Na Wielkanoc życzyłam Wam i sobie, by mieszkała w nas Nadzieja. Było to też życzenie bardzo osobiste, wynikające z trudnych tygodni, które ostatnio przeżywałam. Nie chciałam o nich pisać, bo każdy z nas mógłby teraz konkurować na liczby zmarłych i jak nam bliskich, musiałam to ogarnąć bez wywnętrzniania się i Bogu dziękuję, że akurat zbliżała się Wielkanoc, Święto absolutnie związane z nadzieją. Stanęłam w miarę do pionu, więc mogę, jak co roku, pokazać Wam skrawki świętowania w Tobbianie.
Właściwie wykorzystałam to, co już było, dając czasami nakładkę sprawiającą pozór nowego, a przecież nikt nie powiedział, że zawsze musi być nowe, nieprawdaż? Przemalowałam zeszłoroczną dekorację z masy papierowej, inspirując się toskańską architekturą sakralną, z jej sztandarowymi wręcz biało-zielonymi pasami. Nie możemy jeździć turystycznie po Toskanii, to zaprosiłam Toskanię do domu.
Wykorzystałam też zrobione dawno temu druciane ozdoby i zakupione kiedyś w Polsce hurtowo wydmuszki gęsie. Resztę ozdób pewnie już rozpoznacie. Na więcej nie starczyło sił i czasu.
O colombę nie musiałam w ogóle zabiegać, pojawiła się od kogoś w prezencie i to ta najbardziej przeze mnie lubiana, sycylijska - czyli pistacjowa, co oznacza zwykłą colombę polaną białą czekoladą i posypaną pistacjami, zaopatrzoną w słoiczek z kremem pistacjowym.
W poniedziałek wielkanocny zaprosiliśmy naszych zwyczajowych gości (kościelnego i jego pomocnika); muszę potwierdzić, że jednak żurkowi nie może się oprzeć nawet najbardziej wybredne podniebienie obcokrajowca :)
Zaliczyłam też spektakularną porażkę pod kryptonimem "rzeżucha".
Odpowiednie ilości jedzenia pomagają skutecznie przeżywać religijną wymowę Świąt. Czasy, jakie są, nie muszę pisać. Krzysztof robił wszystko, na co mu pozwalały przepisy. Kolędy nie odpuścił (przypomnę, że we Włoszech zazwyczaj przebiega podczas Wielkiego Postu). Wystarczyło, że nie wchodził do domów, błogosławił domy przed wejściami, z czego ludzie byli bardzo zadowoleni. Nie czuli zagrożenia, ale czuli opiekę proboszcza.
Nie zrezygnował też Drogi Krzyżowej, która w Wielki Piątek zwyczajowo idzie uliczkami parafii. Po prostu przeszedł ją z pomocnikami i mną, jako operatorem kamery, czyli telefonu, by umożliwić ludziom uczestniczenie online (w ten sposób pierwszy raz w życiu uczestniczyłam w dwóch Drogach Krzyżowych). Podczas naszego przejścia, ludzie wychodzili tylko przed swoje domy, zachowując wszelkie narzucone covidowo formy.
Całe Triduum Paschalne było nadawane online.
Nie ryzykowałam jazdy do Pescii po kwiaty. Mimo, że jakoś mocno nie kontrolują nas, mimo "czerwonej strefy", nie chciałam nikogo przekonywać, że kwiaty są towarem niezbędnym. Wymyśliłam wdepnięcie (po drodze z badań lekarskich) do pobliskiego sklepu ogrodniczego, gdzie udało mi się okazyjnie wykupić piękne lawendy motylkowe oraz trochę azalii i hortensji do Grobu Pańskiego, który urządziłam skromniej, w samym kościele, a nie, jak to bywało, w osobnej kaplicy. Niektóre panie wykupiły kwiaty do domów, a co mi zostanie zasadzę w ogrodzie. To się już sprawdza od kilku lat, bo dzięki temu miałam do dyspozycji nie tylko zakupione kwiaty, ale i margaretki, czy świeże pędy kapryfolium. Wspomogłam się też porastającymi cały ogród śniedkami, czyli śpioszkami oraz dzikim czosnkiem, który akurat obficie kwitnie na poboczu dróg.
Pięknie tam u Ciebie. Pomijam dekoracje kościelne, bo to inna kategoria, taka jeszcze bardziej artystyczna i pewnie bardziej wymagająca. Ale te domowe dekoracje są przepiękne! U mnie nawet namiastek nie było wiele - tak mnie zdołowała obecna sytuacja. Jedzenia naprawdę nie przygotowałam dużo, a i tak na 4 osoby okazało się, że w nadmiarze. Na szczęście w większości takie, które łatwo odgrzać na obiad po świętach albo łatwe do przechowania na śniadania i kolacje w nadchodzących dniach. A mazurki (upiekłam trzy, bo uwielbiam!) mogą postać dłużej. Nic im nie będzie.
OdpowiedzUsuńAle tak poza wszystkim - proszę, niech już wróci normalność!
Dokładnie w stanie doła byłam przed Świętami, nawet nie chcę opisywać wszystkich przyczyn, bo myślę, że wszyscy moglibyśmy teraz konkurować w temacie, jak jest źle. Na szczęście, Wielkanoc podziałała na mnie faktycznie rodzajem zmartwychwstania, takiego tutaj, małego, ziemskiego. Szukam dalej normalności w nienormalności :)
UsuńCiekawe dekoracje.Szczegolnie podobaja mi sie te wykonane z drutu :-)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrazeniem dzialan ksiedza Krzysztofa. Blogoslawienstwo domostw zamiast wizyty wewnatrz jest prosty w swej istocie, przynosi pocieszenie i wsparcie w tym trudnym czasie no ale wymagajacy poswiecenia ze strony kaplana (u nas przed pandemia w ramach koledy ksiadz byl podwozony od domu do domu samochodem nawet jesli bylo to 20 metrow odleglosci)
Duzo zdrowia Malgosiu, dla Ciebie i Pryncypala
A
Nie chcę oceniać, kto i na ile się poświęca, cieszę się, że to, co zrobił Krzysztof zostało dobrze odebranie nie tylko przez parafian. Pozdrawiam zupełnie już zdrowa :)
Usuń