środa, 11 października 2017

TYLKO DLA KOZIC

Dzisiaj następny "odciągacz od bloga" - grzyby.
Maniactwo grzybowe, pryncypała i moje, nie pozwoliło nam przejść obojętnie wobec propozycji pójścia w tutejsze lasy z wytrawnym grzybiarzem. Obiecał pokazać dobre miejsca, ale zrobił to tuz przed festą.
Byliśmy już przygotowani na tę ewentualność od strony prawnej. Tak, tak, prawnej.
W Toskanii, a podejrzewam, że i w całych Włoszech, nie zbiera się grzybów za darmo.
Cena zezwolenia jest uzależniona od tego, gdzie się mieszka. Najtaniej mają mieszkańcy danego regionu grzybiarskiego, czyli np. Tobbiańczycy. Za pół roku zezwolenia płaci się 6,50 € na poczcie. Właścicielem rachunku jest Regione Toscana (czyli województwo Toskanii). Najgorzej mają ... turyści spoza Toskanii, płacą 15€ za dzień zbierania. My (rezydenci) mamy prawo do 10 kg zbioru na dzień, pozostali 3 kg. Nikomu nie wolno zbierać we wtorki, a zbieracze spoza powiatu Pistoia nie mogą też i w piątki. Ostatnią ważną regułą jest rozmiar grzybnego kapelusza - nie może być mniejszy niż 4 cm.
Zastanawiałam się, jak przebiega egzekwowanie prawa. Nasz cicerone szybko rozwiązał zagadkę. Leśni strażnicy czatują przy samochodach, w końcu każdy grzybiarz będzie chciał do niego wrócić :)
Wjechaliśmy do lasu w zupełnych ciemnościach, a ponoć przed nami już musiał ktoś jechać. Uzasadnienie? Zwierzęta już się schowały, nie przebiegają przez drogę.
Czekaliśmy na poboczu drogi, aż się rozwidni na tyle, byśmy mogli gnać za R. po wąskiej ścieżce. Potem gnać się nie dało, za to można było połamać nogi i stracić oczy wytrzeszczone z powodu grzybów, a raczej ich braku.

 
 

 Nieszczęśliwie pojechaliśmy na początku sezonu, gdy było zbyt sucho, wietrznie i chłodno, by grzyby poszalały. Na początku wrzuciłam do koszyka coś trującego, żeby w ogóle jakiś grzybek targać przez lasy.


   

 Odechciało mi się zbierania w Toskańskich lasach. Choćby nie wiem, ile tych grzybów było, z kolorem jeszcze bym sobie poradziła, że podobny do liści, ale jak je wypatrzeć pod liśćmi? R. rozpoznawał, gdzie są ulokowane po lekkim wybrzuszeniu.

 

 Nie do tego przyzwyczaiły mnie polskie bory. Znalazłam jednego - słownie jednego - prawdziwka.
   

 Krzysztof też jednego, we trzy osoby znaleźliśmy około 800 gramów grzybów.
Do tych utrudnień dodajcie strome bardzo wzgórza, często poprzetykane skałami.
Bez porządnego kostura pokonywałabym zejścia w zbyt szybkim tempie, nie na nogach, a i wspinanie się chociaż troszkę było dzięki niemu łatwiejsze.
Na szczęście, R. wypożyczył mi pięknie wygładzony rękami kij.

Szczerze powiem - to nie dla mnie, nie sprawiło mi przyjemności takie grzybobranie. Tylko las dostarczył wspaniałego poczucia przebywania w totalnej głuszy.





 

 R. zlitował się nad nami i prawie wszystkie grzyby nam podarował.



 Skończyły w risotto, pysznym tak, że ja, która wolę zbierać grzyby, niż je jeść, byłam zachwycona znalezionym przepisem (na portalu giallozafferano) , dlatego dzielę się nim z Wami.

RISOTTO Z PRAWDZIWKAMI (4 porcje)
320 g Ryż do risotto (polecany carnaroli)
400 g świeżych prawdziwków najlepiej wyczyszczonych na sucho (dałam prawie dwa razy tyle, żeby nie zmarnować dóbr, wiem już że lepsza byłaby waga około 600 g)
bulion warzywny (nie miałam, dałam własnej roboty mięsno-warzywny koncentrat, absolutnie polecam)


1 cebula (zwyczajna, złota) drobno pokrojona
1 ząbek czosnku
30 g masła
sól i świeżo zmielony pieprz

na koniec:
50 g parmezanu
30 g masła
2 łyżki posiekanej natki pietruszki

Grzyby umyć tylko w przypadku mocnego zabrudzenia, zrobić to szybko, by nie nasiąknęły wodą. Pokroić na duże plastry o grubości 7-8 mm. Starać się zachować integralność przekroju grzyba. 
Podgrzać na patelni oliwę i delikatnie zaromatyzować ją ząbkiem czosnku, krótko. Potem dodać grzyby i na pełnym ogniu podsmażyć przez około 10 minut. Mają "nabrać koloru". Następnie posolić i posypać pieprzem, zestawić z ognia.
Rozpuścić masło, dodać cebulę i dusić około 10-15 minut.
Kiedy cebula się rozgotuje dodać ryż i doprowadzić do niemal przezroczystego stanu (parę minut). Zacząć dodawać powoli bulion. Mój rozrobiłam gorącą wodą i taki dodawałam do ryżu, gotującego się na średnim ogniu.
Gdy ryż jest jeszcze twardawy dodać odstawione grzyby i jeszcze chwilę podgotować regulując ilośc soli i pieprzu. 
Zdjąć z ognia, dodać masło, starty parmezan, jeśli jest zbyt gęsty dodać jeszcze trochę bulionu i na koniec przyprawić pietruszką. 

W przepisie podano, że możecie potrawę przechowywać maksymalnie dwa dni w lodówce, odradza się jej zamrażanie. A ja nawet odradzam przechowywanie, bo to risotto traci na smaku, gdy jest odgrzewane. Jeszcze jedna rada, jak zastąpić świeże suszonymi: w proporcjach 1:10, których na razie nie wypróbowałam, więc podałam za portalem. Zaleca się też dodanie nipitelli zamiast natki, ale mnie nie do końca odpowiada ten silny aromat. Jeśli jednak chcielibyście zaryzykować, szukajcie ziela o nazwie kalaminta mniejsza, dosyć podobnego do kocimiętki (widać ją za ryżem na talerzu). 

SMACZNEGO!

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam risotto grzybowe. Robię je z grzybów suszonych. No i podlewamy trochę winem na pożądku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie na początku zdziwiło, że to risotto jest bez wina, ale spróbowałam i zrozumiałam, że tujetsze prawdziwki nie są tak mocno aromatyczne chyba, jak polskie, więc lepiej je smażyć i nie nadawać im winnej nuty. Przyznam, że nie mam porównania, bo w Polsce namiętnie zbierałam grzyby, ale prawie w ogóle nie jadłam, więc nie mam doświadczenia risotto z polskimi grzybami.

      Usuń
  2. Widzę na fotografii piękną kanię, a w koszyku nie? Pozdrawiam serdecznie,
    Małgorzata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były nawet dwie. Ale po doświadczeniu, gdy nasz cicerone bezpardonowo wyrzucił mi siniaki z koszyka (nie zdążyłam fotki strzelić), nawet nie próbowałam umieścić kani w koszyku, lepiej niech sobie rosną.

      Usuń
  3. Zaiste wspaniały opis grzybobrania :)))).
    Ale fotki za to uzbierałas cudne. I te fioletowe gałęzie, i te omszałe. Achhhh...
    Kinga

    OdpowiedzUsuń