niedziela, 6 sierpnia 2017

MEDAL I PUCHAR

MEDAL
Jak zapewne zauważyliście, o sporcie to ja właściwie nie piszę. Nie uprawiam, nie za bardzo interesuję się, chociaż zawsze podziwiam ludzi za wytrwałość w dążeniu do osiągnięcia formy. Są, oczywiście sporty, które mają w sobie dużo piękna, ale czas entuzjazmu, amatorskiego uprawiania siatkówki i bycia kibicem mam za sobą.
Nie da się jednak czasami uniknąć przenikania, wchodzenia w nieinteresujące mnie już dziedziny życia.
Dwa tygodnie temu bilardziści z Tobbiany postanowili uczcić mistrzostwo okręgu, poprosili proboszcza, czy mogliby urządzić kolację na trawniku przed plebanią. Prośba nie wzięła się znikąd, bo parafianie urządzają tu już od lat wielkie kolacje na 200 osób, albo i więcej. Jedna taka kolacja za nami, ale ze względu na złą pogodę na początku lipca, odbyła się w zamkniętym pomieszczeniu. Pomagałam wtedy przy strojeniu stołów i roznoszeniu posiłków, więc i tym razem pomagałam przy organizacji.

 






Pod koniec kolacji, wszyscy zasłużeni dostawali odznaczenia, myślałam, że to zasłużeni gracze, czy może działacze klubu, a tu nagle podchodzą do mnie i wręczają mi medal z wyrytym moim imieniem.
Jest to dla mnie bardzo symboliczna i poruszająca sytuacja, gdyż pokazała, że w pewien sposób zostałam już wciągnięta w pejzaż Tobbiany.
Proboszcz, oczywiście, też został uhonorowany.
Przy okazji powiem Wam, że nasi bilardziści grają w mniej znaną odmianę, zwaną w Polsce karambolem. Stoły nie mają łuz (czyli otworów), są podgrzewane, bo powierzchnia musi mieć stałą temperaturę około 36 stopni.

PUCHAR
Lipiec był też miesiącem gminnego turnieju piłkarskiego rozgrywanego od 40 lat, z ośmioletnią przerwą. Grają w nim młodzi męzczyźni. Tobbiana nigdy wcześniej nie wygrała, choć często bywała o krok od zwycięstwa, ale zabrakło chyba jej przysłowiowego łutu szczęścia.
Proboszcz wybrał się na dwa mecze eliminacyjne. Na pierwszym, gdy już wychodził po wygranym dla Tobbiany meczu, kibice drugiej drużyny spojrzeli na księdza i powiedzieli "oto, czemu przegraliśmy".
Tobbiana szła w tym roku jak burza. Aż podczas meczu dwóch innych drużyn sędzia wręczył jednemu zawodnikowi dwie żółte kartki, co powinno automatycznie zakończyć się czerwoną kartką, ale tak się nie stało. Przeciwna drużyna pojechała na skargę do związku piłkarskiego w Pistoi i uznano ich żądania. Trzeba było rozegrać dodatkowy mecz, a to wiązało się z tym, że jedna z drużyn musiałaby grać trzy mecze w jednym tygodniu, jeśli turniej miał się zakończyć na czas. Ta drużyna powiedziała, że to niemożliwe, odmówiła dalszej gry, w tym miejscu postanowiono zakończyć turniej. I tak Tobbiana miała zostać po raz pierwszy w życiu zwycięzcą turnieju, jednak to było gorsze od przegranej, bo wygrać walkowerem to dyshonor.
Nagle pojawiła się informacja, że turniej będzie kontynuowany. Mały ministrant z drugiej parafii pytał Krzysztofa, za kim będzie kibicował, jeśli Tobbiana spotka się z Fognano. Proboszcz powiedział, że w pierwszej części za Fognano, a w drugiej za Tobbianą. Chłopczyk zupełnie serio spytał się, czy mógłby mieć prośbę, żeby było na odwrót. Zaskoczony pryncypał zapytał, dlaczego. Chłopiec zdradził, że Fognano zazwyczaj lepiej gra w drugiej połowie.
Proboszcz postanowił, na wszelki wypadek, nie iść na ten mecz, by nikt nie dopatrywał się faworów dla którejkolwiek parafii.
Fognano odpadło, Tobbiana przeszła do finału.


Wtedy człowiek w koloratce pojawił się znowu na trybunach angażując się w kibicowanie aż do zdartego gardła.
Vittoria!
4 sierpnia 2017 zwyciężyli!!!

Proboszcz polecił oznajmić to światu kościelnymi dzwonami i oświetleniem.

Weźcie pod uwagę, że mecze rozgrywane były późnym wieczorem, więc gdy zwycięska drużyna dojechała roztrąbioną kawalkadą, po tryumfalnym objechaniu całej gminy, była godzina 1 w nocy.


Piłkarze uformowali zbitą grupę i skandując maszerowali z pucharem na czele. Myślałam, że idą zjeść spóżnioną kolację, a oni zmierzali w odwrotnym kierunku wykrzykując "Ksiądz jest jednym z nas".

   

Krzysztof zszedł do nich, wręczyli mu puchar i przyszli pod kościół, prosząc o błogosławieństwo  i przemowę.
 


Było w tym tyle poruszającej radości. Podejrzewam, że większość młodych miała pierwszy raz do czynienia z nowym proboszczem.
Nagle zapadła cisza, drużyna gdzieś się rozpłynęła.
Wszyscy w skupieniu poszli na cmentarz, by złożyć hołd zmarłemu ojcu jednego z zawodników. Gdy wrócili z powrotem już na nich czekał proboszcz ze słodkim winem, no nie mógł niczym innym poczestować niż trunkiem, które w nazwie ma świętość - vinsanto :)



Dzisiaj na dzwonnicy pozostał jeszcze widomy znak zwycięstwa, Krzysztof zawiesił na niej flagę Tobbiany.
 

 Niestety, większość dokumentacji filmowej mam umieszczoną tylko na Facebooku. Poniosły mnie sportowe emocje i dałam relację na żywo, której potem nie można przenieść na bloga.

8 komentarzy:

  1. Bardzo miłe jest takie wyrożnienie:)Teraz Tobbianianka uznana,już swojak:)Wytrzeszcz dostałam na widok gabarytów patelni.Na takiej przygotować jadło:)toż to wyzwanie Pozdrawiam medalistkę na medal Roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najtrudniejsze to przyniesienie tej patelni na miejsce akcji :)

      Usuń
  2. No i super!Od razu wiedziałam, że w tę Tobbianę wrośniecie całkiem, a kolejne zdarzenia, uroczystości i spotkania tylko potwierdzają moje przypuszczenia.
    Wyobrażam sobie tę atmosferę po wygranej! :)))
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ to wspaniałe! Udzielają się te emocje nawet wirtualnie... gratuluję wygranej Tobbianie i medali nowym Tobbiańczykom :) Człowiek czyta i tęskni za byciem częścią takiej prawdziwej wspólnoty... gigantyczna patelnia dla wszystkich dobrze ją symbolizuje. Bravi, don Christophoro!
    Pozdrawiam, Aldona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, zaznaję tu atmosfery tak znanej nam z literatury i filmów.

      Usuń
  4. Fajne takie imprezy, ktore integruja sasiadow, parafian, czy mieszkancow. Gratuluje wygranej, a medal zasluzony. Pyszne jedzenie, dobre towarzystwo, super nastroje I Vino Santo......co jeszcze potrzeba! Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń