami przez cały tydzień :) Do nich może dołącz te z następnego wpisu.

      Usuń
  3. U nas srebrne wesele- Msza Święta w katedrze - też nam głos drżał;))Ogrody super -nawet nie zauważyłam,że żywopłot za wysoki -u nas już chłodno, chętnie bym się przeniosła;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ja gapa! Zapomniałam złożyć gratulacje i życzenia, byście 50 też mogli świętować w pięknym miejscu.

      Usuń
  4. Takie "przedłużone" wakacje są fantastyczne.
    Miejsca i detale, które pokazujesz pozostają na długo pod powiekami...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mażenko, te obrazy pod powiekami nakładają się potem na codzienność, przez to piękniejszą :)

      Usuń
  5. Jak zwykle mnóstwo ciekawych miejsc, smaków i detali, na które muszę sobie spokojnie wieczorem spojrzeć ;), a ogród jak na zapuszczony prezentuje się nadzwyczaj dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ja lubię czytać te Pani wpisy....tyle strawy dla ducha: sztuka, potrawy, niektóre równiez jak małe arcydzieła sztuki i te piekne zdjęcia:)Rozkochała mnie Pani w Toskanii:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam się z następnymi wpisami, a sama cieszę się z tych ciepłych słów - dziękuję!

      Usuń
  7. I ja dziękuję za wspominki - w Pieve di Corsignano byliśmy w zeszłym roku, więc to i dla mnie takie "przedłużenio-przypomnienie"! Annamaria

    OdpowiedzUsuń
  8. W Sant'Antimo chyba mogłabym się zamknąć. Szkoda ,że klauzula nie pozwala kobietom.Niezwykłe miejsce.I Pienza moja ukochana. Tyle szczegółów mi umknęło,choć byłam tam wielokrotnie. Koniecznie raz jeszcze z Twoim blogiem pod pachą.A po drodze nie wstąpiliście do bagno Vignoni w celu pomoczenia nóżek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po drodze było coś innego, o tym niebawem :) Chyba za dwa wpisy :)

      Usuń
  9. Małgosiu, jak ja Ci zazdroszczę tych cudownych wycieczek. Ale tak wiesz - tak pozytywnie zazdroszczę, ciesząc się ,że mogę Twoimi oczami oglądać piękno wloskiego krajobrazu i architektury.
    Uściski Kochana:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Majanko, nigdy Cię nie podejrzewałam o zawiść, widać, że umiesz się cieszyć radością innych i sama z niej czerpiesz :)

      Usuń
  10. Droga Małgosiu, jak Tobie, i Wam, nie zazdrościć tak pięknej oprawy dla Waszej egzystencji na tej ziemi! Nie ma wątpliwości, że jest różnica między prowincją, jak np. Kujawsko-Pomorskie z okolic Ciechocinka, a Montalcino i okolice, Piatoia i okolice, czy Sanremo, gdzie bylem tego lata przez aż dwa tygodnie u karmelitanek, a teraz muszsę odrobić referatem na temat biblijnych korzeni ich duchowości! Nie jest ważne, że nie JA, ważne że KTOŚ ma radość, przywilej, możność cieszyć się tym pięknem i tak pięknie nim się dzielić!
    Gratuluję, Małgosiu, i - opublikuj kolejny tom Twoich Toskańskich spełnionych marzeń! Sukces wydawniczy murowany!!!! Pozdrawiam Ciebie i Krzysztofa - Stasiu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stasiu, Stasiu, jesteś niepoprawnym optymistą, ale ja twardo stoję przy zakończeniu tej przygody na drugim tomie :) Pozdrawiam w imieniu Krzysztofa i własnym.

      Usuń
  11. A jednak Pieve! Przed wakacjami wspominałas, ze dotychczas nie dotarłas do Pieve, ale - jak widać - co sie odlwecze, to (na szczescie) nie uciecze.

    W tym kościółku przeczekiwałam ulewę - trwało to dośc długo, skape swiatło wewnątrz zmioeniało sie, w pewnym momemcie wyszło słńce - na parę minut zaledwie - i oswietliło kapitel z wężami. Przypatrzyłam sie i wydaje mi się, że to są aż trze węże, nie dwa.

    serdeczności,

    iwona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah! To Ty mi podpowiedziałaś Pieve, a ja się męczyłam, kto mi to powiedział, nie pamietałam komu podziękować, za to zachłyśnięcie się. Było wesoło, bo gdy znaleźliśmy się w Pienzy, zapomniałam nazwy. Poszłam więc do informacji, a tam przemiła pani od razu wiedziała, o co mi chodzi. Trudno jednak nie było, bo ją pociągnęłam za język, czy jeszcze coś romańskiego jest w okolicy, twierdziła, że nie.
      A co do węży, to sama swojemu wzrokowi nie dowierzam, ale kilka opracowań, do których dotarłam, zgodnie mówi o dwóch splecionych. Pozdrawiam dzisiaj słonecznie.

      Usuń
    2. No i zapomniałam podziękować, za podpowiedź, nie wiem, czy bez niej bym tam trafiła. Nie miałam pojęcia o tym kościele.

      Usuń
    3. Miło ma nadzwyczaj - nie sądziłam, że pamiętasz naszą korespondencję. To taki kamyczek w dużym ogrodzie rad i podpowiedzi od Ciebie, z których czerpę garściami od kilku lat. A jeśli możena coś jeszcze - czy widziałaś Abbazia di Farneta pod Cortoną? To znowu co innego, inne piękno, inne oblicze Toskanii romańskiej - o matko kochana, jaka ta Toskania jest niesamowita!
      Serdeczności z jesiennego Gdanska!

      iwona

      Usuń
    4. Jeszcze węże - ja też widziałam dwa, ale pod pewnym kątem światła zobaczyłam zarys łebka trzeciego i, przyjrzawszzy się potem powiększonym zdjęciom z podbitym kontrastem, stwierdziłam, że faktycznie - jest trzeci. I nie są splecione, tylko się nawzajem zjadają albo może łaczą. Literatury żadnej nie znam, jeśli możesz coś polecić, to będę bardzo wdzięczna, jeżeli tylko osiągalna w Polsce, to na pewno przeczytam. w mo dostępnej jest tylko kilka słów o architrawie w portalu głównym: "Mermaids, or sirens (...) - one of them spreading its forked tail (...) flanked by others, and a dancer, and a musician, with dragons whispering into their ears. Such symbols are steeped in medieval mysticusm, not entirely accessible to the modern imagination. One scholar interprets this scene as a cosmic process: the sirens, representing desire, at the intermediary by which nature's energy and inspiration (the dragons) are conducted into the conscious world. It hasbeen claimed that they betray the existence of an extatic cult, based on music and dance and dwscended from an ancient Dionisyan rituals." Niestey, nie podano, jaki to "scholar".

      Usuń
    5. Ja już teraz mało polskimi źródłami się posługuję, włoskie są bardziej szczegółowe, także dzięki temu, że mieszka tu wielu maniaków swojego regionu :)

      Usuń
    6. W tamtym opactwie nie byłam, notuję w dziale "do zwiedzenia".

      Usuń