poniedziałek, 12 września 2016

UNIESIENIE

Wróćmy do wycieczki na południe od Tenuta di Casaglia.
Znając kierunek, nie włączałam GPS, bo pamiętałam na mapie drogę wiodącą do celu. Ha!
A co zrobić na rozwidleniu? Skręciłam w prawą odnogę, lecz coś mi nie pasowało, coś mówiło: zapytaj kogoś. Tylko kogo? Żywej duszy nie uświadczysz! Dzikie lasy, zero zabudowań.
Nagle zza zakrętu wyjechał rowerzysta, otworzyłam okno i krzyczę pytając, czy tędy do Suvereto. Kolarz, jak to na rasowego włoskiego kolarza przystało, miał na uszach słuchawki i po wielu metrach coś mu w głowie zakołatało, że ktoś do niego wołał. Odwrócił się niepewnie i  ... pojechał dalej.
Wracam na skrzyżowanie. Jak byk, są drogowskazy! Tylko, że widoczne właśnie teraz, bo wcześniej musiałabym się odwracać do tyłu, by przeczytać, którą odnogę wybrać. Normalka. Czy ja się jeszcze temu dziwię?
Upewniona i zadowolona ze swojej intuicji każącej mi zawrócić, rozkoszowałam się wolną jazdą. Prowadziła mnie kręta droga, na której asfalt żył swoim własnym pokrzywionym życiem, wyrywając się z klasycznej płaskiej powierzchni.

W owym promocyjnym filmie "Przygody Alicji w Toskanii" Suvereto pojawiło się tylko na chwilkę. W jakimś chiostro walczyli rycerze. I tyle. Musiałam chyba od razu zajrzeć do internetu, czego nie pamiętam. Może zobaczyłam jeszcze jakieś zdjęcia? Coś spowodowało, że Suvereto wpisałam na listę toskańskich planów podróżnych.
Zaufałam sama sobie i nie przygotowałam się do wizyty. Skoro kiedyś zadecydowałam, że mam jechać, jadę.
Lubię za pierwszym razem po prostu zobaczyć miejsce, dać się prowadzić nieznanym uliczkom, odkrywać zapewne innym bardzo dobrze znane widoki.
Wszystko było cudownym zapełnianiem białej plamy na toskańskiej mapie. Zaczęło się od "wysokiego C" i nie chciało odpuścić. Z każdym kamieniem, z każdym zaułkiem, z każdym budynkiem nabierałam powietrza, by wydać z siebie głębokie westchnienie i unosić się coraz wyżej.
A owo "wyżej" ma dwojakie znaczenie: stanu ducha i dosłowne.
























Suvereto jest idealnym przykładem miasteczka wyrosłego na wzgórzu, które obkleiło je swoją architekturą.
Zaczęło się, a jakże!, od romańskiego kościoła.
Dziwne położenie, bo tuż przed bramą starego miasta. Parę detali w portalu i jestem w siódmym niebie.

Zapewne musiałam mieć jakieś rozognienie w oczach (i wcale nie z powodu upału), bo zaczepił mnie dystyngowany starszy pan, którego córki pomagały mu w podróżowaniu. Zapytał po angielsku, czy ten portal mi się podoba. Słyszałam wcześniej z ich ust bardziej śpiewny język, i przeszłam od razu na włoski. Pan był mocno ukontentowany. Pozachwycałam się architekturą romańską, duma z dziedzictwa swojego kraju delikatnie wyprostowała zgarbione plecy starca.
W środku niewiele romańskich zdobień, ale kilka pięknych elementów zatrzyma wzrok każdego amatora średniowiecza.
Prosta misa, resztki fresku, tajemniczy napis.

Ujęło mnie ustawienie Madonny, na ołtarzu, w tyle, za wiszącym krucyfiksem.

Czytelna historia, jaka wydarzyła się między tymi postaciami, wyraźne napięcie, zawieszenie między dzieciństwem a Męką Pańską.
Dobry początek.
Co dalej?
Pamiętacie zdjęcie, kiedy zdradziłam Wam, że marzy mi się czerwona Vespa? No, powiedzcie sami, czy coś nie jest na rzeczy? Żeby tak do mnie filuternie mrugać tą czerwienią?


Wiem, do przeprowadzki to bardziej nadałaby się pszczółka:

Blisko bramy, ale już wewnątrz miejskich murów, jest położony drugi kościół. Mniej uroczy, za to z zastanawiającą marmuryzacją, w stylu, powiedzmy, ochronnym. Ktoś się chyba zapatrzył na wojskowe wzornictwo.

Oprócz oczywistego zainteresowania wnętrzami świątyń, tego dnia budziły one chęć pozostania w nich z prozaicznego powodu, jakim była pogoda.
Poszłam dzielnie pod górę, ratując się po drodze lodami.

Doszłam do oratorium, w którym spotkałam figurę Madonny Bolejącej.

Coś mi ten wzrok, zamiast przywodzić na myśl cierpienie, przypomniał wyraz twarzy figury anioła nazwanego przeze mnie "Wątpię". (Kliknij, jeśli nie pamiętasz).



To przy tym różem tnącym niebo oratorium jest chiostro z promocyjnego filmu.

Warto zajrzeć do Suvereto dla tego jedynego miejsca. Surowe, ale pełne zabawy światła z cieniem.

