środa, 12 września 2018

ODRODZENIE

Z wielką ulgą mogę powiedzieć, że problemy zostały pokonane. Łatwo nie było. Musiałam przenieść domenę "matyjaszczyk.com" na inny serwer, a to była reakcja łańcuchowa. Nie działał mail, nie działał blog, nic co było powiązane z moim adresem. Firmy tak łatwo nie wypuszczają klientów ze swoich objęć, więc mój poprzedni dostawca kazał mi czekać wiele dni, żeby się przekonać, że moja decyzja jest ostateczna. W dodatku, komunikacja z nim kulała, co powodowało następne opóźnienia.
Część Czytelników wiedziała z Facebooka, co się dzieje, ale nie miałam żadnej możliwości powiadomić wszystkich o tym na blogu, bo adres nie działał. Dziękuję Wam za cierpliwość, za troskę, wyrażoną także w mailach, które pisaliście na mój adres ze strony proarte.it.
Mimo, że na razie zawiesiłam pisanie, bo intensywnie pracuję nad wspomnianym już kiedyś projektem, postanowiłam osłodzić chwile rozłąki z Wami.

Zapraszam dzisiaj na figowe szaleństwo.



W tym roku drzewa w parafialnym ogrodzie uginają się od owoców.

Lubię je na surowo, ale niestety, nie mogę ich jeść za dużo. Jest ktoś inny, komu nie przeszkadzają lekko zapalne właściwości świeżych fig.

Pozamieniałam je w dżemy i nie tylko.


Surowych użyłam też do deseru, którym "poczęstuję" Was na koniec.
Dżemy (a właściwie to chyba konfitury?) robiłam małymi porcjami, żeby eksperymentować różne dodatki.
Zawsze był to cukier, ale dużo mniej, niż w przepisie. Zawsze był to sok z wyciśniętych cytryn, więcej niż w przepisie. I prawie zawsze była dorzucona skórka z cytryny.




Następnie "jak stryjenka sobie życzy":
- peperoncino
- mięta (dodana na ostatnie pięć minut, w gałązkach, które potem wyjęłam)
- plastry zamrożonych zimą czerwonych pomarańczy (zwycięzca w konkursie na najlepszy smak)


Proporcje, mniej więcej:
800g fig
200g cukru
ok 90 g soku ze świeżo wyciśniętych cytryn.
45 minut gotowania w kawałkach, lekkie zmiksowanie, żeby część została wyczuwalna część owoców. Gorące do słoików, zamknięte ustawiam do góry nogami, przykrywam ręcznikiem i czekam, aż wystygną.

A potem siup! na philadeplphię, z listkiem cytrynowej bazylii. I śniadanie gotowe!




Od Paoli dowiedziałam się o figach w brandy. Oj, to, to! Samej brandy nie lubię, ale w tym przepisie nie przeszkadza, wręcz odwrotnie. Jeden słoik nieufnie miał wybrzuszone wieczko, więc spróbowałam po krótszym, niż wskazano w przepisie, czasie oczekiwania. Pyszne, zachowują dużo ze smaku surowych, plus orzechy - zawsze i wszędzie mniam.
Figi muszą mieć obcięte ogonki.


Przygotujcie:
1 kg fig (dojrzałych, ale niezbyt miękkich)
500g cukru (dałam ciut mniej)
sok i skórkę z jednej cytryny
brandy 100g
włoskich orzechów


   

250 g gorącej wody Przekroić figi na połowy, nadziać orzechami i przekładać w słoikach warstwami, każdą skrapiając brandy, polewając wodą i dodając sok i skórkę z cytryny, zasypując cukrem.

 


I na koniec, tylko na zdjęciu, bo całość zniknęła w żołądkach gości, sernik stracciatella w figowej i jeżynowej odsłonie. Przepis ze strony "Kwestia smaku".



9 komentarzy:

  1. Tak myślałam, że to problemy z komunikacją, bo ostatnio też takie miałam. Najważniejsze, że już znowu jesteś MM. Takie figi to tylko w Toskanii, u nas w Polsce te surowe nie do zdobycia. Ale poczytać i pooglądać przyjemnie bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie, że są jednak w Polsce w sprzedaży, napisałam artykuł zmotywowana przez znajomą, która mówiła, że w Biedronce były.

      Usuń
    2. Poprzedni wpis był mój, coś jednak jeszcze niezbyt dobrze działa.

      Usuń
  2. To prawda takie figi to tylko w Toskanii.
    Zazwyczaj blogowa kuchnia mnie nie interesuje, ale Ty pokazałaś ją po mistrzowsku, także wymiękłam podobnie jak Druso.
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, bo to był zwariowany figowy czas, a że wydawał mi się fotogeniczny, to podzieliłam się nim z Wami.

      Usuń
  3. To fig nie trzeba obierać ze skórki? Zawsze myślałam, że tę wierzchnią, zieloną lub fioletową trzeba ściągać, a tu widzę i w przetworach i na serniku figi w skórce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są dwie szkoły, a raczej dwa upodobania, ze skórką i bez, jak kto woli :) Oczywiście, ze skórką są bardziej efektowne, zwłaszcza na zdjęciach. Szkoda, że nie mam tych ciemnych, byłoby jeszcze piękniej.

      Usuń
  4. Uffff, Małgoś, jak dobrze, że jesteś z powrotem:) Nie spisałam sobie maila, nie wiedziałam, co się dzieje i tak od czasu do czasu odświeżałam stronę, a tu dziś niespodzianka:) W dodatku częstujesz figami, a ja mam na ich punkcie totalnego bzika. Oczywiście najlepsze prosto z drzewa, ale od czasu do czasu wpadam na all i biorę co mają - od puszek z figami w syropie po fantastyczny dżem z orzechami włoskimi. Druso, jak ja ci chłopaku zazdroszczę! Pozdrawiam Cię, Małgosiu, cieplutko, czekam cierpliwie, jak skończysz robotę i nam zaprezentujesz efekty. Barbara

    OdpowiedzUsuń
  5. ale apetyczny wpis, zgłodniałam :)

    OdpowiedzUsuń