Tym razem zaczęłam od zdjęć. Zrobione o różnych porach dnia i roku, w różną pogodę, łączy je jedno, to widok z Tobbiany, sprzed plebanii, bądź z jej okien. Bywa, że nie widać gór na horyzoncie, bywa, że wystają nad chmurami, czy nad mgłą, albo zachodzące słońce wycina je z czerwonego nieba. I właśnie o te niewysokie (maksymalnie 633 m n.p.m.) góry mi chodzi.
Malując słucham muzyki i audiobooków, zależnie od nastroju i tematu obrazu. Czasami youtube, z którego najczęściej korzystam, proponuje mi coś nowego, ale według algorytmu będącego w moim kręgu zainteresowań. I tak trafiłam na wiersze czytane przez Herberta (https://youtu.be/UNzPvXspIMM).
Wśród nich (począwszy od 18'27'') jest ten, który przywiódł mnie do okna.
Każdego dnia spoglądam na "początki". To niezwykłe, że na tych wzgórzach przyczaiło się małe Anchiano, gdzie narodził się Leonardo, a 3 km dalej majestatycznym, acz prostym zamkiem przyciąga turystów Vinci, bo w tym zamku mieści się muzeum Leonardo, bo zaraz obok jest kościół, w którym go ochrzczono. Niestety, samych miejscowości nie widzę, ale sam widok łańcuchu górskiego szaleje mi po wyobraźni.
Mistrz, będąc chłopcem, biegał dużo po tych wzgórzach, obserwował przyrodę, to gdzieś tam na horyzoncie, widzianym z mojego okna, narodziła się w nim ciekawość świata, która fascynuje nas, która każe szukać każdego śladu po toskańskim geniuszu, która wyciąga z niektórych kont bankowych bajońskie sumy na zakup "Salvador Mundi", która w czasach "bez maseczki" przyciąga niezliczone rzesze przed niewielki obraz ulokowany w wielkim muzeum.
Gdy byłam w Luwrze, odpuściłam sobie pokonanie tłumów. I tak nie dano by mi czasu na długie sprawdzanie, czy faktycznie warto czekać na audiencję u Mony Lizy.
Wiersz nie tylko kazał stanąć mi w oknie, przypomniał o własnej pielgrzymce do Luwru, w poszukiwaniu Marii Magdaleny, o swoistym rozczarowaniu, o niemocy wywołania dawnego zachwytu. Może nie byłam aż tak bezlitosna, jak poeta dla tłustej Włoszki, ale odłożyłam Gorgesa de La Tour do "szuflady z dawnymi miłościami".
W której "szufladzie" trzymam Leonardo da Vinci? W tej, która gromadzi głównie zachwyt nad pasją, nad niecierpliwym i cierpliwym dociekaniem świata. Ja chyba nad obrazy wolę rysunki mistrza, niezwykłą kreskę, doskonałą obserwację. I pomyśleć, że tak mi niedaleko do miejsca urodzenia i tak daleko do geniuszu.
Pani Małgosiu w styczniu 2020 byłam na wystawie zorganizowaną w 500 lecie śmierci Leonarda w paryskim Luwrze.Czy Pani widziała tą wystawę było mnóstwo rysunków nawet z prywatnej kolekcji królowej Elżbiety.Serdecznie pozdrawiam Joanna
OdpowiedzUsuńNo, jeszcze tak dobrze nie jest, żebym do Paryża specjalnie na wystawy jeździła :) Ale miałam to szczęście zwiedzić tu dwie zorganizowane na tę samą okoliczność. Chyba je opisywałam? Pozdrawiam równie serdecznie.
UsuńMałgosiu,piękne miejsce los Ci wybrał na mieszkanie.Chyba wiedział że lubisz takie
OdpowiedzUsuńklimaty.Pozdrawiam