Akurat część była zastawiona sprzętem, bo całe miasteczko szykowało się do winiarskiej festy "Calici delle stelle" (Gwiezdne kielichy), organizowanej zawsze w czasie wyroju Perseid, zwanych inaczej Łzami św. Wawrzyńca.  Oczywiście, maksimum wyroju przypada na 12 sierpnia, ale co zaszkodzi przygotować się wcześniej na ich powrót na nasz nieboskłon?
Szykowanie stoisk i estrad nie jest ciekawe z punktu widzenia turysty, więc starałam się omijać je obiektywem. Na szczęście, było tyle miejsc, które aż prosiły się o uwiecznienie.














Za bramą z drugiej strony miasta zobaczyłam "afirmacyjną" tabliczkę z nazwą ulicy. Każda kobieta bez względu na wiek, może powiedzieć, że to ulica jej imienia :)
Ulica Pięknej Dziewczyny
Wróciłam za mury i zaczęłam wspinać się ku fortecy górującej nad miastem.

Pustawo tam, ale można sobie wyobrazić średniowiecznych rycerzy wypatrujących zagrożenia.
Na koniec zostawiłam sobie widziany wcześniej ratusz.

Zobaczyłam go tylko z zewnątrz, co nie umniejszyło zachwytu i coraz wyższego szybowania nad ziemią.
Cieszyło mnie wszystko.
Kamienie, barwy, kot o anielskich oczach, maski z wybałuszonymi oczami.

Gdy tak już napełniłam się radością, gdy tak już mi było lekko, gdy obłoki zaczynały delikatnie łaskotać mnie po nosie ... bach!
Krasnale sprowadziły mnie na ziemię. Chichotały z lekka złośliwie.

Salva

20 komentarzy:

  1. Dobrze, że przy trudach przeprowadzki humor Cię nie opuścił. Cieszyłam się razem z Tobą wędrując uliczkami na których czas znaczy chyba coś innego. Miejsce urokliwe i ciekawe. Lody smaczne? I przy przeprowadzce nie nadwyręż pleców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś Ty! Przeprowadzka jest męcząca, ale nie smutna :) Lody, oczywiście, pyszne!

      Usuń
  2. ha ha ha pamiętam anioła wątpię bez wracania do tamtego wpisu, zapadał w pamięć i faktycznie ta Madonna może spokojnie być z nim w parze osobliwych figur. Może powinna Pani stworzyć taki cykl jak się węcej takich napatoczy :)

    Miasteczko urocze, kot piękny a krasnale zabawne.

    W Pienzie jest via della fortuna i via dell'amore :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Amore" nikogo nie zdziwi w tym kraju, nieprawdaż? A co do figur, będę czuwać!

      Usuń
  3. aaa i jeszcze jest w Pienzie via del bacio :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś gdzieś spotkałam na nasze: "Zaułek pocałunku kobiety"

      Usuń
  4. a w Sovicille jest Via della Curva. Kot przepiękny.I latarnia. A te gałki to co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakręt jakoś mało mi pomaga w afirmacji :) Gałki to "starożytny" dzwonek.

      Usuń
  5. Och, bella ragazza! Jak mi tego brakuje... Tej włoskiej włóczęgi, ech. Tego mylenia dróg i odkrywania pozaturystycznych, zjawiskowych miejsc dla tubylców.
    Tęsknota, to za mało. Himalaje tęsknoty! Za zwolnionym tempem i radością z każdego detalu, który uruchamia lawinę skojarzeń i wspomnień.
    Ale poetycko pojechałam, co nie?:P
    Ściskam!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadrabiaj Kochana, jak najszybciej. Życzę Ci tego z całego serca :) Leć poezją, ile się da, po co zatrzymywać się na prozie?

      Usuń
  6. Jak dla mnie Madonna wygląda jakby zaraz miała kichnąć ;) Madonna Kichająca... sorry ;)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ciekawe skojarzenie. U mnie zadecydował anioł, już będę miała przez niego to skrzywienie, a raczej przymrużenie oczu.

      Usuń
  7. A ja co dopiero wróciłam i już tęsknię... Za małymi borgo, które pamiętają wiek XI czy pieve z VIII, za widokami jak z bajki,sennym spokojem i wolnym tempem... No, ale to były wakacje. Mam nadzieję, że do przyszłego roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie byłaś dokładnie, Aniu? Coś kojarzę, że bardziej na południe miałaś jechać?

      Usuń
  8. Piękne zdjęcia! A najbardziej nazwa ulicy mnie rozwaliła :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Fantastyczne zdjęcia... Głównie na nich się na razie skupiłam, bo dopiero co przywiodły mnie tutaj niezbadane prądy internetu. Sama mieszkam w Belgii (i jestem tym krajem zachwycona: belgianasznowydom.blogspot.be) ale lubię podziwiać inne części świata, zwłaszcza takie urokliwe i pełne niespodzianek. Pobuszuję więc tu trochę. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest wspaniałe, gdy ludzie odnajdują swoje miejsce na ziemi. Życzę powodzenia i coraz większego zachwytu Belgią, której w ogóle nie znam. Cieszę się, że moje zdjęcia zwracają uwagę :)

      Usuń
  10. Te krasnale są ponad wszystkim! Zakamarki urocze miasteczko niby takie same a jednak inne! Kolejne piękne! Dzieki że masz czas i siły ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szłam potem do auta i chichotałam na głos, myśląc o tych krasnalach :)

      Usuń